
Jest problem z głosowaniem na wybrane projekty z budżetu obywatelskiego. Mieszkańcy Białegostoku, którzy nie mogą lub nie potrafią zagłosować przez internet, mają mocno utrudnione zadanie, jeśli będą chcieli zagłosować wrzucając tradycyjną kartę do głosowania. Ich liczba jest ograniczona, a urzędnicy nie chcą ich wydawać w większej ilości, zaś samych punktów do głosowania na całe miasto jest tylko cztery.
Już kilka dni temu pojawiły się pierwsze sygnały, że jest problem z kartami do głosowania na projekty z budżetu obywatelskiego. Kiedy osoby zaangażowane w zbiórkę podpisów i głosów na budowę pomnika Romana Dmowskiego, chciały zebrać głosy mieszkańców w tej sprawie, okazało się, że urzędnicy nie chcą wydawać kart. Zasłaniają się przy tym względami epidemiologicznymi. Co aktywiści z kolei uważają za kompletny absurd.
- Urzędnicy nie chcą wydawać kart do głosowania zasłaniając się oczywiście panującą pandemią. Jednakże punkty do głosowania są tylko cztery na całe miasto i naszym zdaniem to też nie rozwiązuje problemu, bo gromadzą się tam na małej przestrzeni obywatele, dotykają powierzchni i to też rodzi pewne zagrożenie – mówił Bartosz Sokołowski ze Stowarzyszenia dla Polski.
- Gdy odbierze głosy koordynator danego projektu i potem je przyniesie podpisane, to jest mniejsze zagrożenie epidemiologiczne niż wtedy, kiedy ludzie grupują się w tych czterech punktach, gdzie można te podpisy zbierać. Więc zasłanianie się w tym przypadku zagrożeniem epidemiologicznym jest wręcz kuriozalne – dodał Kamil Sienicki.
Aktywiści wyjaśniają, że taka postawa, czy odmowa wydawania aktywistom większej ilości kart do głosowania, to nic innego jak ograniczanie dostępności głosowania i zaprzepaszczanie idei budżetu obywatelskiego. Bo z takiej formy głosowania wykluczone zostają przede wszystkim osoby starsze, bez dostępu do internetu i szczególnie narażone na zakażenie koronawirusem, jeśli same będą musiały wychodzić do urzędu po kartę do głosowania i później przebywać z innymi osobami w punkcie, w którym można oddać głos.
Problem jest tym bardziej poważny, bo w tym roku po raz pierwszy, mieszkańcy nie mogą kserować samodzielnie kart do głosowania, bo te są oznakowane. I tylko takie oznakowane karty będą honorowane podczas liczenia głosów na poszczególne projekty z budżetu obywatelskiego. Takie ograniczanie wydawania kart do głosowania zainteresowanym krytykuje dość mocno radny Paweł Myszkowski.
- Taka sytuacja powoduje, że budżet obywatelski staje się jeszcze mniej obywatelski niż był do tej pory. Sami państwo pamiętacie z poprzednich edycji, jak społeczności mobilizowały się wokół konkretnych projektów, czy osiedlowych, czy ogólnomiejskich, gdzie trwała zbiórka podpisów, a organizatorzy sami kserowali karty. Spotykali się z mieszkańcami w przestrzeni publicznej, na ryneczkach, przy kościołach, po mszach, tam gdzie dużo ludzi się przewija. I dzięki temu niektóre projekty zyskiwały ogromne poparcie – powiedział radny Paweł Myszkowski. – Niestety, coraz mniej jest to budżet obywatelski. Jest to jakiś budżet. Ciśnie się na usta takie powiedzenie ze wschodu, że nie ważne kto głosuje, ważne kto liczy głosy – dodał.
Zarówno radny Paweł Myszkowski, jak i aktywiści, apelują do władz Białegostoku, ale przede wszystkim do urzędników, aby wydawali papierowe karty do głosowania w większych ilościach i pozwolili wziąć udział w głosowaniu mieszkańcom Białegostoku wykluczonym cyfrowo. Tym bardziej, że w regulaminie, ani w uchwale Rady Miasta, ani w żadnych innych dokumentach nie ma żadnych zapisów mówiących o pojedynczym wydzielaniu kart do głosowania.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie