Reklama

Urzędnikom spodobały się gadżety, więc tłumaczą się przed sądem

Ośmiu pracowników marszałka województwa podlaskiego musi tłumaczyć się przed sądem. Dziś niektórzy z nich pracują zupełnie gdzie indziej, ale to nie zwalnia z odpowiedzialności i tłumaczenia się z zarzutów, jakie postawiła im prokuratura. Mieli przywłaszczyć sobie drogie smartfony i tablety, które powinny były trafić do inwestorów.

Nieprawidłowości wykryła Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości. To ta instytucja nakazała urzędowi marszałkowskiemu zapłacić karę blisko pół miliona złotych. Miało to być zwrot za niewłaściwie wydane środki na promocję przedsiębiorczości. Z jej funduszy zakupiono gadżety, które miały trafić do inwestorów z powstających Centrów Obsługi Inwestora. Tymi gadżetami były między innymi drogie smartfony, tablety, nawigacje GPS, czy też czytniki e-booków. Zamiast do inwestorów, część urządzeń trafiła do urzędników oraz członków ich rodzin.

Nikt z oskarżonych nie przyznaje się do winy. Urząd marszałkowski natomiast tłumaczy się, że przedmioty zakupione w celach promocyjnych trafiły do biznesmenów. Ale nikt nie potrafi już wyjaśnić w jaki sposób znalazły się także w domach urzędników marszałka oraz członków ich rodzin. Z czego jeden z urzędników, który miał przejąć cztery drogie smartfony, dwa z nich sprzedał w komisie. Oskarżeni w tej sprawie są byli, ale także i obecni pracownicy Departamentu Rozwoju Regionalnego.

- Na podstawie oświadczeń, które złożyli mi moi pracownicy wynika, iż telefony te trafiły do grupy docelowej – tłumaczył były dyrektor tego Departamentu.

Urzędnicy jednak nie chcieli odpowiadać na pytania, ani składać wyjaśnień. To może niewiele pomóc, ponieważ jak ustalili śledczy z Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Prokuratury, przetarg na zakup tych gadżetów miał być rozpisany pod konkretnego oferenta, zaś wybrano produkty najdroższe. To dodatkowy zarzut wobec urzędników.

Prokuratura zarzuca pracownikom urzędu marszałkowskiego działanie na szkodę interesu publicznego. Różnym urzędnikom przedstawiono różne zarzuty. Maksymalna kara, jaka im grozi, to nawet 10 lat pozbawienia wolności. Cała sytuacja miała miejsce około sześciu lat temu, ale to w tej chwili trwa proces, którego końca na razie nie widać.

(Cezarion/ Foto: ASM)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do