Reklama

Białostocki bałagan w oznakowaniu. Brak logiki tym razem na Jaroszówce

Nie wiadomo, czym kierowali się urzędnicy, umieszczając na krótkim odcinku ulicy Leopolda Staffa znaki wyznaczające strefę zamieszkania. Zapewne chodziło im o bezpieczeństwo mieszkańców, w tym bawiących się tam dzieci. Cel ambitny, ale jak to często z nieznajomością przepisów lub niedouczeniem bywa - wyszło jak wyszło, czyli nijak. Bo ów strefa została oznaczona źle, co wprowadza kierowców w błąd. Tak twierdzą, nie przebierając w słowach, tropiący i walczący z absurdami drogowymi przedstawiciele Stowarzyszenia Białostockie Drogi. I w tym przypadku trudno odmówić im racji. Bo ciężko zrozumieć dziwną interpretację przepisów albo też ich ignorancję przez tych, którzy zdecydowali się na takie oznakowanie.

Pół biedy, że nie mówimy o szczególnie ruchliwym miejscu w centrum miasta. Ale gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo i mieszanie w głowach kierującym oraz pieszym, żartowanie warto odłożyć na bok i poważniej pochylić się nad problemem. W opisywanym przypadku ktoś mógłby stwierdzić, że to błahostka, ale lekceważenie drobnostek kończy się tym, że ignorowane są później poważniejsze uhybienia, bo nikt już na nie nie zwraca uwagi.

Białystok, osiedle Jaroszówka. Przy ulicy Leopolda Staffa, od skrzyżowania z Jęczmienną, postawiono znak informacyjny D-40, czyli "strefa zamieszkania" (widać to na zdjęciu głównym, pierwszym w załączonej do artykułu galerii). Około stu, może nieco więcej metrów dalej, tuż przed skrzyżowaniem Staffa - Ignacego Domeyki stoi znak D-41, czyli "koniec strefy zamieszkania" (zdjęcie nr 2; zdjęcia 3 i 4 pokazują przeciwny kierunek).

Czy wyznaczenie w tym miejscu strefy było konieczne, zostawimy bez oceny. Te bowiem mają wpływać na poprawę bezpieczeństwa, służyć mieszkańcom, bawiącym się na ich obszarze dzieciom, po prostu chronić pieszych. Piesi w strefie zamieszkania mają bezwzględne pierwszeństwo, zawsze, bez wyjątków, przed pojazdami. Mogą poruszać się całą szerokością drogi, nie muszą korzystać 
z chodników albo poboczy, nie ma przejść dla pieszych. Bez opieki dorosłych na jej terenie mogą poruszać się nawet dzieci, które nie ukończyły siódmego roku życia.

Samochody w strefie mogą być zaparkowane tylko w wyznaczonych miejscach, progi zwalniające nie muszą być oznaczone znakami pionowymi. Obowiązuje też ograniczenie prędkości do 20 km/h. Ponadto wyjeżdżając ze strefy kierujący włączają się do ruchu, zatem mają obowiązek ustąpić pierwszeństwa innym uczestnikom ruchu.

W czym więc problem i do czego pijemy? Otóż do tego, że wyznaczona na odcinku ulicy Leopolda Staffa strefa jest źle oznakowana.

W połowie odcinka bowiem, na którym jest wyznaczona, ulicę przecina inna - Joachima Lelewela (widać to na zdj. nr 1). Ograniczona na specyficznym obszarze, jakim jest strefa zamieszkania, prędkość nie jest odwoływana przez skrzyżowanie. Znak odwołujący - wspomniany wyżej D-41 - musi się znaleźć na każdym wyjeździe ze strefy. I tu dochodzimy do absurdu - jeżeli skręcimy w Lelewela, obojętnie w którą stronę, powinniśmy nie przekraczać prędkości obowiązującej w strefie zamieszkania, czyli 20 km/h. Strefa bowiem nie zostaje odwołana. Znak odwołujący jest tylko na końcu ulicy Staffa, zatem jadąc Staffa np. od Jęczmiennej wyjechać ze strefy można tylko jadąc prosto i skręcając potem w Domeyjki (zdjęcie nr 2).

- Jeśli skręcimy wcześniej, w ulicę Lelewela, możemy swobodnie dojechać i do centrum miasta z prędkością 20 km/h, bo przecież nie ma końca strefy - śmieje się Przemysław Kownacki ze Stowarzyszenia Białostockie Drogi. I dodaje poważnie: - Tak dosłownie sugerują przepisy. W strefie zamieszkania nie można jechać szybciej niż 20 km/h na całym jej obszarze, a przy wyjeździe z niej należy ustawić znak informujący o końcu strefy zamieszkania - wyjaśnia.

Kownackiemu wtóruje Jerzy Rożko, inny członek Stowarzyszenia Białostockie Drogi.

- Z kolei wjeżdżający w ulicę Staffa z Lelewela nie wiedzą, że wjeżdżają do strefy i muszą ograniczyć prędkość, bo żadne znaki o tym nie informują - tłumaczy. - Podobnie jak ta kwestia tyczy kierowców, tak i pieszych, zarówno tych którzy wychodzą ze strefy zamieszkania, jak i do niej wchodzą, nie wiedząc o tym. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że okoliczni mieszkańcy pewnie w praktyce się w tym nieładzie oznakowania nie gubią, ale fakt faktem, że jest ono absurdalne, nielogiczne, złe.

- W Białymstoku z bałaganem z oznakowaniem spotykamy się na każdym kroku. Bez względu, czy są to stare, czy nowe ulice, ciągle pojawiają się problemy ze znakami pionowymi i poziomymi - dodaje Przemysław Kownacki.

Pozostaje liczyć, że miszmasz na Jaroszówce zostanie rozwiązany, bo w końcu o bezpieczeństwo użytkowników dróg chodzi. Pozostaje też życzyć planującym i ustawiającym znaki drogowe nieco więcej logiki w działaniach.

(Piotr Walczak)

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Gość - niezalogowany 2017-05-28 11:47:08

    Skrzyżowanie ulicy Wrocławskiej z Boboli i Lawendową jest równie absurdalne. Nikt nie wie jak ma jechać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    pwalczak 2017-05-28 12:16:46

    Dziękujemy za info - podjedziemy w to miejsce. Red. DDB.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do