Reklama

Słowo po niedzieli: Poprawność polityczna jak u „Sowy i Przyjaciele”

No jasne, że pan „prezydent” Europy w ogóle nie był nawalony jak plecak turysty. Miał na pewno atak rwy kulszowej i pomroczność jasną, a do tego jeszcze nagły napad choroby filipińskiej. Bo przecież za nic w świecie nie powie, przepraszam, zachlałem palnik, więcej to się nie powtórzy…

Tak to jest, że nawalony jak stodoła, ważny polityk, to od razu trzeba go opisywać, że w niedyspozycji, że coś dziwnego się z nim dzieje i tym podobne pierdolety. Media relacjonujące spotkanie na szczycie NATO podawały właśnie takie komunikaty – że dziwne zachowanie Jean-Claude Junckera, że jakaś niedyspozycja Jean-Claude Junckera, że chwiejny krok Jean-Claude Junckera i tak dalej, i tak dalej. A czy to było pierwszy raz? Otóż nie!

Dlatego, że nie było to pierwszy raz, media powinny napisać wprost, że Jean-Claude Juncker znów był pijany. Brukowce – że był zalany prawie w trupa. A jeśli tak zwany prezydent Europy komuś chciałby wytoczyć proces, to najpierw media, które miałyby jaja, same powinny wezwać na miejsce policję, by sprawdziła jego stan trzeźwości. Tak właśnie powinno się stać. Wyobraźcie sobie, że widzicie pijanego urzędnika, albo kierowcę autobusu… i co? Nic? Nie zareagowalibyście? Ja przypominam, że trwał szczyt NATO, najważniejszej instytucji bezpieczeństwa w Unii Europejskiej i w Polsce. To chyba wystarczy, żeby mieć pewność, że wszyscy są trzeźwi.

Poza tym, mój Boże! Reszta polityków. Zamiast odprowadzić pijanego gdzieś, gdzie go nikt nie zobaczy, udają, że wszystko gra. Im może też się nie wydaje, że ktoś to zauważy. Otóż zauważyli wszyscy, włącznie z obecnymi na szczycie politykami. Ale czasami trzeba mieć jaja, żeby zareagować prawidłowo. Strasznie żałuję, że mamy takie miękkie faje wśród przywódców, że właściwie nikt nie zareagował tak, jak powinien. Każdy normalny człowiek umiałby stanąć na wysokości zadania i załatwiłby sprawę w try mi ga.

Niestety, mamy do czynienia z poprawnością polityczną, która nakazuje swoim obyczajem, robić z logiki panienkę lekkich obyczajów. Co obserwuję zresztą od bardzo dawna. Źle się dzieje, że tak się dzieje. Bo gdyby na miejsce przyjechała policja, zabrałaby delikwenta na wytrzeźwiałkę, czy cokolwiek tam mają, po czym taki polityk zapłaciłby grzywnę za wykonywanie w stanie nietrzeźwości obowiązków służbowych, to może by coś ogarnął. A już na pewno spadłby z piedestału ważniaków. To obciach chodzić nachlanemu jak kleszcz na bezdomnym kundlu i za takie zachowanie powinno się mieć wilczy bilet raz na zawsze. Albo przynajmniej do czasu aż się ze sobą nie zrobi porządku.

Jak ja mam się czuć, wiedząc że za moje bezpieczeństwo odpowiada pijaczyna? To ma mi dać poczucie szacunku do niego, czy jak? Czy ktokolwiek z Was czułby się bezpiecznie wiedząc, że za bezpieczeństwo odpowiada facet, który nie jest w stanie poradzić sobie z własnym organizmem i nałogiem? Bo ja rozumiem, żeby to się zdarzyło raz… można zrozumieć jeszcze – imieniny szwagra, narodziny wnuka, śmierć teściowej, co kto tam sobie świętuje. Tyle, że w przypadku Junckera nie było to ani pierwszy raz, ani na pewno nie ostatni. Bo przecież wszyscy udawali, że jest wszystko cacy, a już następnego dnia wydano komunikat, że biedaczyna cierpiał na atak rwy kulszowej. Jest to tak żałosne, że ktokolwiek wpadł na ten idiotyczny pomysł powinien sam siebie skierować na przymusowy odwyk, choćby profilaktycznie.

Tak się składa, że od lat zmagam się z rwą kulszową i mi akurat nie trzeba tłumaczyć jak zachowuje się organizm, kiedy ta daje się we znaki. Miałam rwę w różnych miejscach, ale nigdy, w żadnym przypadku, nie zataczałam się jak menel. Można poruszać się wolniej, można chodzić wygiętym w paragraf, można wstawać i siadać podtrzymując się czego bądź. Ale nie wygląda się przy tym jak menel. Ból jest tak okropny, że na uśmiech w razie ataku rwy, nie ma co liczyć. Poza tym każdy normalny człowiek w takiej sytuacji szuka ratunku jak nie w lekach przeciwbólowych, to w zastrzykach. Wiem, bo korzystałam nie raz. Przeważnie w jeden dzień organizm wraca do sprawności, a po zastrzyku w kilka godzin.

Ta poprawność polityczna, jak pisałam nie raz, zaprowadziła nas już dawno pod durnego chatę. Bo przecież polityk, im wyżej zad posadzi, tym więcej tych, co siedzą niżej, trzęsie tyłkiem przy byle pierdnięciu tego co wyżej. Tylko tak się składa, że czy polityk, czy sprzątaczka, czy kierowca autobusu, czy dyrektor spółki skarbu państwa, to taki sam człowiek jak reszta. Różni się wyglądem, wiekiem, czy innymi rzeczami, ale jest takim samym człowiekiem jak inni. Nie jest żadnym nadczłowiekiem.

Śmieszy mnie, że jak jakieś ważniejsze spotkanie, to zaraz trzeba ciągnąć delikwenta do teatru czy opery, bo to sztuka wyższa. Tak, bo on na pewno się zna i tylko to go interesuje. Zaręczam, że większość naszych rodzimych tuzów politycznych, zimą łazi po domu w kalesonach, latem szwenda się po ogrodzie bez koszulki, a tyłek podciera takim samym papierem toaletowym, co reszta świata – może poza krajami socjalistycznymi, w których papieru toaletowego po prostu nie ma. Kto przeżył w Polsce komunę, to wie o czym mowa. I tak samo większość tych wielkich polityków, zna refren „Przez Twe oczy zielone” Zenka Martyniuka, a jak wypije kilka głębszych to mu się nawet wszystkie zwrotki przypomną – z hitów Boysów też.

Sami pozwoliliśmy się traktować z góry. Jak tylko jakiś ważniak coś powie, to od razu pół narodu na baczność. Tylko, że czasami warto najpierw sprawdzić czy jest trzeźwy, czy w ogóle ma pojęcie o czym się wypowiada – zwłaszcza ci co siedzą na unijnych stołkach i których nikt na te stołki nie wybierał. Ja osobiście, po tym, co widziałam na nagraniach ze szczytu NATO, jak usłyszę, że Juncker coś tam, to będę wyła ze śmiechu w twarz temu, kto mi to powie. Przepraszam, ale mnie kompletnie nie interesuje co on ma do powiedzenia. Sam nad sobą nie panuje, więc tym bardziej nie będzie mi mówił, co ja mam zrobić.

Marzy mi się sytuacja, w której wrócimy do normalnego języka i nazywania rzeczy po imieniu. Nie musi to być koniecznie język rynsztokowy, uliczny, choć chyba taki najbardziej dociera. Polak jak „kurwy” nie wsadzi, to zdanie nie ma odpowiedniego wydźwięku. Są jednak miejsca, w których powstrzymać się należy od takich rozmów z podkreśleniem znaczenia i wagi. Ale naprawdę, wróćmy do znaczeń słów i określania sytuacji tym, czym są. Zdecydowana większość ludzi, polityków też, używa takiego samego języka. Nie wierzycie? Przesłuchajcie sobie jeszcze raz nagrania z restauracji „Sowa i Przyjaciele”.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Gość - niezalogowany 2018-07-17 12:20:33

    Szanowna Pani, tekst napisany przez Panią urąga wszelkich zasadom i standardom językowym. Jeśli sama Pani prezentuje taki poziom będąc dziennikarzem, to dlaczego Pani wymaga czegoś od innych? Proszę zacząć od samej siebie, a później prezentować roszczeniowa postawę.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2018-07-17 14:03:25

    Gościu, widać że silisz się na intelekt, a nawet nie potrafisz czytać ze zrozumieniem

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do