Reklama

Szkice sprzęgłem: Nie ma nic za darmo



Ludzie lubią dostawać rzeczy za darmo nawet, jeśli muszą za nie zapłacić. Taka paradoksalna refleksja naszła mnie, gdy obserwowałem białostoczan tratujących się w kolejce po darmową butelkę napoju gazowanego, który w sklepie kosztuje 2 złote. A potem robili sobie zdjęcia z Mikołajem na tle logo producenta - logo bardziej rozpoznawalnego niż logo chrześcijaństwa.

Uwielbiamy dostawać rzeczy za darmo nie zdając sobie sprawy, że nic nie jest za darmo. Nawet bezdomny jedzący w opiece ciepłą zupę kupuje dobre samopoczucie sponsora, a wręcz jego wieczne życie w Niebie, jeśli ów sponsor wierzy, że za dobre uczynki będzie potem przed kimś rozliczany.

Żadna ze szkół w Polsce nie uczy za darmo, a żaden szpital za darmo nie leczy. Schylamy z pokorą karki w urzędach, które wspólnie utrzymujemy. Co najśmieszniejsze, urzędnicy w tych urzędach w płaconych przez siebie podatkach opłacają swoje pensje. Tak zwana bezpłatna edukacja i służba zdrowia oznacza wyłącznie to, że jest ona finansowana przez prawie wszystkich, którzy z niej korzystają.

Praktycznie wszystko jest łatwiej sprzedać, jeśli dostaniemy do tego czegoś coś "gratis". Do grudniowego Playboya za 12,99 dostajemy gratis kalendarz z gołymi dziewczętami, choć w istocie koszt wyprodukowania gazety i kalendarza nie przekracza połowy tej sumy. Też się na to nabrałem i kupiłem.

Mistrzostwo w sztuce oddawania przysług za darmo osiągnął Kościół, w którym "gratis" zastąpiono bardziej swojskim "za Bóg zapłać" lub "co łaska". Co prawda niektóre parafie wprowadziły cenniki za chrzest, ślub albo pogrzeb, ale w większości pasterze są gotowi służyć swoim barankom za darmo. I służą. Słyszałem o dziesiątkach przypadków ślubów i pochówków, za które księża nie pobierali żadnych opłat, a następnie odjeżdżali do plebanii na oparach swoimi nowiutkimi Bentleyami. Jest to w Polsce praktycznie norma, a jak gdzieś się zdarzy płacenie za posługę, od razu bębnią o tym w prasie i telewizji.

I tu dochodzimy do istoty sprawy. To, co nazywamy "darmowe" najczęściej kosztuje więcej niż to, za co musimy zapłacić. Darmowy obiad dla biednego dzieciaka w szkole, za który szkoła płaci 3 złote kucharzowi, w istocie kosztuje więcej. Bo zanim dyrektor szkoły wręczy te 3 złote kucharzowi, to każdy grosz składający się na tę kwotę musi przejść od zakładu pracy do podatnika, od podatnika do urzędu skarbowego, z urzędu skarbowego do urzędu miasta, z urzędu miasta do szkoły i dopiero wtedy do kucharza. Na każdym z elementów tego łańcuszka są ludzie, którzy muszą kontrolować, czy ów grosik idzie w odpowiednim kierunku, a to są koszty. Dlatego "darmowy" obiad za 3 złote kosztuje pewnie drugie tyle.

Jeśli dajesz coś "za darmo", pozostajesz w błędzie albo zakłamaniu. Jeśli dostajesz coś "za darmo", może to kosztować więcej niż Ci się wydaje.

(Radek Oryszczyszyn/ Zdjęcie: www.flickr.com)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do