Przed wyborami samorządowymi większość kandydatów dwoi się i troi by ułatwić życie mieszkańcom, otworzyć nową szkołę czy zbudować parking. Nie w Białymstoku. Tu w ostatnich tygodniach kampanii jak grzyby po deszczu wyrastają znaki zakazu zatrzymywania się i postoju, a ogólnodostępne parkingi są likwidowane.
Wszystko po to, by nie ustawiały się tam samochody z reklamami kontrkandydatów urzędującego prezydenta Tadeusza Truskolaskiego popieranego przez PO. Dziwny zbieg okoliczności czy może prezydent w walce o władzę nadużywa swojej funkcji do zwalczania politycznych konkurentów?
Głównym zagrożeniem dla ubiegającego się o reelekcję Truskolaskiego jest Jan Dobrzyński z Prawa i Sprawiedliwości, który według sondaży ma dużą szansę na zwycięstwo. W kampanii wyborczej wykorzystuje m.in. samochód z wysuwanym ledowym monitorem emitującym reklamy. Zasada jest prosta – kierowca wykorzystując dostępne parkingi publiczne zatrzymuje samochód i przez określony czas emituje reklamę. Wszystko zgodnie z prawem. Do tej pory z usług firmy reklamowej chętnie korzystało również miasto, promując ogólnodostępne koncerty czy wydarzenia z udziałem prezydenta. Bez ubiegania się o kłopotliwe pozwolenia auto wjeżdżało pod sam ratusz. Nie tym razem. Od czasu gdy wynajął ją Dobrzyński firma boryka się z kłopotami ze Strażą Miejską. Służby drogowe z kolei zamykają jeden po drugim publiczne parkingi i montują znaki zatrzymywania się i postoju. W lokalizacjach, w których pojawia się samochód z reklamą, pojawiają się też zakazy wjazdu.
- Jestem pewien na 100% że na parkingu przy stadionie miejskim 3 listopada został zamontowany nowy znak B5. – opowiada pan Sławomir Kieda, kierowca z firmy Eleet. – Wiem, bo z tego parkingu korzystałem wcześniej co najmniej 2 razy i znaku wcześniej nie było. Straż miejska nękała mnie od rana nakazując mi odjechanie z parkingu, najpierw straszyli mnie mandatami, a jak uruchomiłem reklamy wyborcze w dniu meczu – prosili, żebym je wyłączył, bo w przeciwnym wypadku oni stracą pracę.
Pan Sławomir przytacza pięć przykładów miejsc, gdzie naprędce ustawiono zakaz zatrzymywania się i postoju oraz ostrzeżenie o odholowaniu pojazdu. Jego zdaniem wszystko po to, aby samochód reklamujący kontrkandydata Truskolaskiego nie mógł emitować reklam.
- W moim odczuciu cała sytuacja jest związana z tym, komu wykonuję moją usługę, bo gdybym reklamował obecną władzę nie byłoby żadnego problemu, żadne nowe znaki by się w mieście nie pojawiły i żaden urzędnik nie zapytałby mnie o nie wiadomo jakie zezwolenie – mówi pan Sławomir.
Zmieniając organizację ruchu urzędnicy tak się rozpędzili, że ograniczyli możliwość poruszania się samochodami ciężarowymi powyżej 8 ton również jedną z głównych arterii miasta – ul. Hetmańską. Dziwnym zbiegiem okoliczności przy tej ulicy znajduje się baza jednej z białostockich firm budowlanych, gdzie parkuje pojazd pana Sławomira. Walcząc z konkurencją prezydent doprowadził więc do kuriozalnej sytuacji, w której niemożliwy jest także legalny dojazd na prywatny parking.
Co więcej, przy ulicy Hetmańskiej znajdują się dwa wielkopowierzchniowe sklepy, które muszą sobie poradzić z dostawami omijając dotychczasową drogę dojazdu.
- Obecnie mój samochód jest zaparkowany na parkingu przy ul. Wrocławskiej 69 – zaznaczam, że stoi tam w pełni legalnie – śmieje się pan Sławomir – Ciekawe kiedy miasto zmieni organizację ruchu w tamtym miejscu, teraz tylko czekam na znak B5, bo zakazu zatrzymywania się i postoju tam na pewno nie zamontują – chociaż z ich bezmyślnością nigdy nic nie wiadomo. Jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta, a jeśli nie mogą ze mną wygrać przepisami, to wykorzystują aparat publiczny w celach prywatnych tylko po to, żeby mi uniemożliwić wykonywanie zleconej pracy – dodaje.
Dobrze, że kampania wyborcza wkrótce się skończy. Gdyby walka o władzę w Białymstoku miała jeszcze potrwać, do końca roku mieszkańcy nie mieliby już gdzie parkować.
Komentarze opinie