Internet okazał się bezlitosny dla polityków Platformy Obywatelskiej, którzy wczoraj głosowali w Parlamencie Europejskim przeciwko Polsce i za karami finansowymi dla Polski. Nazywani są przez internautów zdrajcami, targowicą, sprzedawczykami. W tym gronie znalazła się także europoseł z naszego regionu – Barbara Kudrycka.
Kiedy zachodnie media nazywały marsz z okazji narodowego Święta Niepodległości marszem, w którym szli faszyści, nie było odważnych europosłów, którzy stanowczo sprzeciwiliby się takiemu przekazowi. Około 60 tysięcy ludzi, w tym rodziny z dziećmi, zostali na łamach zachodnich mediów nazwani w sposób uwłaczający charakterowi najważniejszego narodowego święta, jak też i wydarzenia, w którym brali udział. Ani słówkiem nie skomentowała tego europoseł z naszego regionu Barbara Kudrycka. Mało tego, w dniu tak ważnym dla wszystkich Polaków, na jej koncie społecznościowym na Facebooku pojawił się wpis:
„W ramach obchodów Święta Niepodległości️ pod Pomnikiem Wolności Ojczyzny na Placu Solidarności w Olsztynie oraz Pomnikiem Marszałka Józefa Piłsudskiego w Białymstoku, wieńce w imieniu prof. Barbary Kudryckiej Posła do Parlamentu Europejskiego złożyły delegacje z Biur Poselskich w Olsztynie i Białymstoku. #PatriociWolności #11Listopada #ŚwietoNiepodległości”.
Sama pani poseł nie pofatygowała się na uroczystości i tego dnia zamieściła jedynie dwa wpisy, z których jeden zacytowaliśmy, drugi zaś to udostępnione z profilu Klubu Obywatelskiego zdjęcie polskiej flagi. Żadnych życzeń dla Polaków. To tyle. Ani słówka o tym, że Polacy mają prawo manifestować patriotyzm na ulicach, cieszyć się, że są w pełni wolnym narodem, który przelał tak wiele krwi by tę wolność zdobyć.
Za to w minioną środę, kiedy w Parlamencie Europejskim odbyło się głosowanie w sprawie praworządności i demokracji w Polsce, poseł Kudrycka zamieściła aż 31 wpisów na swoim publicznym koncie na portalu Facebook. Już sama ilość wrzucanych postów świadczy o tym, co komu ważniejsze – czy uczczenie najważniejszego święta narodowego, czy jednak debata de facto przeciwko Polsce, która to debata na dodatek nie ma żadnej mocy sprawczej.
„Dziś w Parlamencie Europejskim odbyła się debata o praworządności w Polsce. Wielu ważnych europejskich polityków powtarzało: To nie atak na Polskę. To walka o demokrację i państwo prawa. #wolnesądy” – to tylko jeden z wpisów na fanpage Barbary Kudryckiej.
- Sprawy ustrojowe, w tym funkcjonowanie sądownictwa, należą do prerogatyw suwerenności państwowej. Wszystkie kraje członkowskie Unii Europejskiej po swojemu kształtują funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Obecnie reformowanie polskiego wymiaru sprawiedliwości jest w trakcie procesu legislacyjnego i – biorąc pod uwagę niedawne prezydenckie veta, nic nie jest absolutnie przesądzone. Paradoksalnie – właśnie demokracja powoduje, że z jednej strony w Polsce dokonywane są takie, czy inne reformy, a w Parlamencie Europejskim uchwalane są takie, czy inne rezolucje. W obu przypadkach treść postanowień odzwierciedla wolę demokratycznie wybranej większości. Można się z nią zgadzać, można z nią polemizować, ale – co do zasady – nie można jej kwestionować. Wyjątkiem są te dokonania, które godzą w fundamenty demokracji i państwa prawa. Tu jednak (poza ewidentnymi rozstrzygnięciami sądowymi, np. wyrokami unijnego Trybunału z Luksemburga) poruszamy się na pograniczu prawa i polityki, które w warunkach przygotowań do wyborów coraz trudniej będzie rozróżnić – komentuje naszej redakcji prof. Maciej Perkowski z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku specjalizujący się w prawie europejskim.
Warto zwrócić przy tym uwagę, że debata w Parlamencie Europejskim dotycząca Polski toczy się od blisko dwóch lat. I tylko tyle, że się toczy. Nie ma żadnych konstruktywnych wniosków, ani pomysłów na to, żeby cokolwiek z naszym krajem zrobić. Politykom zachodnim, w tym polskim przedstawicielom opozycji wobec polskiego rządu, zostaje wyłącznie krytyka na forum publicznym. Nie są w stanie wskazać od dwóch lat przypadków jawnego złamania prawa lub demokracji, za co można by było obarczyć Polskę jakimikolwiek sankcjami. Wszystko co zostaje, to niesmak w opinii publicznej w Polsce i tysiące komentarzy takich jak między innymi te na profilu publicznym europoseł Kudryckiej (pisownia oryginalna):
„Jestes kobieto beznadziejna. Polacy ci to zapamietaja” – pisze Arleta.
„Zmień obywatelstwo, bo na następną kadencję do PE nie masz co liczyć jeśli chodzi o wybór Polaków...” – skomentował Jan.
„Ta rezolucja jest hańbą Parlamentu Europejskiego. Jest to rezolucja agresji, nieuczciwości, przestępczych pomówień przegłosowana przez ludzi ogarniętych nienawiścią i bezprawiem! To zdrada jesteście skończeni zdrajcy z PO i Nowoczesnej!!!!!!” – napisał Szymon.
„Politycy, szkalujący swój kraj na forum międzynarodowym nie są godni jego reprezentowania!!! Wstydzcie się” – to komentarz Sylwii.
Podobnych wypowiedzi jest o wiele więcej i można je cytować jeszcze bardzo długo. Faktem jednak jest, że taka debata bardziej rozgrzewa polskie fora internetowe niż ma posłuch gdziekolwiek dalej w Europie. Wystarczy popatrzeć z jak ogromnymi problemami zmaga się w tej chwili cała Unia Europejska, a co bardziej istotne – są to problemy znacznie poważniejsze od dyskusji na temat tego czy w Polsce jest demokracja, czy też jej nie ma. Samo mówienie o tym, że jej nie ma, jeszcze nie czyni z Polski kraju niedemokratycznego. Warto przypomnieć, że podstawowym warunkiem członkostwa w UE jest spełnianie pewnych standardów.
Tymi standardami są przede wszystkim poszanowanie zasad prawa, zachowanie praworządności i demokracji. Gdyby tych warunków w Polsce spełnionych nie było, parlamentarzyści europejscy, z posłanką Barbarą Kudrycką włącznie, nie mogliby przemawiać w Parlamencie Europejskim ani w żadnym innym unijnym gremium. Dlaczego? Dlatego, że Polska musiałaby zostać wyrzucona ze wspólnoty wraz ze wszystkimi jej przedstawicielami. Tylko i tu jest pewien problem. Nie da się wyrzucić kraju z UE, skoro już tam jest. Można co najwyżej pokrzyczeć i na tym się kończy.
- Unia Europejska oczywiście interesuje się także sprawami, które należą do prerogatyw suwerenności państwowej. Nie ma w tym niczego złego, o ile troska jest rzeczywista, a ewentualne zagrożenie demokracji i praworządności – bezdyskusyjne. Z perspektywy Polski naturalnie skupiamy się na debacie o Polsce, przez co mimowolnie popadamy w polonocentryzm. Innymi słowy można odnieść wrażenie, że jesteśmy głównym i palącym problemem Unii. Warto w tym miejscu przypomnieć, że ta ostatnia ma także inne problemy, które są (lub nie) dyskutowane na forum Parlamentu Europejskiego, że wymienię tu przykładowo Katalonię, brexit czy kryzys migracyjny. Spośród debat docenić należy te, które wnoszą treści konstruktywne, dążąc do znalezienia kompromisu lub nowego pomysłu na rozwiązanie dyskutowanego problemu. Z kolei debaty jednostronnie krytyczne, pozbawione konstruktywnych wniosków paradoksalnie – miast problemy rozwiązywać – dodają im mocy – mówi prof. Maciej Perkowski z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.
Warto przypomnieć, że unijni politycy nie zajmowali się tak żywo sprawami wyjścia Wielkiej Brytanii ze struktur UE, czyli kiedy Brytyjczycy podejmowali decyzję o tak zwanym brexicie. Teraz nie ma też żadnej dyskusji odnośnie jeszcze hiszpańskiej Katalonii, nie mówiąc już o tym, że od wielu lat nie jest rozwiązany problem uszczelniania granic przed napływającymi wciąż na południe uchodźcami.
A europoseł Kudrycka za dwa lata z takich debat i swoich słów będzie też się tłumaczyła, ale już przed wyborcami w Polsce. I to dopiero będzie prawdziwy sprawdzian z rzeczywistej troski o Polskę. Debata też skończy się jedynym właściwym głosowaniem, po którym jednoznacznie okaże się, czy kiedykolwiek jeszcze będzie miała okazję reprezentować gdziekolwiek Rzeczpospolitą Polską.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Flickr.com/ PlatformaRP)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
No to pora na pozew zbiorowy wszystkich, którzy prze pana rozczochranego Holendra Verh..gena zostali nazwani faszystami. Jak oberwie pozwem od 60.000 osób, to zrozumie, że to nie przelewki i może go to zaboleć finansowo. , a za słowa się płaci. Ostatnio wsparłem finansowo "Redutę dobrego imienia", powinni zrobić akcję pozwu zbiorowego przeciwko każdemu, kto marsz w Święto Niepodległości Polski nazywa marszem 60 tys faszystów. .
Są tu jacyś prawnicy co niech się wypowiedzą proszę