Ostatnio czytałem Łysiaka "Cesarski poker". Patrząc jak młody ambitny Napoleon Bonaparte zmienia się w bezwzględnego cesarza miałem złudzenie, że to powieść z kluczem o Tadeuszu Truskolaskim.
Ale brakowało mi jednego – Napoleon był geniuszem, a tego o białostockiej TeTetce nawet jego przyjaciele nie mogą powiedzieć. I odkryłem, że niegdyś zacnemu safandule i profesorowi ekonomii bliżej do Talleyranda. Człowieka niezwykle inteligentnego, bezwzględnego, cynicznego i zdolnego do wszystkiego polityka. Kto nie wierzy niech poczyta gazetki wydane przez ulubieńca podlaskich salonów, w których błoto miesza się z łajnem. A wszystko to bez skrupułów rzucane jest w przeciwnika politycznego. Bez zasad i dla władzy.
Skąd skojarzenie z księciem Benewentu? Ano ledwie w poniedziałek prezydent Truskolaski z dobrotliwym uśmiechem napominał radnych, aby nie kierowali się polityką wzywając do przyzwoitego zachowania i głosowania za absolutorium. Oparty na przybocznym Szczudle na zmianę sypał gromy i wdzięczył się do radnych PiS wzywając do udzielenia sobie absolutorium. Wcześniej jak Mojżesz prawodawca głosił dekalog zapowiadając, że on i jego dwór oraz magistrat z przyzwoitości uczynią sztukę. I zamiast obecnych Alp uczciwości na Słonimskiej będą teraz Himalaje etyki. Prezydent ogłosił oszczędność, transparentność, uczciwość i przyzwoitość oraz koniec nepotyzmu, rozrzutności i symonii (w magistracko-laickiej odmianie rzecz jasna). Jego akolici piali zachwyty na temat wielkiego Tadeusza, geniusza Białki.
Sam Tadeusz – raz dostojnie naburmuszony a raz czule uśmiechnięty roztaczał sacrum odorum. Podejrzliwie zerkałem na Truskolaskiego czy tam, gdzie dotąd wypatrywałem rogów nie pojawia się aureola. Jakbym człowieka nie znał to pierwszy krzyknąłbym "Santo subito". Jak się okazało – nie ja jeden miałem takie wątpliwości.
- Jak przeczytałem na portalu jaki dekalog "Truskawa" ogłosił to zacząłem się martwić że mu się ktoś włamał na konto i jaja sobie robi – wyrwało się jednemu ze znajomych członków PO, którego widać szefowie partii nie wtajemniczyli.
Czar zaczął pryskać, gdy w kuluarach prezydent zapytany o skandaliczne zachowanie swojego zastępcy wyraził uprzejmie zdziwienie (jeden z pracowników miejskiej architektury poskarżył się, że wiceprezio Rudnicki zmuszał go do realizacji koncertu życzeń jednego z deweloperów).
- Dlaczego nie zwrócił się do mnie. Wszak to ja jestem bezpośrednim przełożonym? – pytał dostojnie Truskolaski i obiecał zająć się sprawą.
I zajął – wywalił na zbity łeb skarżącego urzędnika, który ogłosił niecne sprawki wice Tadeusza Rudnickiego. Ekspresowo prezydent rozstrzygnął kto ma rację w tym sporze. Wierzyć nie chcę, że powodem był fakt, że naciski na urzędnika czynił deweloper zaprzyjaźniony z prezydentem i jego zastępcami.
A za co pracownik dostał wilczy bilet? Za naruszenie kodeksu etycznego (słowo honoru – jest coś takiego w białostockim magistracie!). Tak, tak – tego samego, który łamał prezydent i jego sponsorzy w czasie kampanii wyborczej (oni płacąc na jego komitet, on łaskawie przyjmując wpłaty). Talleyrand byłby dumny.
Przyznaję się bez bicia – po tak po efektownym złamania ducha swojego dekalogu boję się tego co prezydent zrobi jutro. Może kupi limuzynę służbową (obiecał nie kupować nowych samochodów – nie limuzyn), da podwyżki zastępcom i szefom spółek komunalnych (miało nie być nagród), zacznie wyrzucać innych z ratusza niepokornych (w końcu konkursy miały być jak zwolnią etaty)...
Jaki morał z tej opowieści? Charles Talleyrand, biskup Autun i książę Benewentu zmarł wyklęty przez papieża i powszechnie znienawidzony. Choć utrzymywał się przy władzy przez wiele lat przy jakobinach, Bonaparte i Burbonach dla swoich rodaków był synonimem wiarołomstwa i nieuczciwości.
Na koniec jeszcze jedno panie prezydencie. To ostatnie szczególnie dedykuję Panu – Talleyrand w historii najbardziej znany jest jako adresat uwagi cesarza Napoleona - "Jest pan gównem w jedwabnej pończosze". Hic et nunc.
Komentarze opinie