Reklama

Trudna sytuacja w szpitalu klinicznym. Ponad połowa położnych jest na zwolnieniach

Jeśli położne nie będą wracały szybko ze zwolnień lekarskich dyrekcja Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku podejmie decyzję o zamknięciu oddziału neonatologii. Aktualnie wstrzymane są przyjęcia rodzących kobiet, które odsyłane są do szpitala wojewódzkiego.

Zwolnienia lekarskie dostarczyło aż 40 na 62 położne zatrudnione w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku na oddziale tylko neonatologii. Na perinatologii nie ma 17 z 32 pracujących położnych, a także 7 z 18 na sali porodowej. Taka sytuacja niemal sparaliżowała pracę i opiekę nad pacjentami. Dyrektor szpitala przekazał w minioną środę, 20 lutego, że jeśli położne nie zaczną szybko wracać ze zwolnień, zmuszony będzie zamknąć oddział neonatologii.

- Na chwilę obecną mam potwierdzoną gotowość do dyżurowania nocnego i dziennego, więc wariant negatywny nie wchodzi w grę. Zamknięcie oddziału to ostateczność – powiedział dyrektor szpitala USK, Marek Karp.

Zwolnienia położnych spływają do szpitala od poniedziałku i średnio mają przebywać na nich od dwóch do pięciu dni. Tak przynajmniej wynika ze wstępnych informacji. Oficjalnie położne nie przekazały, że jest to akcja protestacyjna i utrzymują, że chodzi o sprawy zdrowotne. Twierdzą, że są bardzo przemęczone obowiązkami. Nieoficjalnie natomiast do mediów napływają informacje, że jednak w taki sposób położne protestują. Głównie przeciwko zbyt niskim poborom i to w sytuacji, kiedy przybyło im znacznie więcej obowiązków po wprowadzeniu programu Koordynowanej Opieki nad Kobietą Ciężarną, bo do szpitala przyjmowanych jest więcej kobiet niż przyjmowano przed wprowadzeniem tego programu.

Sytuacja jest o tyle poważna, bo nie jest stabilna. Jak przekazała dyrekcja szpitala klinicznego, położne deklarują powrót do pracy, po czym spływają kolejne zwolnienia lekarskie. To uniemożliwia ustalenie grafików dyżurów i zapewnienia właściwej opieki nad pacjentami. W tej chwili trudno przewidzieć, kiedy sytuacja wróci do normy, choć jak przekazano, pacjenci mają zapewnioną właściwą opiekę. Z tym, że w każdej chwili może się to zmienić i pacjentki oraz noworodki mogą zostać przeniesieni do innych placówek medycznych w Białymstoku.

- Na chwilę obecną, to lekarz dyżurny decyduje o tym, czy stan zdrowia uzasadnia nagłą interwencję, jeżeli chodzi o poród – podkreśla dyrektor szpitala.

- Sytuacja jest trudna, dynamiczna, zmienia się z godziny na godzinę i nie ukrywam, że jesteśmy przygotowani na różne warianty rozwiązania tej sytuacji – powiedziała rzeczniczka szpitala Katarzyna Malinowska-Olczyk.

W całej placówce na zwolnieniach lekarskich przebywają aż 64 położne na 125 zatrudnionych w tym szpitalu. Mają one jednak nadzieję, że taka sytuacja da dyrekcji do myślenia i spowoduje, że do szpitala nie będzie przyjmowanych tak dużo kobiet, którymi nie są w stanie właściwie się zaopiekować. Nie chcą też, aby na jednej sali leżały kobiety po poronieniach razem z kobietami, które urodziły szczęśliwie zdrowe dzieci. Takie sytuacje są dla nich stresujące, podobnie jak i dla położnych, których nie chciała do tej pory wysłuchać dyrekcja.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do