
Rząd pracuje nad rozwiązaniami, które mają wesprzeć polskich pracodawców i pracowników w obliczu kryzysu (na zdjęciu premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda po zakończeniu posiedzenia Rady Gabinetowej 18 marca, na którym omawiano rozwiązania pomocowe dla przedsiębiorców i gospodarki w związku z epidemią koronawirusa). W optymistycznym wariancie pakiet trafi pod głosowanie w Sejmie do końca marca. Przedsiębiorcy uważają jednak, że proponowana tarcza antykryzysowa to za mało, by utrzymać ciągłość funkcjonowania firm i uratować miejsca pracy. Takiego zdania jest Remigiusz Filarski, współwłaściciel Centrum Dietetyki Stosowanej w Białymstoku. Skontaktowaliśmy się z nim po emocjonującym wpisie, który zamieścił na Facebooku. Zgodził się szerzej opowiedzieć, co myśli o pomocy i podejściu państwa do przedsiębiorców.
Mój wujek, który całe życie prowadził własny biznes, także za tak zwanej komuny, zawsze mi powtarzał, żeby w biznesie nigdy nie liczyć na nikogo, a już na pewno nie na państwo - mówi Remigiusz Filarski. - Myślałem, że może w końcu, teraz po 30 latach mamienia przedsiębiorców pustymi frazesami i w obliczu gospodarczej katastrofy, coś się zmieni i będzie tak, jak powinno być w normalnym kraju, że władza rzeczywiście stanie na wysokości zadania i pomoże przetrwać nam ten trudny czas.
Nasz rozmówca stwierdza, że pierwsze komunikaty, jakie do niego dotarły, były dość optymistyczne. Wśród nich wymienia zwolnienie przedsiębiorców z płacenia, jak to nazywa - "zuso haraczu".
Pamiętam, że złapałem głęboki oddech, zadzwoniłem do wspólnika z przekonaniem, że damy radę. On, jako urodzony pesymista, stwierdził, że zobaczymy jak to będzie: "wiesz jak jest, diabeł tkwi w szczegółach". No i proszę... wizjoner - dodaje Filarski.
Nie kryje, że próbując wypełnić wniosek o odroczenie składek ZUS doszło do niego, że firmy znowu zostały "wycyckane".
Pewnie większość przedsiębiorców po wypełnieniu drugiej strony wniosku stwierdziło, że kicha na taki interes. Odnoszę wrażenie, że chyba na to liczyli nasi decydenci - stwierdza. - Ja naprawdę zdaję sobie sprawę z sytuacji demograficznej naszego kraju, że płacąc ZUS na bieżąco utrzymujemy system emerytalny, który jest konsekwencją m.in. poprzedniego ustroju, że konieczna jest solidarność społeczna. Tylko dlaczego to zawsze przedsiębiorcy mają się z kimś solidaryzować i dorzucać swoje pieniądze do skarbca? Może teraz jest czas na to, aby ktoś solidaryzował się z nami?
Pan Remigiusz przytacza, co przeczytał w jednym portali internetowych: "rząd mówi, że jeśli zapłacicie, rozłożymy wam ZUS, przedsiębiorcy na to - jeśli nie zapłacimy, rozłożymy wam ZUS.
W związku z tym zacząłem zastanawiać się, co by było, gdyby większość z nas - właścicieli firm - podjęło męską decyzję o niepłaceniu. ZUS-u, podatków, akcyz, koncesji i innych przymusowych danin. Co zrobią? Wszystkich nas zlicytują, do pozamykają do więzień? - pyta.
Białostocki przedsiębiorca podaje przykłady, jak to jest w Polsce prowadzić mały biznes, może błahe, ale oddające ducha, w jakim funkcjonuje się od lat.
Filarski posiada lokal usługowy o powierzchni około 40 metrów kwadratowych, na parterze w bloku mieszkalnym. Podatek od nieruchomości wynosi go ok. 1 200 zł.
Sąsiad, który mieszka nade mną w mieszkaniu o podobnej wielkości, płaci około 100 złotych podatku. Mieszkamy w tym samym bloku, zajmujemy tę samą przestrzeń, ale dlatego, że ja mam firmę, jestem zwyczajnie "dojony" - nie kryje rozgoryczenia. - Gdybym miał wielką halę produkcyjną, zajmował dodatkowy teren w przestrzeni miejskiej, generowałbym hałas uciążliwy dla sąsiadów, to rozumiem. Chcesz mieć fabrykę w mieście, płać wyższy podatek. A w moim przypadku: ten sam blok, ta sama klatka schodowa, te same cegły, ten sam teren co u sąsiadów, a podatek 10 razy większy, bo firma. Druga sprawa to prąd. W firmie mam kilka energooszczędnych świetlówek, dwa komputery, drukarkę, lodówkę i ekspres do kawy. Średnie rachunki wynoszą 170 - 180 zł. Wspomniany sąsiad, który w mieszkaniu korzysta z pralki, lodówki, żelazka, telewizora i innych prądożernych urządzeń, płaci za prąd około 110 zł. Przecież do naszego bloku płynie ten sam prąd, przez ten sam kabel. Ale mój jest droższy tylko dlatego, że mam firmę. I znowu: gdybym miał fabrykę, posiadał maszyny generujące wielkie potrzeby energetyczne, to w porządku, mogę płacić więcej. A tutaj... Ten sam blok, te same cegły, ten sam kabel, a prąd droższy, bo mam firmę.
Tymczasem tzw. tarcza antykryzysowa powinna być przyjęta przez posłów do końca marca. Według Konfederacji Lewiatan proponowane w niej rozwiązania nie ochronią dostatecznie miejsc pracy i firm przed upadkiem. Nie uwzględniono tam najważniejszych postulatów przedsiębiorców, które Lewiatan przekazał rządowi, jak np. abolicja wszelkich danin publicznych co najmniej do 1 lipca, w tym przede wszystkim podatków i składek ZUS oraz odroczenie terminów na złożenie deklaracji i zeznań podatkowych do 1 lipca 2020 r.
Zdaniem przedstawicieli Konfederacji Lewiatan na pewno zabraknie środków na pomoc.
Rząd mówi o 212 miliardach złotych, ale niewielka część tej puli trafi na ratowanie miejsc pracy i utrzymanie płynności finansowej firm. Wystarczy jeden przykład: rząd proponuje 800 milionów złotych na dofinansowanie wynagrodzeń oraz niejasną możliwość pożyczek z Funduszu Pracy. Kwota ta wystarczy na wsparcie ok. 150 tysięcy pracowników. Zagrożone będą natomiast miliony miejsc pracy i potrzeba minimum 6 miliardów, aby zapewnić im wsparcie przez trzy miesiące. Trzeba też pamiętać, że potrzeby te z każdym dniem rosną - czytamy w komunikacie organizacji.
Organizacja przekonuje, że wszyscy pracodawcy, których dotykają skutki pandemii, muszą jeszcze w tym tygodniu otrzymać zwolnienie na trzy miesiące z danin publicznych płaconych do ZUS i US. Zwolnienie, a nie odroczenie. Firmy zmuszone do wprowadzenia przestoju ekonomicznego lub obniżonego wymiaru czasu pracy muszą mieć zagwarantowane dopłaty do wynagrodzeń do wysokości połowy przeciętnego wynagrodzenia wraz ze składkami na ubezpieczenia społeczne. Pomoc musi przychodzi natychmiast, bez zbędnej biurokracji, bazując na oświadczeniach o sytuacji w firmach.
(Piotr Walczak / Foto: Krystian Maj/KPRM)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie