Reklama

Słowo po niedzieli: Nie jest źle. Jest pięknie. Tego nie niszczmy

Święta się kończą, zupełnie inne niż te, jakie znaliśmy do tej pory. Nawet nasi dziadkowie nie pamiętają takich świąt, jak te, które właśnie się kończą. Zapewne części osób nie podoba się, że oto nagle trzeba spędzać święta tylko w swoim domu, a na Zmartwychwstanie Jezusa oczekiwali w domach, a nie w kościele. Cała ta sytuacja, wbrew pozorom, ma znacznie więcej plusów niż minusów. Przynajmniej ja tak to widzę.

Wiem, wiem, mi też jest ciężko. Mam dość siedzenia w domu i mam dość wysłuchiwania non stop o nowych zachorowaniach, zakażeniach, ale mam też dość podawania prawie cały czas informacji związanych z koronawirusem. Jest tyle innych rzeczy, o których warto i trzeba napisać. Ale tak się stało, że jeden temat w zasadzie zdominował wszystkie niemal informacje w Białymstoku, na Podlasiu, w Polsce, w Europie i na świecie. I pewnie jeszcze tak zostanie dłuższy czas.

Dla pocieszenia powiem, że na szczęście też nie musze podawać zbyt wielu tragicznych informacji, bo takich nie mamy. Jak sobie pomyślę o mediach we Włoszech czy w Hiszpanii, które musiały pisać o zgonie około tysiąca ludzi codziennie, o śmierci staruszków w domach pomocy społecznej, albo gdy pomyślę o mediach na drugim końcu świata, które musiały donosić o zwłokach leżących w różnych miejscach, nawet na ulicy czy chodniku w Ekwadorze, to cieszę się, że żyję w Polsce, gdzie uniknęliśmy najbardziej czarnych scenariuszy.

Ale jest u nas o wiele więcej dobrych rzeczy wynikających z całej tej strasznej sytuacji, w jakiej nagle wszyscy się znaleźliśmy i przed którą nie było żadnych ćwiczeń, ani przygotowań. Plaga zachorowań i zakażeń spadła nagle na wszystkich, nie dając żadnej możliwości testowania różnych wariantów do walki z tą zarazą. Pierwszą z nich jest baczniejsze zwracanie uwagi na swój własny stan zdrowia, który wielu z nas do tej pory zwyczajnie lekceważyło. Na nic zdawały się apele lekarzy, rodziców, dziadków o to, by sprawdzać siebie, kontrolować i badać się na obecność różnych schorzeń. Dziś to się zupełnie zmieniło. Zmieniło się także i to, że zaczęliśmy się interesować stanem zdrowia naszych bliskich.

A jeśli chodzi o tych bliskich. Koronawirus oddzielił nas fizycznie od siebie, ale zbliżył duchowo. Wiecie, że więcej osób dziś do siebie dzwoni, ot tak, żeby pogadać, zapytać, co słychać, czy wszystko w porządku, jak się czujesz… i tak dalej, i tak dalej? Ludzie, którzy często miesiącami się do siebie nie odzywali, dziś nagle do siebie dzwonią, łączą się poprzez komunikatory, pytają czy w czymś można pomóc. To ten społeczny, ale dobry wymiar ogólnoświatowej pandemii.

Kolejny pozytyw płynący z obecnej sytuacji, sytuacji absolutnie bez precedensu, jest też i taki, że zaczynamy doceniać pracę nie tylko pracowników służby zdrowia, którzy są na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem, ale także zwykłych ludzi, pracujących w najzwyklejszych zawodach. To panie i panowie sprzedawcy, to osoby dbające o porządek w miejscach publicznych, pracownicy stacji paliw, wojskowi służący w terytorialsach, to w końcu też i kierowcy taksówek, ochroniarze w sklepach czy nawet obecnie i w aptekach, to także wszyscy ci, których nagle zabrakło i odczuwamy ogromny ich brak. Wiecie kto to? Na przykład restauratorzy, fryzjerzy, kosmetyczki, trenerzy czy instruktorzy na siłowni, w ogóle trenerzy sportowi, przedszkolanki, a nawet i różnej maści urzędnicy. Można tak długo wymieniać.

Jest jeszcze kilka innych pozytywnych aspektów, które obnażyły się w wyniku epidemii. Okazało się, że służba zdrowia, na którą w Polsce narzekaliśmy tak często, ta służba, która wiecznie była niedoinwestowana, nagle otrzymała ogromny strumień pieniędzy. Nagle zaczęliśmy inaczej patrzeć na wszystkich, którzy są w tej szeroko rozumianej służbie zatrudnieni. Szpitale i inne placówki medyczne otrzymały sprzęt i pieniądze, które pozostaną tam po zakończeniu epidemii. Ale mało tego, nawet po jej zakończeniu z pewnością strumień pieniędzy nadal będzie tam płynął, bo wiadomo już, że epidemia ma się jeszcze powtórzyć.

Piękne jest również i to, że w pomoc włączyło się tak wielu różnych ludzi, którzy sami z siebie zaczęli szyć maseczki, dowozić jedzenie, wodę, pomagają w produkcji przyłbic medycznych, pomagają w opiece nad chorymi. Kolejny raz pięknie zachowuje się Kościół, który znów zdaje egzamin z człowieczeństwa. Te siostry zakonne, które pospieszyły z pomocą do chorych, księża, którzy choć wiedzieli, że mogą umrzeć, poszli do chorych, by nieść posługę zgodnie z naukami Chrystusa, duchowni starający się być ze swoimi wiernymi w różnych sytuacjach, pomagający w organizowaniu posiłków potrzebującym. To także kibice dowożący sprzęt do placówek medycznych czy jedzenie dla rodziców, którzy zostali w szpitalach razem ze swoimi dziećmi. Tych przykładów można tylko mnożyć i mnożyć.

Ale chyba jedną z najlepszych rzeczy, jaka już wynikła z ogólnoświatowej pandemii jest fakt, że zdaliśmy sobie sprawę, jak ważny jest osobisty kontakt z drugim człowiekiem. Dziś brakuje bardzo mocno wspólnych spotkań, rozmów twarzą w twarz, które to rozmowy przecież ostatnio tak często zastępowały nam komunikatory internetowe. Brakuje kontaktu fizycznego, jak podania ręki, przytulenia, buziaka w policzek i tych wszystkich drobnych gestów, na które nie zwracaliśmy nawet ostatnio uwagi. Za tym zaczęliśmy tęsknić zaledwie po miesiącu, a jeszcze miesiąc temu nikt nawet o tym nie myślał, że będzie nam takich prostych spraw i gestów brakowało.

Chciałabym bardzo, żeby te wszystkie pozytywne rzeczy, jakich w tej chwili doświadczamy, nie umknęły nam, kiedy odzyskamy normalne życie. Chciałabym, aby taka spontaniczna chęć niesienia pomocy, szacunek do pracy pani z mięsnego, czy tak przyjemny gest przytulenia, były obecne po zakończeniu epidemii. Chciałabym, aby prawdziwa troska o swoich bliskich, o własne zdrowie, szacunek dla duchownych czy kibiców pozostały z nami przez długie lata. I chciałabym w końcu, aby tych wszystkich pięknych rzeczy, jakie się przy okazji wydarzyły, nikt nie próbował niszczyć. Tej wspólnoty, jaka się nam wytworzyła.

A będzie ona bardzo potrzebna już niebawem, bo wielu z nas trzeba będzie pomóc, trzeba będzie podać rękę. Ludzie w wyniku epidemii stracili swoje miejsca pracy, niektórzy stracili bliskich, jeszcze inni musieli całkowicie zmienić swoje życie i nawyki, więc będzie bardzo dużo do naprawiania i pomagania. Uda się nam pokonać trudności i w to wierzę, bo jako wspólnota ludzka pokazaliśmy, że potrafimy się zjednoczyć. I w mojej ocenie to, czego doświadczamy obecnie, to jest cud Zmartwychwstania. Nie zostaliśmy ukarani koronawirusem. Epidemia tego wirusa sprawiła, że zbliżyliśmy się do siebie, do Boga, do bliskich. I niech tak zostanie, bo takie dostaliśmy to nowe życie.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2020-04-14 10:03:24

    Szanowna Pani Redaktor, niestety nie przekonuje mnie ten artykuł. Jest źle i będzie jeszcze gorzej. Kontakty międzyludzkie są ważne, podobnie jak zdrowie psychiczne. Nie wiem jak długo ludzie wytrzymają w zamknięciu. Ważna jest również i gospodarka. Pani fryzjerka kiedyś musi zacząć zarabiać. Nasza służba zdrowia jest najważniejsza. Nie może być tak, że pandemia wymusza nagłe poruszenie społeczne i przypomnienie sobie o tym, że szpitale w serialu "Na dobre i na złe" są tylko takimi w tym serialu. Niestety ludzie nie zmienią się na skutek tej pandemii. Będzie ich mniej, ale na zmiany w myśleniu się nie zanosi.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do