Reklama

Taka gmina: Gównoprawda.

Wiecie, że była handlowa niedziela? Zrobiłem eksperyment i przeleciałem się dziś do galerii i w okolicach większych sklepów, żeby sprawdzić czy jest tak jak twierdzi Ryszard Petru, że ludzie tęsknią za kupowaniem w niedzielę. I już wiem, że to prawda, taka jak mówił ksiądz Tischner. A mawiał on, że jest twoja prawda, moja prawda i gówno prawda. No to jest to ta trzecia.

Od wielu lat mamy w Polsce tak, że w niedziele duże sklepy i galerie są zamknięte. Pracownicy sklepów w większości są z tego zadowoleni, bo mają jeden dzień wolnego, który mogą spędzić z rodziną. Ktoś, kto koniecznie musi zrobić jakieś zakupy, ten ma małe osiedlowe sklepiki, gdzie za ladą stoją właściciele z rodziną.  Robią tego dnia utarg większy niż przez resztę dni tygodnia i też są zadowoleni. Zresztą: butelkę chleba i zagryzkę (lub inne rzeczy niezbędne w niedzielę) można też kupić na stacji paliw. Z wszystkich sondaży wynika, że niemal 67 procent pytanych nie chce powrotu handlu w niedzielę i pasuje im tak jak jest obecnie. Ale politycy wiedzą lepiej i zaczęli pracować nad ustawą, żeby to zmienić. Planują wprowadzenie 2 niedziel handlowych w każdym miesiącu i podwójnego wynagrodzenia dla pracowników w sklepie (żeby działa się im się krzywda). Po co to robią? Mnie wychodzi, że jedyny powód to taki, że zakaz handlu w niedzielę wprowadził PiS. A jak coś wprowadził PiS to jest to złe i należy to zmienić. Jest i inna możliwość: zapłacili im właściciele wielkich sklepów, sieciówek i galerii, bo tylko oni mogą na tym zyskać. Projekt niedziel handlowych uważam za wybitnie kretyński. Jest tak głupi jak lapsusy językowa speca od sześciu króli czyli Ryszarda Petru. 

Dlaczego tak uważam? Już odpowiadam. Czy teraz wiecie, które konkretnie niedziele są handlowe? Zadałem sobie trud i spytałem większość moich znajomych: wiedziała zaledwie jedna osoba z kilkunastu pytanych. Śmiem twierdzić, że wiedza moich znajomków odpowiada zorientowaniu społeczeństwa. Jeżeli wprowadzimy zatem 2 niedziele handlowe to więcej niż połowa z nas nie będzie wiedziała która jest kiedy. W efekcie będziemy odwiedzali sklepy i - zgodnie ze statystyką - w połowie przypadków odejdziemy z kwitkiem. Wkurzeni następną wizytę odpuścimy (o ile nie będziemy naprawdę mocno zmuszeni do zakupów) i wizytę w galerii (dużym sklepie) zaplanujemy tak jak teraz - na sobotę. Skutek będzie następujący: większość Polaków po staremu nie będzie odwiedzała sklepów w niedzielę, pracodawcy wkurzą się płacąc podwójne stawki wściekłym pracownikom. Dlaczego wściekłym skoro praca w niedzielę ma być dobrowolna? Bo dobrowolność w pracy polega na tym, że albo się przyjdzie w niedzielę skoro szef tego oczekuje albo się nie dostanie nagrody, premii lub będzie na cenzurowanym u szefa. I wtedy na co dzień czeka nas czarna robota. A podwójna stawka niedzielna wypłacona pracownikowi nie da w sumie większych wypłat, bo będzie pochodziła z jakichś benefitów lub potencjalnych podwyżek, których ten pracownik nie dostanie choć się spodziewał. 

Kto zatem zyska na tych zmianach? Duże supermarkety plus wielkie sieci, bo tylko ich będzie stać, żeby trąbić w telewizji, radiu i w internetach, że dzisiaj można wpaść do nich po zakupy. No i politycy bo uchwalili ustawę i już zmienili pisiorskie przepisy. Nawiasem mówiąc ciekaw jestem czy Ryszard Petru, Donald Tusk i inni politycy z Koalicji, Polski 2050 i przyległych kanap, którzy podnieśli łapki za tą ustawą robią zakupy w niedzielę? Lub choćby w inne dni tygodnia. Bo mam wrażenie, że są tak zajęci pracą dla Polski czyli bywaniem w telewizjach, radiu, targach, eventach, imprezach, otwarciach, biciu piarowskiej piany, że zakupy robią za nich domownicy, gosposie lub asystenci. A oni sami same sklepy widują tylko wtedy, gdy muszą wpaść coś mocniejszego i zagryzkę. A przecież alkohol można kupić zawsze: piątek czy świątek,  Wielkanoc czy Boże Narodzenie. Monopolowe i apteki są otwarte 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, bo od tego co tam się sprzedaje zależy powszechny dobrostan. 

Wkurza mnie to zamieszanie wokół handlu w niedzielę. Wolałbym, żeby politycy zajęli się naprawdę tym co faktycznie nam grozi i boli albo za moment zaboli. To rosnące ceny prądu (dlaczego są najwyższe w Europie skoro nie tylko u nas jest ten debilny Zielony Ład?), dyrektywa mieszkaniowa (za chwilę nie będzie można sprzedać, wynająć lub odziedziczyć mieszkania, zanim nie wybuli się grubej kasy na jego jego ocieplenie), przepisy unijne nakazujące nam zalać najlepsze grunty rolne (Unia wymyśliła, że znowu mają być łąki, lasy i bagna wszędzie tam, gdzie pracowicie stworzyliśmy pola i pastwiska, bo inaczej planeta nam spłonie) czy imigranci ekonomiczni za naszą ścianą. Ci ostatni naprawdę będą siedzieli za naszą ścianą, bo Unia znalazła sposób, żeby już nie uciekali do Niemiec lub gdzieś na Zachód. Jak wejdą w życie ich pomysły eurokratów to imigrant po przejściu nielegalnie granicy zostanie w Polsce. Dlaczego? Bo będzie miał taki sam socjal, wikt i mieszkanko jak dają im Niemcy. Czyli bez żadnych obowiązków będzie mu się należało 500 euro kieszonkowego, jedzenie pod nos i mieszkanie za darmo. Kto za to wszystko płaci? Pan płaci, pani płaci, ja płacę. To z naszych podatków. Tu nie będzie obowiązywała procedura nadmiernego deficytu. Wymyśliła to ciocia Unia, więc kasę na to musimy znaleźć we własnej kieszeni. 

I co na to nasi politycy z wszystkich partii? Nic. Są zajęci, bo awanturują się o handlowe niedziele, których większość nie chce. Kłócą się o związki partnerskie, aborcję, dyskutują czy budujemy CPK jako lotnisko czy trójskok w cywilizację. Po co? Ano po to, żebyśmy zajęci myśleniem o tych super ważkich sprawach nie wkurzali się tym co nas naprawdę boli. Lud chce igrzyska i chleb. A jak nie ma chleba to dają choć igrzyska. Taka prawda. I nie jest to gówno prawda. Niestety. 

(Przemysław Sarosiek/ Foto: DDB)

Aktualizacja: 30/06/2024 19:45
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do