
Informowaliśmy niedawno na naszych łamach, że w całym kraju gapowicze są winni przewoźnikom prawie 400 milionów złotych. Postanowiliśmy sprawdzić, dlaczego białostoczanie narażają się na konsekwencje i nie płacą za przejazd w autobusach komunikacji miejskiej. Roztargnienie i w związku z tym brak ważnego biletu nie jest najczęstszym powodem jazdy na gapę, a przynajmniej nie w stolicy Podlasia.
Być może to jest przyczynek, dla którego warto wrócić do tematu bezpłatnej komunikacji miejskiej w naszym mieście. Jeśli nie, to przynajmniej można zacząć poważniej traktować dyskusję o zmianach w funkcjonowaniu Białostockiej Komunikacji Miejskiej. Okazuje się, że ci białostoczanie, którzy decydują się na jazdę bez ważnego biletu, to przede wszystkim osoby, które twierdzą, że mamy za drogie bilety. Dlatego właśnie ryzykują jazdę na gapę.
- Gdybym jeździł autobusem codziennie, może bym wykupił bilet na dłużej. Ale mi zdarza się jeździć sporadycznie, do lekarza, albo do urzędu. Ciężko mi wyliczyć ile będzie trwała wizyta. A płacić za każdy przejazd drożej niż za bochenek chleba mi się nie opłaca. Złapano mnie tylko raz, a bez biletu jeżdżę już czwarty rok w sumie – mówi naszej redakcji jeden z mężczyzn, który przyznał się, że jest notorycznym gapowiczem.
- Teraz jest trochę lepiej, bo dzieci mogą jeździć za darmo. Ale przyznam się, że jak trzeba było płacić, to albo chodziliśmy pieszo, albo jechaliśmy wszyscy na gapę. Starszą córkę musiałam raz w tygodniu albo raz na dwa tygodnie wozić do lekarza, a młodszej nie mam z kim zostawić. Takie przejazdy w dwie strony dla całej trójki kosztowały mnie za każdym razem prawie 15 złotych, bo musieliśmy jechać z przesiadką. To za dużo dla matki samotnie wychowującej dwójkę dzieci. Może komuś się wydaje, że to nie jest dużo, ale jak ma się do dyspozycji 1500 złotych na miesiąc, to naprawdę zamiast na bilet wolałam dzieciom kupić nowe kapcie czy coś lepszego do jedzenia – przekazała z kolei młoda mama.
Zresztą ceny biletów, to był najczęściej powtarzany powód jazdy na gapę. Wbrew temu, co twierdzą władze Białegostoku, mieszkańcy uważają, że w stolicy Podlasia tanio się nie podróżuje. Zwłaszcza, kiedy z takich przejazdów trzeba korzystać sporadycznie i dodatkowo jechać w kilka osób. Ludzie wolą zaryzykować mandat za jazdę na gapę, niż zapłacić za bilet. Są jednak i tacy, którzy nie płacą, bo liczą na fart.
- Rzadko zdarza mi się jeździć autobusem. Przeważnie korzystam z taksówek. Ale bywa, że wskakuję do autobusu, żeby podjechać przystanek, albo dwa. Fajna adrenalinka jest, taki dreszczyk czy złapią, czy nie – podzielił się z nami mężczyzna w wieku około 35 lat.
Gapowicze, to jak wynika z badań, pasażerowie pomiędzy 26. a 35. rokiem życia oraz ich nieco starsi koledzy. Najczęściej są to osoby bez wyższego wykształcenia, bezrobotne lub zatrudnione na umowę o dzieło czy zlecenie. Zdecydowana większość z nich to mężczyźni, rzadziej na gapę jeżdżą kobiety. Ale to kobiety po przyłapaniu ich na jeździe bez biletu mniej chętnie regulują swoje zobowiązania. Niemniej, kara odstrasza je przed kolejną jazdą na gapę. Mężczyźni w tym względzie częściej bywają recydywistami, mimo kolejnej wpadki.
(Cezarion/ Foto: ASM)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ciekawy pomysł, zrobić darmowe przejazdy na dwa,trzy przystanki, przecież technicznie jest to do zrobienia od ręki . A bilety na mpk w Białymstoku są fakt bardzo drogie w stosunku do długości tras.
Bilety nie są drugie.To nie cena biletu jest problemem tylko problemem jest to że my za mało zarabiamy.
no za mało zarabiamy i bilety są za drogie przecież to na jedno wychodzi a do tego cała ta komunikacja ustawiona jest bez sensu bo wiadomo że Truskolaski dbać tylko o osobówki