Reklama

Zdaniem Straży Miejskiej radny samą swoją obecnością wpływa na postronne osoby

Białystok chyba powinien mieć wyznaczone jakieś strefy wolne od rozumu i wydaje się, że właściwym miejscem będzie okolica siedziby Straży Miejskiej. Bo ta formacja mundurowa postanowiła się kolejny raz skompromitować przed sądem w Białymstoku – tym razem przy sprawie radnego Henryka Dębowskiego. Jest on obwiniony o czynny udział w blokowaniu marszu równości, który miał polegać na przechodzeniu obok.

Kilkanaście dni temu informowaliśmy na naszych łamach, że szef gabinetu marszałka województwa podlaskiego został prawomocnie uniewinniony od zarzutów, jakie stawiała mu Straż Miejska. Chodziło o kierowanie nielegalnym zgromadzeniem, które miało blokować marsz równości, jaki przeszedł ulicami Białegostoku w lipcu 2019 roku. Straż Miejska postawiła taką tezę wyłącznie na podstawie tego, że Robert Jabłoński trzymał w ręku megafon. Co dobitnie wyjaśnił strażnikom sąd pierwszej i drugiej instancji, że trzymanie w ręku megafonu przez obwinionego nie oznacza automatycznie, że jest on przewodniczącym zgromadzenia.

Jeszcze większym absurdem białostocka Straż Miejska motywowała rzekome sprawstwo innego z obwinionych. Chodzi o radnego Henryka Dębowskiego, którego oskarża o to, że brał on czynny udział w blokowaniu marszu równości. Przy okazji, nie miała żadnego dowodu na jakąkolwiek czynność radnego, która wskazywałaby na ten czynny udział, a przed sądem padły takie słowa.

- Obwiniony jest osobą publiczną, radnym rady miasta, wybranym do sprawowania urzędu przez obywateli, budzącym zaufanie. Pomimo tego, że jak twierdził, uczestniczył w zgromadzeniu prywatnie, powinien zdawać sobie sprawę, że swoją obecnością wpływa na postronne osoby, uwiarygadnia w pewien sposób przedsięwzięcie i zachęca ludzi do uczestnictwa w zgromadzeniu – powiedział przed sądem strażnik miejski.

I ten strażnik, ani też chyba nikt z jego przełożonych, nie zauważył, że radny Dębowski, podobnie jak setki innych białostoczan, byli na modlitwie różańcowej w białostockiej katedrze i gdy się skończyła, stamtąd szli na piknik rodzinny, który odbywał się na dziedzińcu Pałacu Branickich. Tyle, że w tym samym czasie obok przechodził marsz równości. Skoro radny, ani inni białostoczanie nie opanowali sztuki latania nad ulicą, siłą rzeczy poruszali się na własnych nogach.

Przed sądem białostocka Straż Miejska nie potrafiła przedstawić żadnego dowodu na to, że radny w jakikolwiek sposób wpływał na kogokolwiek ze zgromadzonych, nie było żadnych zeznań świadków, a jedynie domniemania strażników o tym, że radny samą obecnością miał zachęcać do określonych czynności. I jak stwierdził obrońca radnego Dębowskiego, aby postawić taki zarzut powinny być przedstawione jakiekolwiek dowody poza nagraniem z miejskiego monitoringu, na którym widać przez sekundę, jak radny idzie. Nawet z nikim nie rozmawiał.

- Nie została w tym postępowaniu wskazana ani jedna osoba rzekomo podżegana przez Henryka Dębowskiego, która doprowadziła do jakiegoś czynu zabronionego. Oskarżyciel powinien wykazać kogo zachęcał do blokowania marszu, z kim prowadził rozmowy w ściśle określonym celu, czy namowy spowodowały efekt, że osoby zgromadzone uniemożliwiły przejście. Czy zdjęcia mogą oddać treść przebiegu rozmów, oddawać treść tej zachęty? Nie wydaje mi się – powiedział w Sądzie Rejonowym w Białymstoku, w mowie końcowej obrońca radnego Henryka Dębowskiego i w związku z tym domaga się uniewinnienia swojego klienta.

Przypominamy, że tą sprawą zajmowała się białostocka prokuratura, która nie znalazła żadnych dowodów na blokowanie marszu przez radnego Dębowskiego, identycznie jak było to w przypadku wspomnianego wyżej Roberta Jabłońskiego. Finał starań Straży Miejskiej z Białegostoku wobec Jabłońskiego jest już znany, zaś wobec Henryka Dębowskiego poznamy 13 lipca. Tego dnia sąd ma wydać orzeczenie. Choć trudno oprzeć się wrażeniu, że skoro radny Dębowski miałby wpływać na kogokolwiek tylko i wyłącznie swoją obecnością, to tak samo można zakładać, że strażnicy miejscy robiący zakupy w sklepie spożywczym, czy zatrzymujący się na światłach na skrzyżowaniu, samą swoją obecnością podejmują interwencję.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: DDB)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do