Podczas środowego (8 marca) protestu kobiet w Białymstoku przeciętny obserwator mógł odnieść wrażenie, że to nie żadna walka o równość i wolność wyboru, a manifestacja środowisk próbujących uwidocznić swoją obecność partyjnymi czy organizacyjnymi flagami. I nie byłoby w tym niczego dziwnego ani zaskakującego - bo jest to dość powszechnie stosowana praktyka - gdyby nie kilka smaczków. Co najmniej dziwnych i prowokujących pytania.
Na wstępie wypada zaznaczyć, że celem niniejszego artykułu nie jest w żaden sposób ocenianie ani polemizowanie z hasłami, które były przewodnimi tej demonstracji. Jeśli obecna sytuacja polityczna i prawna niektórym paniom się nie podoba, a ich światopogląd nakazuje im głośne wyrażanie sprzeciwu - mogą to robić. W końcu jest to część składowa szeroko pojętej demokracji.
Nie trudno jednak było odnieść wrażenie, że zorganizowanym grupom uczestniczącym w proteście chodzi o coś innego - zbijanie kapitału politycznego. Organizatorem nie był żaden ruch kojarzony bezsprzecznie z walką o prawa kobiet. Tym okazał się KOD. Tuż przed rozpoczęciem każdego zgłoszonego do urzędu miasta zgromadzenia, funkcjonariusze policji zwykle zapraszają na krótką rozmowę osobę, która podpisała się pod takim zawiadomieniem. W tym przypadku na pogawędkę udał się mężczyzna w kamizelce z logo Komitetu Obrony Demokracji i napisem "Organizator". Oczywiście nikt nie broni, by to osoba płci męskiej z KOD-u organizowała "manifę", ale po takim obrazku niesmak pozostaje.
Podczas pikiety uczestnicy pokazali rządowi czerwoną kartkę. Były przemówienia, skandowanie haseł, podkreślanie sprzeciwu wobec prób zaostrzania ustawy antyaborcyjnej czy dyskryminacji ze względu na płeć w zakładach pracy. Więcej na ten temat pisaliśmy tutaj: Protest przeciwko łamaniu praw kobiet. Czerwona kartka dla rządu
Na miejscu zjawiły się - co jasne - osoby związane z różnymi opcjami politycznymi. Obok KOD-u można więc było zobaczyć przedstawicieli Nowoczesnej, Platformy Obywatelskiej, partii Razem. Jak powiedziała nam jedna z feministek, początkowo zastanawiano się nad formułą NO LOGO, podobnie jak było przy okazji niektórych Czarnych Protestów (wtedy rzecz także dotyczyła kobiet, a demonstracje były sprzeciwem wobec możliwości zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej). To znaczy, że żadna z uczestniczących organizacji nie przynosi flag i transparentów sugerujących przynależność, a liczy się wspólny cel. Tym razem jednak z takiego pomysłu zrezygnowano i doskonale było widać, które partie chcą się pokazać. Trudno zatem nie odnieść wrażenia, że dla niektórych może i tematyka manifestacji była bliska, ale przy okazji wypadało się popromować. Tym komentarzem redakcja Dzień Dobry Białystok pewnie świata nie odkryła i można by było skomentować: nie nakręcajcie się, bo nie ma tematu. Ale temat jest, bo kilka pań, których rozmowy słyszeliśmy, było zażenowanych, iż politycy wszędzie muszą pchać swoje łapy, a więc o żadnej oddolności nie ma mowy.
Inna sprawa, że aby jakikolwiek głos był słyszalny, a protest mógł odnieść skutek, potrzeba determinacji o powtarzalności działań. Zebranie się od święta i pokrzyczenie jednorazowo przez megafon ani nie dotrze do szerszej świadomości, ani nie przyniesie większego rezultatu. Tak jak strajk, w którym 8 marca niektóre panie nie przyszły do pracy. Jako dowód na tak postawioną tezę wystarczy przytoczyć słowa jednego z białostockich przedsiębiorców, który stwierdził: - Dziewczyny w firmie dziś strajkują, wzięły wolne, nie wiem o co chodzi.
W każdym razie wiedzieli politycy, zadanie wykonali, postali na placu, odbębnili.
W tym wszystkim dziwi jeszcze jedno - obok działaczy partii Razem stanęli podlascy przedstawiciele Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, od transparentu Platformy Obywatelskiej zaś dzieliło ich najwyżej kilkanaście metrów. Nic dziwnego? Prawie nic dziwnego, z tym że prawie robi tu wielką różnicę. Inicjatywa Pracownicza przyniosła ze sobą bowiem czarno-czerwone flagi, anarchosyndykalistyczne. To nic nowego, że niejednokrotnie politycy chieli podpinać się pod manifestacje organizowane przez anarchistów, ale jeśli idzie to w drugą stronę, można zgłupieć. Podstawą idei anarchizmu (bez wgłębiania się w różne jego nurty) jest bowiem niechęć wobec scentralizowanej władzy. Anarchiści głoszą przecież, że są przeciwko państwu i jego aparatowi opresji, bez względu na to, kto tym państwem rządzi. Tym razem jednak nie mieli oporów, by podpiąć się pod demonstrację, która zainicjowana została przez ludzi mocno związanych z polityką i nie próbowali jakoś specjalnie akcentować odrębności, a to wydaje się być kluczowe. Stali zresztą obok partii Razem, być może oddadzą swoje głosy na jej kandydatów w wyborach do Sejmu, o ile sami w nich nie wystartują.
Jasne, że można popierać inicjatywy, które są spójne w pewnych kwestiach, ale widok anarchistów przy partyjnych flagach to jak wynajęcie Młodzieży Wszechpolskiej do ochrony lewicowej manifestacji. Zresztą jakiś punkt wspólny u działaczy lewicy z narodowcami pewnie by się znalazł, choć do takiego żadna ze stron nigdy się nie przyzna.
(Piotr Walczak)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie