Informacja o rezygnacji Mikołaja Greśa z funkcji Redaktora Naczelnego „Gazety Michałowa” oraz uzasadnienie tej decyzji zszokowała nie tylko lokalnych czytelników, ale też wielu dziennikarzy i działaczy samorządowych z całego Podlasia. Postanowiliśmy dokładnie przyjrzeć się całej sprawie.
Oświadczenie pana Greśa pt.”Zrzekam się funkcji redaktora naczelnego Gazety Michałowa, ponieważ stałą się ona symbolem braku wolności słowa” trafiło do naszej redakcji pod koniec ubiegłego tygodnia. Jego treść wprawiła nas w osłupienie. Wieloletni dziennikarz oficjalnie przyznał, że Marek Nazarko, burmistrz gminy Michałowo wymuszał na nim publikacje, nie tylko przychylnych tekstów na swój temat, ale też decydował o tym, jakiego rodzaju artykuły ukażą się w ostatecznej wersji tytułu. Włodarz podobno nie stronił przy tym od szantażu.
- Obecnie „Gazeta Michłowa” jest kwintesencją cenzury, nacisku władzy na media i braku wolności słowa. Musiałem napisać ten „list” ponieważ winny to jestem moim Czytelnikom i wszystkim, którzy chcą znać kanon faktów o sytuacji w Michałowie. Tak mówi moje sumienie - napisał w Mikołaj Greś w swoim oficjalny stanowisku.
W piątek przyjrzeliśmy się sprawie. Skontaktowaliśmy się więc z osobami, których nazwiska zostały wymienione w tekście. Pojawiło się nawet stwierdzenie, że oświadczenia nie napisał Mikołaj Greś, tylko zupełnie ktoś inny.
- To jakieś nieporozumienie – stwierdził Marek Nazarko, burmistrz Michałowa.- Pan Greś rozmawiał ze mną na ten temat i również uważa podobnie. To brudne działania ze strony opozycji. Kampania wyborcza już ruszyła.
Niestety przed weekendem wieloletni dziennikarz i twórca oświadczenia w związku z całą sytuacją nie czuł się najlepiej. Rozmawialiśmy jednak z jego synem, który za ewentualne nieposłuszeństwo swego ojca miał mieć podniesiony czynsz na lokal, który wynajmuje od gminy na Agencję PKO Banku Polskiego. Nasz rozmówca odniósł się również do wypowiedzi burmistrza.
- Ten tekst napisał mój tato - oświadcza Rafał Greś, syn redaktora naczelnego "Gazety Michałowa". - Wszystkie stwierdzenia, które się tam znalazły są prawdziwe. Burmistrz wręcz wymuszał, aby w tytule znajdowały się treści dyskredytujące opozycję czy mieszkańców gminy, którzy się z nim nie zgadzają. Tylko w ostatnim wydaniu nie znalazły się dwa teksty czytelników, ponieważ nie przeszły cenzury władz-dodaje.
W głośnym oświadczeniu autor wspomniał również o próbach celowego dyskredytowania na łamach „Gazety Michałowa” osób mających inne zdanie niż opcja rządząca.
Moim zdaniem to co znalazło się w tej ulotce jest prawdą – uważa pani Dorota Burak, dyrektor Zespołu Szkół w Michałowie, - Od dłuższego czasu nasza placówka była atakowana na łamach „Gazety Michałowa” i przedstawiana w niekorzystnym świetle. Redaktor naczelny, któremu zwracałam uwagę tłumaczył mi się, że tak musi robić. W jednym z opublikowanych wywiadów pewien radny gminny bezpodstawnie stwierdził nawet, że mam problemy emocjonalne. Jesteśmy jedyną placówką niezależną od gminy, burmistrz bardzo chce ją przejąć od powiatu. Jako dyrektor zawsze działam w zgodzie z prawem i własnym sumieniem. Niestety opinie, które otrzymaliśmy od anonimowych mieszkańców Michałowa w ciągu weekendu są najlepszym dowodem na to, że w dobrze znanej podlaskiej gminie nie dzieje się dobrze.
Wszystko wskazuje na to, że wydawany od ponad 20 lat tytuł prasowy faktycznie nie był wolny od cenzury władz. Trudno więc nie zgodzić się z postulatem o dofinansowanie pracy lokalnej z budżetu centralnego.
Z drugiej strony rodzi się pytanie o skuteczność ustawy o samorządzie gminnym z dnia 8 marca 1990 roku. Ten dokument przez wielu ekspertów uważany jest za perłę w koronie naszego systemu prawnego. Niestety niejednokrotnie gminy są traktowane jako folwarki pańszczyźniane burmistrzów czy wójtów, a nawet prezydentów. Może warto więc pomyśleć nad zastosowaniem rozwiązań, które wykluczą wszelkiego rodzaju patologię i zwiększa niezależność lokalnych mediów? A może po prostu kilka razy powinniśmy zastanowić się nad tym kogo skreślamy nad urną wyborczą?
Komentarze opinie