
Świeże truskawki, maliny czy pomidory, stoiska ze świeżymi wędlinami i mięsem, pieczywo, artykuły chemiczne, kosmetyki, przyprawy, mąki na wagę, produkty dla domowych zwierzaków, artykuły potrzebne do remontu mieszkania - a już wkrótce towaru będzie jeszcze więcej. Giełda przy Andersa przeżywa bardzo dobry okres. Obok obecnej hali targowej buduje się następna, a do użytku ma być oddana już w październiku.
Cieszą się i kupujący, i sprzedający na giełdzie. Ci pierwsi mają większy wybór, a przedsiębiorcy szerszą konkurencję, to i interes idzie lepiej.
W nowej hali są jeszcze miejsca, które czekają na wynajęcie. Z tygodnia na tydzień ich liczba się zmniejsza. Powstający obiekt to jedyna możliwość, by otworzyć nowe stoisko, bo dotychczasowi najemcy rzadko rezygnują.
Tu nikt nie jest anonimowy. Ani klient, ani sprzedawca. O każdą rzecz można zapytać, poradzić się. Z niektórymi paniami sprzedawczyniami wymieniamy się nawet przepisami kulinarnymi. No nie mogę się powstrzymać, by nie opowiedzieć, jak robię sałatkę z ogórków, kiedy je kupuję - śmieje się Joanna Sawicka.
Dodaje, że giełdę odwiedza raz na tydzień - dwa tygodnie.
Chciałabym częściej. Ale mąż często wyjeżdża, a ja nie mam prawa jazdy - tłumaczy.
Cieszy ją więc, że już wkrótce teren się powiększy. Kiedy w październiku zostanie oddana do użytku wspomniana hala handlowa, dojdzie tu 45 handlowców.
Nowe stoiska to jeszcze bogatsza oferta dla kupujących. Przypomnę, że naszym podstawowym atutem są zakupy u konkretnych sprzedawców. Gros klientów ma swoich ulubionych i specjalnie do nich przyjeżdża, czy to po jaja do wypieków, czy też sery, wędliny bądź owoce - mówi Mieczysław Pugawko, prezes Podlaskiego Centrum Rolno - Towarowego.
Praca jest ciężka - stwierdza pan Marian, kierownik stoiska z nabiałem.
Ale - jak przekonuje - coś za coś. Bo gdyby nie było ciężko, to by znaczyło, że nie ma nic do roboty. A jak by nie było nic do roboty, to by znaczyło, że nie ma klientów. No a to z kolei znaczy już niestety tylko jedno: brak utargu. Dlatego pan Marian z ciężkiej pracy tak naprawdę to się szczerze cieszy. U niego przy stoisku cały czas jest kolejka.
Mamy dobry towar. Zawsze świeży. Codziennie dostawy. No i taniej niż gdzie indziej. Nie narzucamy zbyt wysokiej marży - zapewnia.
Swego towaru jest pewny, ale jednocześnie nie ma wątpliwości: ludzie przyjeżdżają na giełdę, bo mają tu wszystko w jednym miejscu.
Pani Krysia z kolei już od dziewięciu lat pracuje w sklepie mięsnym.
Jestem bardzo zadowolona. Stworzyliśmy miejsce, które przyciąga klientów - przekonuje. - Mamy dużą konkurencję. Ale nie narzekamy. Wygrywamy dobrymi wyrobami.
Pani Bożena wcześniej pracowała na popularnym białostockim ryneczku. Punkt zlikwidowano, więc kobieta ze swoim sklepem przeniosła się na giełdę. I nie żałuje. Co chwilę ktoś do niej przychodzi, radzi się, pyta, kupuje.
Z kolei Jadwiga w handlu działa już 22 lata. Na giełdzie - prawie od początku, gdy została wybudowana pierwsza hala. Sprzedaje makarony, mąki, warzywa i przyprawy.
Bo tego ludzie chcą - tłumaczy.
Ale stara się, by mieć zawsze coś innego niż pozostali sprzedawcy. Przyprawy od konkretnego producenta, makaron w dużych opakowaniach, mąki na wagę.
Dzięki temu nie boję się konkurencji - wyjaśnia.
Nie boi się też tej nowej hali, która właśnie powstaje.
Ludzie potrzebują pracy. A ta hala tę pracę im da - mówi.
Dzięki tej nowej hali miejsce stanie się jeszcze bardziej komfortowe, przyciągające klientów - jest pewna pani Krystyna z mięsnego. - Ludzie lubią mieć wybór. A im więcej sprzedających, tym większy wybór - uśmiecha się.
I przyznaje, że wie o tym, że to brzmi, jak gdyby mówiła o hipermarkecie.
Ale u nas są dobre, polskie, świeże towary. To tradycyjne podlaskie towary. Klienci to doceniają - podsumowuje.
(Oprac. P. Walczak / Foto: mat. pras.)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie