Reklama

Delegalizacja ONR czyli słowa i jeszcze raz słowa - bez pokrycia. Nacjonaliści szykują pozwy?

O tym, czy organizację, jaką jest Obóz Narodowo-Radykalny, należy zdelegalizować czy nie, dyskusja toczy się od lat. Walka na argumenty przybrała na sile po pamiętnym marszu w Białymstoku i od tej pory co i rusz media przytaczają cytaty polityków chcących rozprawić się z tym stowarzyszeniem lub zakazać mu publicznego manifestowania poglądów. Tyle że najczęściej są to czcze pogróżki, które co najwyżej obnażają brak podstawowej znajomości prawa. Sami nacjonaliści niejednokrotnie celnie ripostują, a trzymając się obowiązujących przepisów tym samym prowokują pytania o reguły demokracji.

Kilka dni temu w portalu "Dzień Dobry Białystok" opublikowany został artykuł red. Agnieszki Siewiereniuk-Maciorowskiej pt. "Poseł Cimoszewicz jest za delegalizacją ONR-u". Krótko przypomnijmy: już we wrześniu zeszłego roku politycy Platformy Obywatelskiej złożyli wniosek o delegalizację stowarzyszenia do prokuratora generalnego i prezydenta Częstochowy, gdzie Obóz jest zarejestrowany. Pomysł ten poparło wówczas dwóch podlaskich posłów - Robert Tyszkiewicz i Tomasz Cimoszewicz. Ten ostatni na początku maja 2017 r. przypomniał o zamiarze delegalizacji Obozu Narodowo-Radykalnego. Na swoim koncie na Twitterze napisał, że wraz z innymi podejmuje działania w tym kierunku już od początku bieżącej kadencji Sejmu. Ma to związek z innym wpisem partyjnej koleżanki, prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Zamieściła ona "twitt", w którym napisała, że oczekuje od ministra Ziobry złożenia do sądu wniosku o delegalizację ONR jako ruchu neofaszystowskiego. Nie miałby on wtedy prawa do manifestacji - ostatnio duża demonstracja odbyła się 29 kwietnia właśnie w stolicy, nacjonaliści świętowali wtedy 83. rocznicę powstania organizacji. Tyle wstępu.

Wyjaśnijmy przy tym raz na zawsze, kto i w jaki sposób może wnioskować o delegalizację jakiejkolwiek organizacji, czy to lewicowej, czy skrajnie prawicowej. W aktualnym stanie prawnym poseł nie ma prawa złożenia wniosku o rozwiązanie stowarzyszenia. Może co prawda apelować do odpowiednich organów o podjęcie kroków, argumentować publicznie swoje opinie, ale na tym jego rola się kończy. Podobnie wygląda sprawa ze zbieraniem podpisów pod petycjami - te należy traktować jedynie w kategoriach prób nacisku na odpowiednie organy.

O komentarz poprosiliśmy dr. Jarosława Matwiejuka, konstytucjonalistę z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.

- Na podstawie art. 13. Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 r. w Polsce zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa. Sąd rejestrowy, który w 2012 r. dokonał rejestracji stowarzyszenia Obóz Narodowo-Radykalny, może je rozwiązać jeżeli stwierdzi, że jego działalność wykazuje rażące lub uporczywe naruszanie prawa albo postanowień statutu i nie ma warunków do przywrócenia działalności zgodnej z prawem lub statutem - tłumaczy dr Jarosław Matwiejuk. - Sąd orzeka w takim przypadku na wniosek prokuratora po przeprowadzeniu rozprawy. Podkreślmy, że do uprawomocnienia się orzeczenia sądu o rozwiązaniu, każde stowarzyszenie działa legalnie i korzysta z wszystkich praw. Gdyby ONR był partią polityczną, o zgodności z Konstytucją celów lub działalności partii politycznych i wykreśleniu z rejestru partii politycznych, czyli delegalizaji, orzekałby Trybunał Konstytucyjny. Wniosek w takim przypadku złożyć mogą: Prezydent Rzeczypospolitej, Marszałek Sejmu, Marszałek Senatu, Prezes Rady Ministrów, 50 posłów, 30 senatorów, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, Prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, Prokurator Generalny, Prezes Najwyższej Izby Kontroli, Rzecznik Praw Obywatelskich.

Przedstawiciele Obozu Narodowo-Radykalnego nie pozostają dłużni politykom chcącym delegalizacji ich organizacji. Wskazują, że skoro tak wielu z nich chce bronić demokracji, to absurdalne są wysiłki mające na celu zakaz publicznego wyrażania poglądów przez nacjonalistów. A właśnie do tego, by ci nie mieli prawa demonstrować, zmierzają starania ich przeciwników.

- Pewne środowiska nam nieprzychylne co jakiś czas próbują zbić kapitał polityczny na naszych plecach. Po raz kolejny słyszymy o pomyśle delegalizacji ONR. Na pytanie, z jakiego względu nasza organizacja miałaby być zdelegalizowana, próżno szukać odpowiedzi. Do tego chóru dołączył ostatnio "nasz" poseł Cimoszewicz. Jeżeli mamy już się licytować, kto powinien zostać zdelegalizowany, to bliżej delegalizacji jest PO za liczne afery, za pierwsze zabójstwo polityczne po 1989 roku. To właśnie były członek PO wdarł się do siedziby PiS, w której to zginął człowiek. To nie nasi sympatycy atakowali dziennikarzy TVP. To nie nasi sympatycy oblewali farbą biura poselskie i nie nasi ludzie blokują wjazd na Wawel - mówi Mateusz Magnuszewski, szef Brygady Podlaskiej ONR. I ripostuje: - Nazywają nas faszystami, ale za każdym razem otwarcie mówimy, że obce są nam wszelakie formy totalitaryzmów. I ten ze wschodu - komunizm, i te z zachodu - faszyzm oraz nazizm. Jesteśmy czysto polskim ruchem i nie są potrzebne nam obce wzorce. A to, że nasza organizacja kojarzy się z wyimaginowanym faszyzmem, to nie jest nasz problem. My odpowiadamy za to, co robimy i mówimy, a nie za to, co ktoś pomyślał czy zrozumiał. Wiele osób zarzuca współczesnemu ONR swoją antysemickość, gdyż rzekomo przedwojenny ONR nienawidził Żydów. Te osoby przejawiają brak elementarnej wiedzy na temat naszej organizacji. Założyciel ONR - Jan Mosdorf - został zakatowany w Auschwitz za to, że pomagał w obozie Żydom. Edward Kemnitz z przedwojennego ONR został odznaczony medalem sprawiedliwych pośród narodów świata za działalność w Żegocie. Wielu działaczy walczyło podczas powstania warszawskiego w zgrupowaniu Chrobry II, w którym to walczył sam Witold Pilecki. Bolesław Świderski był liderem konspiracji pomocowej w Auschwitz. Co jeszcze trzeba tłumaczyć?

Jednocześnie Maguszewski zapowiada, że po ostatniej fali hejtu przygotowywany jest pozew sądowy przeciwko Teatrowi TrzyRzecze za zniesławienie. Uprzedza, że każdy, kto działaczy Obozu będzie nazywał faszystami czy nazistami, musi liczyć się z tym, że sprawa wyląduje na wokandzie. W najbliższym czasie pozwanych ma zostać kilka wydawnictw prasowych, ale ONR nie zdradza szczegółów.

- Za opaski z symbolem falangi - legalnym i niezakazanym - niektórzy politycy chcą zdelegalizować odcinający się od faszyzmu ONR, którego działacze ginęli zresztą w obozach koncentracyjnych. Tymczasem w internecie można natknąć się nazarejestrowane w Polsce sklepy, które sprzedają od lat koszulki z symbolami komunistycznymi, podczas gdy propagowanie komunizmu jest wprost zakazane w Konstytucji RP - art. 13. - oraz w kodeksie karnym - art. 256. I jakoś nie słychać, by parlamentarzyści próbowali interweniować. Coś tu nie gra - uważa Radosław Oryszczyszyn, białostocki socjolog.

Zdaniem działaczy Młodzieży Wszechpolskiej, która niejednokrotnie spotykała się z oskarżeniami odnośnie faszyzowania i zapowiedziami jej delegalizacji, inicjatywa delegalizacji Obozu Narodowo-Radyklanego, w którą włączył się poseł Cimoszewicz, nie ma szans realizacji. Według wszechpolaków przyczyna jest prosta - wspomniania organizacja nie łamie prawa.

- Kanwą dla podjęcia takich działań są subiektywne odczucia i niechęć do środowisk narodowych, a przede wszystkim budowa kapitału politycznego oraz pozyskiwanie przychylności wyborców o lewicowo-liberalnych poglądach. Posłowie Cimoszewicz i Tyszkiewicz doskonale zdają sobie z tego sprawę - stwierdza Bartosz Sokołowski, prezes białostockiej MW. - Jako Młodzież Wszechpolska także spotykamy się z podobnymi szykanami. Nasi działacze, w tym przede wszystkim obecny poseł Adam Andruszkiewicz, byli wielokrotnie oskarżani, lecz żaden z procesów sądowych nie skończył się dla nas prawomocnym wyrokiem skazującym. Takie działania niepotrzebnie potęgują podziały społeczne. Poseł Cimoszewicz, tak jak pozostali politycy starający się o delegalizację ONR, uprymitywniają dyskusję społeczną do poziomu najbardziej pejoratywnych oskarżeń o faszyzm czy rasizm, co ani razu nie zostało udowodnione, zamiast podjąć merytoryczną dyskusję.

W tym wszystkim wypada przypomnieć kwestie prawne, ale dotyczące już samych zgromadzeń publicznych. Nie raz i nie dwa przeciwnicy głoszonych przez skrajną prawicę poglądów chcieli czegoś zakazać bez rozeznania się w przepisach. A to jest kluczowe, bo inaczej mamy do czynienia z mówieniem dla samego mówienia, co dodatkowo podchwytują niektórzy dziennikarze, a dalej przytakują nieświadomi czytelnicy.

W kwietniu 2016 r. przytaczaliśmy w naszym portalu na przykład słowa Adriana Zandberga, jednego z liderów partii Razem, który do Białegostoku przyjechał niedługo po marszu ONR - ten przeszedł ulicami stolicy województwa podlaskiego 16 kwietnia. Poczas spotkania z dziennikarzami działacze Razem pytali publicznie, dlaczego doszło do manifestacji nacjonalistów, przypominającej pochód organizacji paramilitarnej, skoro Białystok promuje się wielokulturowością. Zandberg, podkreślał, iż jest zaniepokojony tym, że urząd miejski wydał zgodę na taki przemarsz oraz że ważne instytucje publiczne długo nie widziały żadnego problemu we wspieraniu skrajnej prawicy w Białymstoku. Członkowie Razem podkreślali, że chcą usłyszeć wyjaśnienia od przedstawicieli magistratu i żądają oficjalnego stanowiska oraz odpowiedzi, jakie kroki urzędnicy zamierzają podjąć, by do takich sytuacji, jak manifestacja ONR, nie dochodziło w przyszłości. W podobnym tonie brzmiało przesłane mediom oświadczenie Stowarzyszenia na rzecz Kultury i Dialogu 9/12. Podnoszono m.in., że wydanie pozwolenia na zorganizowanie obchodów w opisanym kształcie stoi w wyraźnej sprzeczności z założeniami miejskiego programu "Białystok dla tolerancji".

I my w tym okresie otrzymaliśmy komentarz dotyczący powyższych apeli z magistratu. Przedstawicielka biura prasowego Urzędu Miejskiego w Białymstoku napisała, że zgodnie z przepisami ustawy o zgromadzeniach publicznych władze miasta nie mają narzędzi, które pozwoliłyby na uniemożliwienie takiego zgromadzenia. Jednocześnie wskazała, że od kilku lat prowadzone są akcje, które mają przeciwdziałać nietolerancji, homofobii, rasizmowi w ramach programu "Białystok dla Tolerancji".

Z kolei podczas sesji rada miasta nie zajęła stanowiska w sprawie marszu ONR. Chcieli tego radni Platformy Obywatelskiej, ale dyskusji praktycznie nie było. Kwestią marszu i haseł, które padały podczas niego, zajęła się prokuratura. Śledczy sprawdzali, czy nie doszło do szerzenia mowy nienawiści lub do nawoływania do nienawiści na tle rasowym lub wyznaniowym. Wynik: niczego takiego się nie dopatrzyli. Nie było powodów do karania organizatorów marszu ani uczestników. Nawet Rzecznik Praw Obywatelskich, który podjął sprawę demonstracji w Białymstoku, powiedział, że organizacje w rodzaju ONR nauczyły się przestrzegać prawa, co przedstawiał w charakterze problemu.

Natomiast przed tegorocznym marszem organizowanym przez Narodową Hajnówkę i ONR w Hajnówce, tamtejszy burmistrz chciał zablokować pochód, ale jego zakaz uchylił sąd. Potem w dugiej instancji utrzymył decyzję pierwszej, która uchyliła zakaz burmistrza.

Zresztą latem zeszłego roku dr Artur Modrzejewski z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku wyjaśniał na łamach naszego portalu, że zakaz zgromadzeń i samą ich organizację reguluje ustawa Prawo o zgromadzeniach. Zgodnie z art. 14. tej ustawy, organ gminy (czyli w przypadku białostockeigo podwórka prezydent Białegostoku) wydaje decyzję o zakazie zgromadzenia nie później niż na 96 godzin przed planowaną datą, jeżeli:
1) jego cel narusza wolność pokojowego zgromadzania się, jego odbycie narusza art. 4. lub zasady organizowania zgromadzeń albo cel zgromadzenia lub jego odbycie naruszają przepisy karne;
2) jego odbycie może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, w tym gdy zagrożenia tego nie udało się usunąć w przypadkach, o których mowa w art. 12. lub art. 13.

Jeśli planowane zgromadzenie będzie spełniało któryś z tych warunków, organ - po dokonaniu zgłoszenia zgromadzenia przez organizatora - na piśmie wydaje decyzję o zakazie zgromadzenia. Możliwe jest rozwiązanie zgromadzenia w trakcie jego trwania. Zgodnie z art. 17. Prawa o zgromadzeniach, organ gminy może wyznaczyć swojego przedstawiciela do udziału w zgromadzeniu. Jest to obowiązkowe w przypadku, gdy istnieje niebezpieczeństwo naruszenia porządku publicznego w trakcie trwania zgromadzenia. Zgromadzenie może być rozwiązane przez przedstawiciela organu gminy, jeżeli jego przebieg zagraża życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach lub narusza przepisy niniejszej ustawy albo przepisy karne, a przewodniczący zgromadzenia, uprzedzony przez przedstawiciela organu gminy o konieczności rozwiązania zgromadzenia, nie rozwiązuje go. Funkcjonariusz policji może zwrócić się do przedstawiciela organu gminy o rozwiązanie zgromadzenia w przypadku wystąpienia okoliczności, o których mowa wyżej.

(Piotr Walczak)

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2017-05-10 10:02:44

    ONR do delegalizacji? Wolne żarty. Więcej przesłanek do delegalizacji wykazuje PO czy SLD. Kto mieczem wojuje - od miecza ginie

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do