Okolice dawnego bazaru w samym sercu Białegostoku to naprawdę wyjątkowe miejsce. Wzdłuż fragmentu ulicy Jurowieckiej, aż do skrzyżowania z ulicą Ciepłą każdego dnia ekipy remontowe wykańczają gmach nowego centrum handlowego. Niekiedy z placu budowy słychać jednak dość ostre rozmowy.
Jurowiecka to taki nasz mały Meksyk. Społeczne kontrasty widać tu gołym okiem. Wystarczy udać się na krótki spacer w kierunku ulicy Sienkiewicza. Dostaniemy tu dosłownie wszystko, od świeżutkiego nabiału, ręcznie dzierganych kapci, przez papierosy, po możliwość udziału w profesjonalnych badaniach rynku.
Klimat dawnego targu czuć tu na każdym kroku. W miejscu gdzie mieściły się mało estetyczne budki z owocami, butami i przyborami szkolnymi dziś stoi już całkiem okazały gmach przyszłej galerii handlowej.
Ekipy robotników nie próżnują. Niestety często podczas nerwowych dyskusji nie przebierają w słowach. Sęk w tym, że pogłos tych rozmów często niesie się poza plac budowy. Przestronne wnętrze gmachu niekiedy wzmacnia falę akustyczną. W efekcie treści sporów słychać nawet po drugiej stronie skrzyżowania Sienkiewicza i Piłsudskiego.
- Narzekać nie mogę, bo chłopaki z ekip remontowych często wpadają na małe zakupy, ale praktycznie codziennie słychać tu pogłos nie specjalnie kulturalnych rozmów – mówi anonimowo jedna z pań handlujących przy Jurowieckiej. - Niekiedy echo niesie bardzo wulgarne słownictwo.
Inni sprzedawcy z okolic nowo budowanej galerii uważają podobnie. Nikt nie chce się wypowiadać publicznie, bo boją się o utratę klientów.
Czasem może między sobą nie wyrażają się zbyt kulturalnie, ale wpadną niekiedy coś kupić – zdradza jedna z pań handlujących na rogu. - Kogo tam obchodzi co na placu budowy się dzieje.
Nie udało się nam dotrzeć do żadnego z pracowników wykańczających monumentalny gmach. Dotariliśmy jednak do pana Janusza Sadowskiego, który w ciągu ostatnich dwudziestu lat poznał branżę budowlaną od podszewki.
- Myślę, że ludzie szukają dziury w całym - stwierdza nasz rozmówca. - Jeśli pracownicy faktycznie bluzgają, to raczej pomiędzy sobą. Na pewno te słowa nie są kierowane do przechodniów. Niestety specyfika budynku jest taka, a nie inna. Przecież nikt nie rzuca przekleństw specjalnie. Po prostu niektórzy mają taki styl prowadzenia dyskusji. Widać ich współpracownikom to odpowiada.
Sprawa niesionych przez echo przekleństw jest dość kontrowersyjna. Z jednej strony wulgarne rozmowy pomiędzy członkami ekip wykańczających są prowadzone na terenie prywatnym. Z drugiej wyzwisk niekiedy muszą słuchać również przechodnie.
Nie pozostaje więc nam nic innego, niż tylko czekać na ostatnie miesiące tego roku, kiedy Galeria Jurowiecka zostanie oddana do użytku.
Komentarze opinie