
Od ponad tygodnia mamy w Polsce astronomiczne lato. To oznacza, że wiosna sobie poszła na dobre i nie wróci do przyszłego roku – o ile nie nastąpi jakiś globalny kataklizm. Natomiast jest jeszcze Wiosna, o której można już w zasadzie mówić wyłącznie w czasie przeszłym. I w tym przypadku już na zawsze. Wyborcy lewicy kolejny raz zostali zrobieni w bambuko, zaś kandydaci, którzy liczyli na jakieś miejsca na listach i w związku z tym mandaty, mogą już zapomnieć o polityce na amen.
Lewica w Polsce to głównie stan umysłu. Mogłabym wymieniać setki naprzykładów, które potwierdziłyby tę tezę, choć nie liczę, że część wyborców w ogóle zrozumie, że kręcą się wokół własnego ogona i są rozgrywani przez pieniądze niewiadomego pochodzenia oraz obietnice kompletnie bez pokrycia. Przy czym nie liczę na to, że ślepo wierzący w jakieś tam idee wyborcy i zwolennicy tych sił cokolwiek zrozumieją, ponieważ kompletnie nie potrafią wyciągać żadnych wniosków, ani tym bardziej uczyć się na błędach.
Sięgnę trochę do przeszłości, bo w tym miejscu zwyczajnie warto i wypada. To były czasy, kiedy na politycznych salonach brylował Janusz Palikot. Najpierw był w Platformie Obywatelskiej, którą opuścił, by nazbierać różne dziwne jednostki, z których część do dziś gdzieś tam plącze się po politycznym światku w kraju nad Wisłą. Partia Janusza Palikota już na samym początku miała w sondażach wyniki dwucyfrowe, choć kompletnie nie był znany jej program, ani działacze regionalni, ani w ogóle nic. Media w związku z takimi sondażami zajęły się dmuchaniem w żagle partii bez programu. Podmuch był na tyle silny, że wprowadziła do polskiego Sejmu posłów, z których decyzji oraz debat wynikło dokładnie tyle samo, co skorzystali ich wyborcy. Ogólnie wyborcy zapłacili za kampanię wyborczą, za czas antenowy, za uposażenia i pożegnali polityków z życia publicznego.
Partia Janusza Palikota… No właśnie. Nawet mało kto pamięta jak się ten twór nazywał. Przypomnę zatem. Najpierw był Ruch Poparcia, potem Ruch Palikota, a następnie Twój Ruch. W międzyczasie działały jeszcze stowarzyszenia o podobnych nazwach, które pozyskiwały środki. Skąd? Warto sięgnąć do historii, bo może się okazać, że z podobnych źródeł co czerpały następne twory. Ale zanim o tych tworach, muszę przypomnieć, że partie Palikota zrzeszały ludzi mało znanych do tej pory w życiu publicznym, choć swoje miejsce znaleźli tam członkowie Platformy Obywatelskiej oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Partia po zakończeniu kadencji Sejmu rozleciała się w drobny mak i…
I powstała Nowoczesna, pod kierownictwem Ryszarda Petru, jako nowej twarzy w polskiej polityce. Duże media zdołały wmówić Polakom, że Petru nie miał związków z poprzednimi władzami i politykami w Polsce. Choć był z nimi tak zblatowany jak guma do żucia z podeszwą. Co było wcześniej? Oczywiście sondaże, które dawały dwucyfrowy wynik partii, jakiej jeszcze nawet nie było. Pompowano tymi sondażami aż do wymiotów. Robiły to te same media, które wcześniej pompowały Palikota i jego zbieraninę. Teraz zbieranina się zmieniła i podobnie nie była znana jakoś szerzej w przestrzeni publicznej, poza wyjątkami związanymi z dawną Unią Wolności, Platformą, Ruchem Palikota czy Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Brzmi znajomo?
To nie wszystko, ponieważ Nowoczesna nie miała programu, nie wiadomo kim byli jej działacze, ani skąd pojawiły się pieniądze – ogromne pieniądze – na kampanię wyborczą. Ale już takie Newsweeki czy Onety grzały Petru i można było poczytać wywiady oraz wypowiedzi jakichś tam niby łepskich intelektów, że oto objawił się nam polski Kennedy. Tak, już możecie się śmiać. Niestety, Ryszard Petru zaczął się odzywać już po wejściu do Sejmu, do którego wprowadził bandę (… tu wstaw sobie dowolne słowo), bo przecież nie jakichś ludzi, którzy mieli coś sensownego do powiedzenia. Ale za to sprawdzali się doskonale w roli krzykaczów i zatroskanych o losy rzekomo tych, którym w Polsce wiodło się gorzej. Konia z rzędem temu, komu ci ludzie pomogli w czymkolwiek sensownym.
Pamiętam, jak rozmawiałam ze swoją przyjaciółką z Warszawy, która była zafascynowana tą nową siłą i jakością. Za nic w świecie nie słuchała argumentów, że Nowoczesna to wydmuszka, która skończy na politycznym śmietniku, do którego dziś szczęśliwie dobrnęła. Kropkę nad „i” postawią już tylko jesienne wybory. Co ciekawe, w działania tej pożal się Boże formacji, wdepnął Tadeusz Truskolaski, który formalnie zawsze ma wymówkę, że jest bezpartyjny. Włączyli się pożal się Boże celebryci, a nawet ludzie z tytułami naukowymi – patrz Tadeusz Truskolaski. Nawet ma wciąż w swoim otoczeniu ludzi należących do tego czegoś, którego już nazwa śmieszy bardziej niż niejeden kabaret. I…
Zanim Nowoczesna usłyszała wbijany ostatni gwóźdź do trumny, pojawiła się Wiosna. Z liderem, który miał być nową jakością w polskiej polityce. Wiosna, partia bez programu, bez znanych twarzy, za to z sondażami z dwucyfrowym wynikiem zanim jeszcze zaczęła się odzywać gdziekolwiek. I z niejasnym finansowaniem swoich działań, blokująca na swoich nośnikach społecznościowych wszystkich, którzy śmieli o to zapytać. Partia, która głosiła jawność życia publicznego, finansów i obiecująca… mniejsza z tym. To taka kupa bzdur, że nie ma sensu nawet do tego się odnosić, bo zwyczajnie szkoda prądu. I co?
Już jest w zasadzie po partii. Udało się jej wprowadzić trzech ludzi do Parlamentu Europejskiego, którzy będą teraz przez najbliższe lata zarabiać dostatecznie dużo, żeby mieć wszystkich pozostałych tam, gdzie kończy się jelito grube. W sobotę lider tej formacji, która nie zdążyła nawet jeszcze się zorganizować, stwierdził, że po drodze mu z Platformą Obywatelską, choć jeszcze miesiąc wcześniej twierdził, że to kategorycznie niemożliwe. Tak samo jak twierdził, że złoży mandat europarlamentarzysty, bo chce skupić się na kampanii do polskiego parlamentu. To się skupił…. Aż po nogach pociekło.
Zastanawiam się, jak kolejny raz czują się wyborcy „nowych” sił politycznych, które miały już zaprowadzić lewicowy porządek? I przede wszystkim jak się czują ci wszyscy, co zaangażowali się w jakiekolwiek budowanie struktur, promocję Wiosny i przylepiły swoją twarz w zasadzie do niczego?
Lider Wiosny stwierdził, że po drodze mu z Platformą, dla której miał być alternatywą i skupił przy sobie tych, którzy Platformy mieli już po kokardę. Tym razem szybko poszło z partią, która do polskiego parlamentu pewnie nikogo nawet nie wprowadzi – no może poza waginosceptycznym partnerem lidera, który zakładam, może dostać miejsce biorące. I to by było na tyle. Jest już po Wiośnie. Przyszło lato, a potem nadejdzie jesień, która może z tyłków wyborców lewicy zrobić istną tarczę strzelniczą. Ale skoro nic od tylu lat się nie nauczyli, niech jeszcze raz poboli.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie