Reklama

Mimośrodowo: Włanczam się do dyskusji



Jedną z moich dziwnych perwersji, jest zachwycanie się sytuacją, gdy ktoś poprawia moje błędy językowe. Po pierwsze jest to dowód na to, że mój rozmówca (a jeszcze lepiej rozmówczyni) mnie słucha, co przecież łechcze moją próżność. Po drugie ekscytuje mnie fakt, że ten, ktoś wie więcej i wreszcie podziwiam, że zdobył się na odwagę.

Ja sam jakoś nie mam odwagi ryzykować i puszczam mimo uszu, gdy piękna blondynka mówi mi, że „faceci ją zraniają i w o ogóle jest to totalnie prawdziwy fakt autentyczny, że – jak pisze w gazetach - myślą tylko o jednym. I dla niej taki facet, to nie facet, tylko facet w cudzysłowiu”.

Moja znajoma polonistka poprawiłaby ją szybko:

- W gówniu, a nie w cudzysłowiu.

Podobnie zrobiłby mój kolega Andrzej. Kiedyś wraz z nim i dwójką dziewcząt siedzieliśmy w piwnym ogródku przy ul. Kilińskiego. Jedna z naszych towarzyszek, najpierw wzięła „tą” szklankę, potem skończyła „tą” szklankę, a na końcu poprosiła, by ktoś „tą” szklankę zabrał. Andrzej nie wytrzymał, trzasnął w stół i ryknął na całą ulicę:

- „Tę” a nie „tą”! K... dziewczyny, uważajcie na bierniki!!

Radek akurat jest nadpobudliwy językowo, ale są i tacy, którzy o błędach językowych mówią długo, ciepło i cierpliwie. Do takich należała pani z Warszawy, która poprawiała mój scenariusz i zwróciła mi uwagę, że opisując, jak ksiądz przy śniadaniu oddziela nożem czubek jajka, niepoprawnie użyłem słowa „przecinać”.

- Panie Krzysiu, przecież on odcinał, a nie przecinał. Po pierwsze przecinanie jest raczej czynnością wertykalną, wobec zdecydowanie bardziej horyzontalnego „odcinania”, a po drugie jeśli, coś się przecinało i przecięta rzecz rozpadła się na dwoje, to znaczy, że nastąpiło odcięcie. Ta sama pani zwracała mi uwagę, że używam czasownika „rezygnuje”, wobec bohatera, który wyraźnie rejteruje, i - „kuśtyka” wobec starszego pana, który ewidentnie ledwie utyka, a może nawet tylko chroma.

Czuję, że dziś czas na mnie. Zachęcony tymi pięknymi przykładami, wezmę się w garść i zwrócę ludzkości moją pierwszą uwagę językową. Przynajmniej tej części ludzkości, która jakiś czas temu przestała używać słowa włączać, bo ukuła sobie lepsze określenie „włanczać”. Żeby tego było mało, ostatnio część tej część ludzkości już nawet nie „włancza radia” tylko „załancza”, lub, o zgrozo, „załącza”. Tym wszystkim dedykuję trzy poniższe strofy:

Rozpocznę rzecz od ustalenia:

WŁĄCZAM WYŁĄCZNIE urządzenia.

Więc radio WŁĄCZAM przy zabawie,

ZAŁĄCZAM jako dowód w sprawie.

Dwa słowa oraz dwa znaczenia.

ZAŁĄCZNIK widzę oraz piszę.

WŁĄCZNIK naciskam, gdy nie słyszę.

Ujmując to innymi słowy:

ZAŁĄCZNIK to kwit dodatkowy,

WŁĄCZNIK jest gałką lub klawiszem.

Powtórzmy zatem! Kiedy WŁĄCZAM

działa WYŁĄCZNIE moja rączka.

Kiedy ZAŁĄCZAM akta nowe

prócz ręki WŁĄCZAM w czynność głowę.

ZAŁĄCZAM znaczy: “z głową WŁĄCZAM”!

(Krzysztof Szubzda/ Foto: Facebook/ Gramatyczni naziści)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do