
Smuteczek z powodu końca wakacji dopadł i nas. Zaliczyliśmy ostatni wakacyjny wypad w końcu sierpnia w leśne ostępy, gdzie w pocie czoła pędzone są magiczne nalewki druidów dające nadzwyczajne siły i zwiększające możliwości intelektualne wprawił nas w melancholię. Zaopatrzeni w butle i kanistry wydające krzepiące chlupiące odgłosy z zapachem niezapomnianych zagryzek wędzonki na boczku i ogórków małosolnych dotarliśmy do macierzystej redakcji. Potem pracowicie kitraliśmy zdobycz po schowkach, żeby Naczelna Caryca Redakcji nie znalazła wzmacniaczy talentu i inspiracji przed ich wykorzystaniem przed redaktorów. W międzyczasie obserwowaliśmy rzeczywistość opisując co widzimy. Ale, że od razu konsumowaliśmy zapasy to nie dajemy gwarancji co widzieliśmy, a co się nam zdawało. Czujcie się ostrzeżeni.
Zdrowie piesełów
W poniedziałek obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Psa. Ponieważ każdy z nas miał już jakiegoś pieseła w swoim życiu więc okazji do toastów nie było końca. Z największym entuzjazmem wznosiliśmy zdrowie Tobiego - dzielnego jajnika oraz Miśka (skrzyżowanie wilczura z owczarkiem nizinnym). Druga część redakcji w ponurym nastroju klęła pod nosem przepijając i przegryzając za każdym razem zdrowie innych stworzeń. Była to ta część, która znajduje się pod wpływem kotów i te stwory obdarza niezdrową atencją. Zdrowie piesełów przypłaciła - jak ich pupile w towarzystwie piesełów - kiepskim nastrojem. Kiedy psiarze pili to kociarze mieli miny jak Kaczafi po ogłoszeniu wyniku październikowych wyborów.
Nowe posadki dla wierzących
We wtorek dowiedzieliśmy się, że Pą Prezydę dalej obraca personalną karuzelę kolejnym swoim wielbicielom dając dobrze płatną robotę. Tym razem padło na jedna z licznych spółeczek komunalnych, która zyskała nowego prezia, którym został jakiś Daniszewski. Co ciekawe ma nowego zastępcę, którym został Krzyś Kondraciuk. A ten słodziak to od lat niezłomny prawicowiec i całkiem niedawny pisior, który z łaski ważniejszych pisiorów rządził podlaskimi i polskimi drogami. Kiedy go z tej posady wyciepały inne pisiorki w ramach wojenek frakcji Kondraciuk został radnym wojewódzkim wybranym z list PiS i natychmiast po elekcji ogłosił się niezależnym. A kiedy przyszło do głosowania w Sejmiku głosował z platfuskami. W końcu niezłomnie dał się zapisać na listy wyborcze platfusiarni. Wyborcy nigdzie go nie wybrali, ale za nawrócenie na truskolaskość Pą Prezydę dał mu posadkę wiceprezia od miejskich autobusów. Pytacie czy się na tym zna? Dokładnie tak jak my na abstynencji. Najważniejszą, że jest głęboko wierzący. Wierzy, że truskolaskość jest najwyższą formą życia. Politycznego.
Stosław i Stoliczna
Szukając wtorkowych okazji do toastów odkryliśmy, że nastał nam Międzynarodowy Dzień TIR-a. Ponieważ nie znamy żadnego tirowca uznaliśmy, że trzeba czcić zdrowie solenizantów. Z licznych możliwości uznaliśmy, że najbardziej nadaje się dwóch: Serapion i Stosław. Zwłaszcza ten drugi - jak patron banknotów stuzłotowych wydał się nam właściwy. Na wsparcie Serapiona (ponoć patron chorych) zdecydowaliśmy się liczyć, gdy w środę będziemy walczyć z syndromem dnia poprzedniego. Tak czy inaczej piliśmy zdrowie Stosława wódeczką Stoliczną i zagryzając słoninką i modląc się do Serpaiona. Wszystko na es.
Kampus i vip-erki
Telewizorki pokazały jak na Kampusie Platfusiarni zwanym dla niepoznaki apolitycznym młodzież śpiewała "Jeb..ć PiS". Za didżejów robiły ministry Nitras i Szłapka. Na tej samej imprezce na pogawędkach dla tej samej młodzieży występowało kilku lokalnych vip-ków na czele z parą Truskawów i ich łysym cieniem czyli marszałem Prokosem. Poza nimi był jeszcze zastępca Prokosa zwany Pierunkiem z Łomży oraz niedorzeczniczka Prokosa, której nazwiska nie chce się nam zapamiętać. Był też dyrektor gabinetu Prokosa czyli przyboczny Bartuś. Ciekawi jesteśmy czy wszyscy wymienieni też coś zaśpiewali i zatańczyli na dyskotece. No i czy występowali tam służbowo czyli ktoś zapłacił za ich występy z naszej kasiurki (czyli publicznej). Czy może pojechali na urlopie? Przypuszczamy, że wątpimy.
Niedorzeczniczka i gazetki
A propos Kampusu to lokalne dwa pisiorki: poseł Batman-Seba i jego Robin-radny wybrali się pod marszałkowo pytać czy to prawda, że województwo sypnęło kasiorkę na apolityczny Kampus, gdzie młodzież tańcuje do takich hitów jak te im je Szłapko-nitrasy puszczały. Lokalne wiewiórki powiadomiły nas, że największy wkurw marszałkowskim urzędasom nie sprawiły zadane pytania a to, że batautko posła Sebusia wjechało na służbowy parking. Ponoć niedorzecznika Prokosa więcej czasu poświęciła na dochodzenie kto wpuścił Sebcia i Robina na zamknięty parking niż na przygotowanie odpowiedzi na zadane pytania. Płakaliśmy ze śmiechu słuchając relacji wiewiórek, bo jeszcze w październiku niedorzeczniczka ofiarnie rozdawała gazetki wyborcze Sebusia z uśmiechem na ustach zachęcając do oddania głosu. Całego. A nawet półtora(k).
Logika Prokosa
Wracając do Kampusu i konferencji: wspomniane pisiorki zrobiły imbę, że województwo dało kasiurkę na tą imprezę. Mieli rację co przyznał sam Prokos przyznając, że dał 15 tysięcy na promocję województwa. No jesteśmy pod wrażeniem: promocja Podlasia na imprze z młodzieżą plasającą i śpiewającą "Jeb..ć PiS"? Ale zdaniem Prokosa jest spoko bo 15 tysi na promkę na największej imprezie młodzieżowych apolitycznych aktywistów to taniocha. Podziwiamy logikę Prokosa i obiecujemy, że z każdym zakupem w monopolu i przy każdym łyczku bimberka też będziemy promować. Abstynencję! Szczególnie u współbiesiadników.
Zdrowie Hermesa i Mojżesza
W środę - jak logik marszał przykazał - promowaliśmy abstynencję bimberkiem i nawoływaliśmy do wegetarianizmu zagryzając boczusiem. Leciały toasty za Lotników oraz za Muszki, bo tego dnia były właśnie były święta takiej pary. W sumie logiczne - oba obiekty latające. Jednocześnie piliśmy zdrowie apolitycznej promocji województwa wśród "Jeb..ćpisów". Poza tym był to też dzień niecodziennych solenizantów, z którzy nam do Platfusiarni bardzo pasują: Hermesa i Mojżesza. Ten pierwszy powinien być patronem tej partii (w Grecji uchodził między innymi za patrona złodziei), a ten drugi? No cóż - niesprawiedliwym zdaniem wybitnie tendencyjnych osób ludzie noszący to imię szczególnie lubią należeć do partii, której Hermes patronuje. My w to nie wierzymy. Klniemy się na abstynencję!
Paw na muralu
W środę wieczorem zmieniliśmy tradycyjne miejsce gaszenia pragnienia na śmietnik pod marszałkowskim wieżowcem przy Wyszyńskiego. Wznosiliśmy toasty z okrzykiem O-saka pod najnowszym muralem w Białymstoku. Stworzył go artysta imieniem BakiBaki. To prasłowiańskie imię japońskiego artysty, który w ten sposób chciał uczcić, że Podlasie weźmie udział w Expo 2025, które odbędzie się w Osace. Mural jest przecudnej urody i przypominam nam na wpółprzetrawiony makaron wymieszany z ziołowymi dodatkami. Ostatnio widzieliśmy taki jak nam się eksperyment z mieszaniem soków i żubrówki nie powiódł. Nie wiemy tylko skąd BakiBaki widział zdjęcia naszego pawia?
Tężnia i Rafcio
W czwarteczek odwiedziliśmy tężnię na Pieczurkach, która zasłynęła tym, że po kilku dniach przestała działać. Jesteśmy pod wrażeniem - jeszcze działała. To znaczy coś tam bulgotało, coś pośmiardywało i ogólnie było jakoś tak lekarsko. Kilku lokalsków siedziało na ławeczkach i twierdziło, że czują się lepiej. Biorąc pod uwagę, że razem mieli tysiąc lat i trzy własne zęby jesteśmy w stanie uwierzyć. Na wszelki wypadek mały apelik do wicetruskawy Rafcia (wiemy, że nas czytasz, wiemy!) - nie pisz o tym na swoim twitterku. Ty jesteś Kasandra a'rebours - jak się czymś pochwalisz to niezwłocznie dochodzi do jakiejś katastrofy! Najlepiej będzie jak nawet nie będziesz przejeżdżał w okolicy.
Straż, straż!
W czwartek piliśmy za chorobę bohaterów tego dnia czyli strażników miejskich i gminnych. To osoby, których zadaniem i celem jest przeszkadzanie nam w konsumpcji i wznoszeniu toastów na łonie natury ze szczególnym uwzględnieniem parków i skwerów. Zawsze kiedy planujemy imprę w plenerku gdzieś na mieście przyłażą i domagają się kasy czyli wystawiają nam mandaty. Dlatego z serca życzymy im jak najwięcej okazji do L-4 ze szczególnym uwzględnieniem rozwolnienia. Wtedy przynajmniej będzie wiadomo gdzie są, a ich nadejście poprzedzi woń.
Zdrowie Sebbusa
A propos czwartkowych okazji do toastów: jak ktoś chciał pić na wesoło, to solenizanci byli tacy, że boki zrywać. Otóż tego dnia swoje święto mieli Chrzciciel, Krescenty i Mederyk. Szukając bez sukcesu w internetach jakichś znajomych o tym imieniu protestowaliśmy w ramach sprzeciwu wobec prób jądrowych (też w czwartek było takie święto). Ostatecznie uważając, że picie bez toastów to zwyczajny alkoholizm wznieślimy zdrowie Sebbusa (też solenizant) mając przed oczami wszystkich znajomych Sebbusów z posłem pisiorkiem na czele.
Jagusia jak Ordon
Wieczorem słaniając się na nogach wracaliśmy z redakcji do domów i dowiedzieliśmy się, że Jagusia przegrała z Ajaksem. Nie żeby nas to zaskoczyło, bo Jagusia ostatnio nieustannie dostaje w lampę, ale tym razem ponoć grali jak "Reduta Ordona". Dlaczego? Tam też strzelać nie kazano, a kopacze z jotką na brzuszku nie oddali w Amsterdamie ani jednego celnego strzału na bramkę Holendrów. Uznaliśmy, że trzeba to opić i tym razem piliśmy na smutno.
Zaginięci
W piątek był dzień Pamięci Osób Zaginionych. I strasznie nam było przykro, że nie było to świeto paru znajomych polityków (osobliwie tych co nami rządzą), bo zamiast zaginać uparcie znajdujemy ich na zdjęciach i relacjach. Zwłaszcza pełno ich na fotkach z otwarć jak pozują z kwiatuszkami i nożyczkami. Piliśmy zatem za ich zaginięcie choć na kilka dni. Bo, że się znajdą to nie mamy wątpliwości, bo złego licho nie weżmie.
Częstowojna i Damrok
A propos piąteczku: był to też dzień kilku zacnych solenizantów. Ujął nas zwłaszcza Częstowoj i Częstowojna. Mamy podejrzenia, że są to tajemne imiona rodu Truskawowych. Naszym zdaniem Wielki Tadeusz nosi ukrycie miano Częstowojny, a jego Krzyś to Częstowoj. Choć równie dobrze pasowałoby do niego miano innego piątkowego solenizanta Damroka. Jak wywalić litery D i r to pasuje jak w mordę strzelił. Poza tym był to też Międzynardowy Dzień Rekina Wielorybiego więc wznieśliśmy zdrówko wicemarszała Pierunka. Czemu? Zrozumieniec jak porównacie zdjęcia.
Ambasadory
Nawet nie wiemy kiedy nadeszła sobota. Obudził nas przeraźliwy dźwięk telefonu i darcie pyszczka Naczelnej Carycy Redakcji żądającej napisania zaległych artykułów. Po wysłuchaniu właściwej porcji bluzgów walcząc z kacem ruszyliśmy do roboty. Przechodząc koło stadinu lekkoatletycznego w Białymstoku odkryliśmy, że ktoś tam biega, rzuca i chyba skacze. Zajrzeliśmy i odkryliśmy, że są zawody lekkoatletyczne. Sport uprawiało kilku znanych mistrzów, a na trybunach lans uprawiali ci co zwykle: czyli Pą Prezydę i Syn Jego oraz klon w randze wojewody Brzozowski oraz wiceTruskawa Rafcio R. Zapałętał się też tam jeszcze wicemarszał Maliniak udający speca od sportu. Wręczali, pozowali do zdjęcia, gadali. Impreza nazywała się Mityn Ambsadorów Sportu. Mamy wątpliwości kto tam był ambsadorem i czego. Po powrocie do domu na wszelki wypadek nie otwieraliśmy nawet konserwy ani lodówki, bo w pościgu do lansu była szansa, że siedzi tam jakiś Truskolaski albo jego przydupas.
Solidarność i wapniaki
W sobotę po mieście pałętały się też parady z wieńcami i kwiatami. Okazją była któraś tam rocznica zwycięstwa solidaruchów nad komuszkami. Średnia wieku na tych imprezach była taka, że w żyłach uczestników bardziej lasowało się wapno niż burzyła krew, a najgłośniej strzykały tam rozruszniki serca i endoprotezy. Rzecz jasna byli też politycy, bo przecież nawet na otwarciu sedesu się pojawią o ile będą tam aparaty fotograficzne i kamery. Zniesmaczeni poszliśmy pić gdzie indziej, bo odbierało nam chęci do toastów i zagryzki.
Krzyś i robaki
Późnym popołudniem wybraliśmy się na imprezkę do Muzeum Wsi. Byliśmy pod dużym wrażeniem wieńców dożynkowych oraz wybierających, które są najładniejsze. W gronie tym był znowu mała Truskawa i Prokos. W tej sytuacji naszą osobistą nagrodę polityka z robakami w czterech literach przyznajemy Krzysiowi, który w ten weekend ganiał jakby miał rozwolnienie. Potrzeba bycia i przemawiania u Krzysia jest tego samego rodzaju co u Kubusia Puchatka w stosunku do miodku. Obaj są w tym tak samo rozbrajający.
Solidariusz i toasty
Na sam koniec dnia wznieśliśmy toasty solenizanta najważniejszego dnia tego mianowicia: Solidariusza. Nie mamy pojęcia czy to współczesny święty, którego dopisano do kalendarza po tym jak Lechu przeskoczył przez płot czy też Lechu rozrabiał w stoczni, bo akurat było Solidariusza. Poza tym było pite zdrowie Optata, Prymiana i Amata.
Kombatanty i syreny
W niedzielę obudził nas dźwięk syren. W południe tak czczono rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Kiedy skończyło się już wycie my poszliśmy czcić wybuch naszej migreny do monopolowego, a zaraz potem na ławeczce na pobliskim skwerku wypiliśmy kuracyjnie zdrowie Wereny, Amona i Satora. Wznieśliśmy też zdrowie kombatantów i ich niezwykłego rozmnażania się. Odkryliśmy bowiem pewną zależność: im dalej od daty wybuchu wojny tym większa jest liczba związków zrzeszających kombatantów. Ostatnio dowiedzieliśmy, że prezes jednego z tych związków miał w chwili zakończenia wojny minus sześć lat.
Konfa na dworcu
Dzień bez pucowanka przed kamerą to dzień stracony dlatego tego dnia znowu Krzyś i Wielki Jego Ojciec w towarzystwie swoich przydupasków wystąpili na konferencji prasowej. Tym razem byli na dworcu i bawili się w zawiadowców. Otóż w niedzielę z Białegostoku odjechał pociąg, który podobno dotarł do Warszawy kilkanaście minut wcześniej niż pociągi przed wybuchem II wojny światowej. Łał! Jesteśmy pod wrażeniem! Nadal wprawdzie nie wiemy jaka w tym zasługa Krzysia i jego Papy oraz dwóch jego przydupasków: Brzozozwisa i Prokosa, ale pewnie układali tory albo choć czyścili wagony. Tak czy inaczej treść przemówień dowodziła, że gdyby nie oni to tego pociągu by nie było. Jutro czekamy na konferencję z okazji wschodu słońca. Spodziewamy się, że w tym zdarzeniu też mieli jakieś zasługi!
Hołownia czterech cyferek
Z innych katastrof, które nawiedziły w niedzielę Podlasie to donosimy, że do Sidry przyjechały dwa nieszczęścia: Hołownia i Burnos. Oboje uczestniczyli w dożynkach i informowali zebranych jak bardzo kochają rolników. Do Sidry marszał Sejmu trafił, bo miejscowy wójt to jeden z kilku w całym kraju urzędas na tym stanowisku, który należy do Polski Czterech Cyferek. Wicemarszałkowa Burnosowa zwana też Procentową w Sidrze zjawiła się bo miała blisko i - jakby była brzydka pogoda - to wróciłaby w sam raz na rodzinne gumno zrobić wieczorny obrządek.
Redaktory
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie