Reklama

Taka gmina: Nie będzie zadupia z atrapą

Kiedy tydzień temu pisałem o tym co znaczy brak lotniska dla Białegostoku ani myślałem, że przez tydzień tyle się zmieni. Nie sądziłem, że Jarosław Dworzański z przeciwnika lotniska stanie się wyznawcą budowy pasa startowego, Adam Poliński będzie komplementował posła PiS Dariusza Piontkowskiego, a radna Anna Augustyn będzie cytowała argumenty radnego Pawła Myszkowskiego i zwolenników referendum w sprawie jego budowy. Pojęcia zielonego nie miałem także, że ludzie w najlepszym razie sceptyczni wobec referendum i lotniska regionalnego będą powoływali się na jego wyniki... Miałem w praktyce ćwiczenie jak dużo znaczy tydzień w polityce.

Przed tygodniem pisałem, że Białystok bez lotniska nie ma najmniejszych szans na status metropolii i będzie się powoli degradował. Wskazałem, że z samolotów korzystają największe gwiazdy showbiznesu, kultury i sportu. Dodałem też, że biznesmeni z pierwszej ligi nie zainwestują w Białystok, który nie ma lotniska. I nie chodzi tu o przylot właściciela, który własną osobą spotkać się chce z jaśnie oświeconym prezydentem,  marszałkiem czy wojewodą, ale o coś innego. Chodzi o częste, regularne przyloty kadry zarządzającej, szkoleniowców czy serwisantów. Poza tym chodzi także o loty cargo - regularne, a nie od czasu do czasu. Do tego potrzebne jest takie lotnisko, które umożliwia loty rejsowe. I takie właśnie jest niezbędne dla naszego miasta.

W minionym tygodniu odbyła się istna bitwa na słowa i deklaracje: decydenci z Urzędu Marszałkowskiego wykazywali hojność i otwarcie na budowę lotniska deklarując, że dadzą 8 milionów na jego budowę. Wzruszająca hojność, jeśli nie pamiętać, że wcześniej ci sami ludzie albo ich bliscy koledzy i koalicjani bez specjalnych wzruszeń zabrali pieniądze na lotnisko. Tłumaczyli to zagrożeniami dla realizacji inwestycji i tym, że niewykorzystane środki trzeba będzie zwrócić do unijnej kasy. Byłbym może i rozgrzeszył ten czyn, gdyby nie mały drobiazg: ci sami ludzie przez kilka lat swoich rzadów NIE ROBILI LITERALNIE NIC, aby przyspieszyć sprawę lotniska. Hamletyzowali nad doborem miejsca, zatrudniali ekspertów (zazwyczaj o zbliżonych do nich poglądach politycznych), mądrzyli się ale poza ple, ple, ple nie działo się nic. Potem nagle zajrzeli w kalendarz i - eureka! - okazało się, że już brak czasu na budowę lotniska i że może się nie udać. No to plany lotniska do kosza i dawajże budować drogi. I znowu - trzeba trafu tam, gdzie liczyli na lepszy wynik wyborczy. Dlatego - drodzy decydenci - nie wierzę Wam za grosz. Tyle są warte wasze deklaracje co wasza wiarygodność. I tyle samo Was rozgrzeszam co Jarosław Dworzański ma empatii i pokory. 8 milionów zamiast obiecywanych ponad 250? To nie jest śmieszne, to jest żałosne.

Mówi się, że darowanemu koniowi nie należy zaglądać w zęby. No cóż - w tej sprawie się nie zgodzę: po pierwsze to nie jest koń a królik (porównując wartość dotacji do pierwotnej jej wartości), a po drugie cel tej dotacji jest wręcz idiotyczny. Bardzo przepraszam moich rozmówców z Urzędu Miejskiego, którzy przekonywali mnie, że pasa startowego bez infrastruktury da się uruchomić rejsowe loty, ale nie wierzę. Nie znam takiego przypadku, a WSZYSCY moi rozmówcy, których uważam za ekspertów od spraw lotnictwa kręcili głowami. Po czym troskliwie pytali czy nie czuję potrzeby jakiejś konsultacji psychiatrycznej. Tak głupie było - ich zdaniem - moje pytanie. Budowa długiego i nawet żelbetonowego pasa startowego na Krywlanach choćby i za 100 milionów niczego nie rozwiązuje. Do obsługi ruchu pasażerskiego potrzeba jeszcze terminala i kupy drogiego sprzętu, który odpowiada za sprawy bezpieczeństwa pasażerów (choćby wyłapującego potencjalnych terrorystów), miejsca do obsługi pasażerów i odprawy bagażu lotniczego, a jeśli loty miałyby być poza strefę Schengen to jeszcze i odprawy celnej. Jeżeli ktoś uważa, że to się zbuduje za frytki i wartość tego wszystkiego nie będzie dorównywała wartości pasa to powinien się skonsultować z lekarzem.

Inna sprawa, że na Krywlanach zbudowanie tego pasa startowego (bez infrastruktury nie nazwę go lotniskiem za skarby świata) i tak niewiele rozwiąże. Po prostu większe samoloty potrzebują więcej miejsca na lądowanie w okolicy lotniska zanim jeszcze dotkną kołami pasa. Tymczasem z jednej strony jest Stadion Miejski, z drugiej wieżowca przy ulicy Zjazd, z trzeciej kampus, a z czwartej budynek sądów. Nic mi nie wiadomo, żeby ktoś miał plany burzyć tam cokolwiek. A gdzie miejsce do zrzucenia paliwa, ewentualnego serwisowania samolotów? Też będzie się to robić na długim pasie za 44 miliony pod gołym niebem? I proszę mi nie mówić, że to się zbuduje za drobne. Dlatego koncepcja budowy lotniska bez sensownych planów, ale z opowieściami, że najpierw niech powstanie pas, a potem jakoś to będzie napełnia mnie głębokim niesmakiem. Jakoś to będzie to mamy teraz z Systemem Zarządzania Ruchem, blokadą całego miasta bo ktoś się uparł naraz budować wszystkie ulice itp. Opowieści, że wszystkiemu winny jest rząd, bo przez rok nie był w stanie przygotować przepisów dotyczących prawa zamówień publicznych można sobie opowiadać dzieciom na dobranoc. Jakoś w międzyczasie inwestycje były realizowane, choć fakt - przyznaję - że część samorządowców obawiając się mitycznych śledzych z CBA postanowiła sobie poczekać. Poza tym ja się nie zgadzam na wydanie ponad 40 milionów na jakoś to będzie. Przypomnę, że te 40 milionów pochodzi z naszych kieszeni.

Przyznaję, że trzymałem się mocno krzesła, kiedy radna Anna Augustyn stwierdziła, że inwestorzy nie chcą lądować na dachach i dlatego nie docierają do Białegostoku. Krzepko trzymałem się krzesła i stołu, kiedy radny Maciej Biernacki opowiadał jak potrzebna jest inwestycja w lotnisko. No panie Macieju - a czy to przypadkiem nie pana partyjni towarzysze zrobili co mogli, żeby lotniska nie było? A potem torpedowali jak mogli pomysł organizacji referendum? Czy to nie Pan opowiadał, że na referendum nie pójdzie, bo nie i lotnisko jest nierealne? Ech... Niesforna pamięci... A przecież pisał poeta, że spisane będą czyny i rozmowy.

Przynam też, że zdumiał mnie też Adam Poliński, którego mam za człowieka niezwykle wręcz inteligentnego i kompetentnego. W roli pierwszej naiwnej na drugiej części sesji Rady Miasta bardzo słabo sobie radził. Opowieści jak bardzo miasto szanuje pieniądze, jak bardzo nie miał szans porozmawiać z radnymi większościowego klubu na temat inwestycji w lotnisko oraz apel o zaufanie do tychże radnych pobił nawet skecze Kabaretu Moralnego Niepokoju. Panie Adamie - a kto odpowiada na interpelacje radnych w taki sposób, że czytający dochodzą do wniosku, że nie rozumieją pytania? Kto przedkłada plany miejscowe z różnymi "niespodziankami" tuż przed sesja? Kto przedstawia zmiany w budżecie nawet w czasie sesji oczekując, że radni zagłosują bez czytania? Tak było w poprzednich kadencjach, kiedy na polecnie z magistratu "skaczcie" większościowa koalicja pytała tylko "jak wysoko". Teraz trzeba przekonywać do swoich racji, negocjować i przyjąć do wiadomości, że jest więcej niż jedna słuszna - truskolaska - linia działania miasta. Publiczne narzekania, że strona przeciwna nie ma zaufania nie są nawet naiwne - są żałosne. I rodzą pytanie - a co stronnictwo prezydenta zrobiło, żeby to zaufanie zyskać? Ja nie znam takich okoliczności. Znam za to i z pamięci mogę wymieniać bez końca sytuacje, kiedy prezydent i jego ludzi kręcili radnych jak tylko chcieli. Z uśmiechem na twarzy i cynicznym "wszystko jest w porządku" na ustach. Zaufanie i magistrat? No uśmiałem się setnie.

Nikt magistratowi nie kazał wpisywać do strategii Białostockiego Obszaru Funkcjonalnego obowiązku budowy lotniska. Pan prezydent i jego doradcy wpisali to sami przez nikogo nie nagabywani. Niezrealizowanie tej strategii może rodzić różne konsekwencje: od pogrożenia paluszkiem przez urzędników unijnych po brak realizacji wskaźników i zwrot części kasy. I nie - nie przesadzam. Takie zagrożenie istnieje. Nie wierzycie - spytajcie w Ministerstwie Rozwoju. Teraz udawanie, że to wszystko dzieje się dla dobra białostoczan i kompletnie apolitycznie jest mało zabawne. Mam dziwne przeczucie, że za chwilę prezydent i marszałek plus Jarosław Dworzański na dokładkę zaczną opowiadać, że lotnisko nie powstało dlatego, że radni miejscy z PiS nie dołożyli 8 milionów.

Powtórzę to co napisałem powyżej: ten utwardzony i wydłużony pas startowy ma się tak do lotniska jak furmanka do samochodu. Brak infrastruktury technicznej i nie tylko jest jak brak silnika w pojeździe. I z całym szacunkiem jak z powodu nie da się zrobić samochodu tak z powozu tak nie da się przerobić pomysłu magistratu w coś choćby na wzór lotniska.

Po co piszę znowu o lotnisku? Bo mam wrażenie, że udając budowę aeroportu (niech on będzie nawet mniejszy niż to zakładali jego pomysłodawcy sprzed lat) i prowadząc takie dyskusje jakich byłem świadkiem w poprzednim tygodniu totalnie kompromitujemy ten pomysł. To co mnie rzetelnie martwi, to fakt że pewna część dziennikarskiego światka pomyliła PR z faktami i postawiła znak równości między lotniskowym grabarzem Jarosławem Dworzańskim i Platformą Obywatelską a miejskimi radnymi PiS, którzy zadali pytania i nie uzyskawszy sensownych odpowiedzi odmówili dołożenia pieniędzy. Opowiadaniem i pisaniem baśni o lotnisko zabijamy ostatecznie tą ideę i szansę na to, że Białystok kiedykolwiek stanie się metropolią. I żadne zaklinanie rzeczywistości tego nie zmieni. Atrapa lotniska nie poprawi naszych notowań, nie ściągnie biznesmenów, turystów, gwiazd ani fajnych imprez. Sprawi, że będziemy zadupiem z atrapą. Obecnie stajemy się zadupiem tyle że bez kosztownej atrapy. Kto co woli - ja wolę, żeby Białystok był bez bo taniej. Nie widzę sensu wydawania 44 milionów na poprawienie humorów i uspokojenie sumienia.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: bialystok.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do