
Dziwnych czasów dożyłam ja i wszyscy, którzy żyją współcześnie. Zmieniła się bowiem mocno definicja „jesteś zwycięzcą”. Dziś bowiem największymi zwycięzcami zostają ci, którzy nie są w stanie nic zaoferować temu światu, albo w najlepszym wypadku zaoferować niewiele. Od kilku lat trwa nieustający konkurs na największą ofiarę losu. Bo tylko taka może stać się bohaterem.
Wszystko powoli zostaje wywrócone do góry nogami. Część jest wywrócona już nawet nie tylko do góry nogami, ale jeszcze i na lewą stronę. Bardzo dziwnie patrzy się na to wszystko, co dzieje się właśnie na naszych oczach. A co gorsza, to wydaje się, że to szaleństwo nie ma końca. Dziś chcę zwrócić uwagę tylko na niewielki wycinek tego, z czym obecnie żyjemy i z czym już musi mierzyć się część społeczeństwa, która chce po prostu normalnie żyć i realizować się na różnych płaszczyznach.
Ta realizacja jest mocno utrudniona. W Polsce jeszcze nie do końca, ale wiele wskazuje na to, że jesteśmy u progu tego, co ma już miejsce w innych państwach. Na przykład ostatnio dyskutowane są nowe przepisy, które podpisał jako jedne z pierwszych nowy prezydent USA Joe Biden. Chodzi mi mianowicie o to, że od tej pory chłopcy czujący się, albo podający się za dziewczyny, czy dziewczynki, będą mogli realizować się w sportach na równi z biologicznymi dziewczynkami. Ktoś mógłby powiedzieć: „No i dobra, w czym problem?”. Problemów jest dużo, począwszy od wspólnych szatni i pryszniców, przez organizację treningów, po efekt końcowy, czyli współzawodnictwo.
Nie będę odnosiła się do sportów typu pływanie synchroniczne, czy jazda figurowa na lodzie, bo to byłby jeden z najmniejszych problemów. Większe pojawiają się w sportach takich jak choćby boks. Chłopak, czy mężczyzna, który wystarczy, że powie, iż od dziś czuje się Kristiną, a nie Kristophem, albo Alexią zamiast Alexem, może wejść na ring i wytłuc wszystkie zęby stojącej w przeciwnym narożniku zawodniczce. Nie jest żadną tajemnicą, że mężczyźni i chłopcy są fizycznie silniejsi od kobiet i dziewcząt. A wiadome jest to od wieków. Dlatego natura stworzyła nas innymi i z innymi predyspozycjami do określonych ról społecznych, zawodów, a nawet zwykłych czynności fizjologicznych. Co wielu też już kwestionuje twierdząc, że mężczyźni mogą miesiączkować, a kobiety produkować plemniki. Zostawmy to jednak na boku.
Chodzi o to, że chłopcy lub mężczyźni, którzy nie mają fizycznie możliwości pokonania równych sobie przedstawicieli swoich płci, mogą bez trudu pokonać we współzawodnictwie sportowym słabsze jednostki. Jak wspomniałam, na ringu choćby. Mogą pokonać w pływaniu na czas, w koszykówce, w podnoszeniu ciężarów, w siatkówce, w rzucie młotem, oszczepem, w hokeju, w skokach narciarskich, slalomie alpejskim, czy w końcu i w piłce nożnej, futbolu amerykańskim, rugby i MMA. To wszystko będzie działo się przy oklaskach postępowej lewicy dla różnorodności i tak zwanemu wyrównywaniu szans. Pytanie tylko, czyich szans i jakiej różnorodności.
Powiem wam. Chodzi o to, że dziś większy poklask i uznanie zyskują osobniki, nie potrafiące w życiu uzyskać sukcesów czy wyników dzięki swojej pracy lub zdolnościom. Większe uznanie i zainteresowanie mają życiowi nieudacznicy, którzy temu światu mogą zaoferować użalanie się nad sobą, albo skarżenie się na nierówności, czy dyskryminację. Przykładów mamy w Polsce nawet aż nadto. Nie szukając daleko, bo w polityce obecny europoseł Robert Biedroń całą swoją karierę zbudował na byciu homoseksualistą, który w Polsce jest prześladowany lub dyskryminowany. Identycznie jak Paweł Rabiej, były zastępca prezydenta Warszawy, którego nawet skrytykowało własne środowisko.
Idąc dalej, to całkiem niedawno mieliśmy problem, o którym mówiła cała Polska. Mianowicie jedna z dziewczyn, albo raczej osobopartnerek niejakiego Margota skarżyła się, że ktoś ją wepchnął pod tramwaj, a ona ledwie uszła z życiem. Problem polega jednak na tym, że nie ma ani świadków takiego zdarzenia, ani żadnych dowodów na takie zdarzenie, kierowca tramwaju też nie potwierdza, aby taka sytuacja miała miejsce i na dodatek jeszcze monitoring nic nie zarejestrował. Podobnie było z panem Diduszko, mężem warszawskiej radnej, który musiał udawać martwego lub pobitego, bo nikt mu nie chciał przyłożyć.
Ale idąc dalej ofiarami zostają agresorzy, awanturnicy, którzy raczą nas od dawna przekazem o tym, jak bardzo są prześladowani, krzywdzeni, dyskryminowani. Budują sobie na tym swój kapitał zawodowy, społeczny, polityczny czy jakikolwiek inny. Jak choćby i Marta Lempart walcząca o prawo do aborcji, choć ciąża jej nie grozi, gdyż żyje w związku lesbijskim. Ale w końcu walczy dla innych poświęca się, gazem po oczach dostaje, jest wzywana na komisariat. To wystarczające poświęcenie dla realizacji bliżej nieznanych celów. Bo w sumie nie wiadomo co ma być osiągnięciem celu w tej heroicznej walce, którą może stoczyć absolutnie każdy nieudacznik życiowy. Wystarczy zrobić z siebie ofiarę z dowolnego powodu i miano bohatera można mieć w kieszeni. A co więcej, takiej osobie będą klaskać lewicowi aktywiści i ich wyznawcy.
Nie znam żadnych osiągnięć gospodarczych, zawodowych, kulturalnych, naukowych, publicystycznych, sportowych ani żadnych innych u Roberta Biedronia. Nie znam żadnych takich osiągnięć Marty Lempart, Margota, jego osobopoartnerów, podobnie jak wielu innych, którzy w ostatnim czasie wypłynęli do przestrzeni publicznej tylko dlatego, że ktoś gdzieś ich prześladował, a oni sami kreowali się na ofiary. Tak samo trudno jest znaleźć sukcesy sportowe tych mężczyzn, którzy zdobyli je dopiero jako kobiety. Mimo, że kobietami nie są, nie byli i nie będą.
Pojawia się tu naturalne pytanie, kto i jak ma stanąć w obronie tych ludzi, faktycznie dyskryminowanych i będących ofiarami różnych zdarzeń lub działań osób trzecich? Bo dziś się wydaje, że nie ma komu stanąć w ich obronie. A nawet jeśli tacy się znajdą, to narażają się na to, że zostaną oskarżeni o rasizm, faszyzm, czy cokolwiek innego. Albo jeszcze coś gorszego. Tak jak to zrobiła kilka dni temu tak zwana dziennikarka pisząca do żydowskich mediów, która starania o ściągnięcie Polaka umierającego w brytyjskim szpitalu określiła jako misję, która ma dobić jego rodzinę. Nie, nie ratunek człowieka przed straszną śmiercią, ale dobiciem jego rodziny.
I tak się dzieje, że wyśmiewane i wyszydzane są postawy heroiczne, faktycznie wnoszące coś dla ludzkości, za to gloryfikowane są osobopostacie, które robią z siebie ofiary losu i licytują się, która z nich jest bardziej skrzywdzona, która z nich jest większą ofiarą losu i większym nieudacznikiem życiowym mogącym zbić dowolny kapitał wyłącznie na atencji własnej osoby.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pan Biedroń został wybrany przez nasze katolickie społeczeństwo i katolickich wyborców...im po prostu nie przeszkadzało to co robi w domu a co może zrobić dla nich. Idąc tym tropem można powiedzieć tak o każdym...inni politycy zbudowali swoją postać na byciu heteroseksualistą, posiadaniu żony i dzieci?