
Dość śmiało pozwolę sobie poszarpać samozachwyt wielmożnej dzieciarni, ponieważ nie tak całkiem dawno sam nią byłem, a – jak się ostatnio okazało – od tamtej pory niewiele się zmieniło. Nie zmieniło się na pewno to, że im mniej ktoś wie, tym bardziej niezachwiane ma przekonanie o słuszności oraz chętniej mówi, że jest gnębiony.
Przypomnę ogłoszoną w zeszłym roku przez Młodzieżową Radę Miasta nowinę. Grupka małolatów zaalarmowała opinię publiczną wynikami przeprowadzonej ankiety. Udział w niej wzięło 600 respondentów. 80% z nich miało wskazywać, że spotkało się z łamaniem praw ucznia! Na wstrząsający wynik momentalnie zareagowało Miasto, powołując specjalnego rzecznika. No bo gdzież w srogim nieszczęściu zostawić niezliczone rzesze prześladowanych? Wszak opinii młodzieży, popartej dotychczas wieloma aktami słuszności, trzeba zaufać bez sprawdzania.
Minęło pół roku działalności nowej funkcji i zainteresowałem się, jak w praktyce wygląda zmaganie z powszechnym, jak się wydawało, problemem.
W roku szkolnym 2021/2022 do miejskiego rzecznika praw ucznia wpłynęło… Państwo zgadują, ile mogło wpłynąć skarg od uczniów, z których 80% spotkało się ponoć z opresjami, a ja opowiem, jak dzieciaki zaprojektowały ankietę. Kluczowe pytanie brzmiało „czy kiedykolwiek w Twojej szkole zostały złamane bądź naruszone prawa ucznia?”. A tak… słyszałem, że przed wojną była taka sytuacja. Zaznaczam więc „tak”. Skoro nie „czy ja doświadczyłem”, ale czy kiedykolwiek wobec kogokolwiek ktokolwiek jakkolwiek zawinił, to niewykluczone, że większość mogła słyszeć o czymś, co wydawało się pasować.
Tymczasem do rzecznika wpłynęła od uczniów przez pół roku jedna skarga na niewłaściwe ocenianie i wniosek o zmianę nauczyciela. Takie są realia. Jeśli pojawiają się jakieś kłopoty, to nie są one warte wykonania telefonu.
Wyniki mniej więcej pokrywają się z własnymi spostrzeżeniami z edukacji odbywanej w XX wieku: poczucie krzywdy i niezrozumienia bywało u wielu osób silne, ale z reguły bezpodstawne (nie wspominając, że nie mające żadnego znaczenia dla życia ucznia).
Problem współcześnie jest jednak poważniejszy. Dzieciaki są pod wpływem marksistowskiego sposobu myślenia i działania. Współczesne wydanie komunizmu, opierając się na sprawdzonych wzorcach, zakłada rozbijanie społeczeństwa i dekompozycję na walczące klasy, nad którymi działacze łatwo mogą przejąć kierownictwo. Metodą na tworzenie walczących klas jest przekonywanie o doświadczanych nieszczęściach, ponoć większych niż dotykają innych, zrzeszanie się pod sztandarem walki z rzekomym łamaniem praw i domaganie przywilejów.
Mogę przypuszczać, że tak właśnie jest, wpatrując się w inną ankietę Młodzieżowej Rady Miasta, w której edukacji poświęcono mniej pytań niż „Problemom i tolerancji”. Wśród nich obowiązkowe dla neomarksistów poruszenie spraw dyskryminacji wszelkiej maści odchyłów płciowości i tożsamości (następna klasa, której mit usilnie tworzą, żeby móc o nią walczyć i pod jej sztandarem zrzeszać).
Młodzież to koń pociągowy współczesnej walki klas (feminizm, LGBT, dziwadła). Dodajmy, że młodzi ludzie, również białostoczanie, mają klapki na oczach i bardzo ograniczone horyzonty, a więc niewykluczone, że beztrosko cwałują w przepaść.
Klapki na oczach każą szukać dofinansowania dla telefonu zaufania Tęczowego Białegostoku i „poprawienia kwestii tolerancji” (odpowiedzi ze wspominanej ankiety), a nie pozwalają dostrzegać rzeczywistych problemów, którym towarzyszy chóralne milczenie: wulgarności, używania nikotyny, nadużywania środków pobudzających, picia alkoholu, braku wiedzy dietetycznej, otyłości, uzależnień od urządzeń elektronicznych, wad wzroku i postawy. Takich rzeczy młodzież nie widzi, zapewne z powodu wstydliwej realności i przeczucia, że dotknięcie tematów będzie wymagało od niej wysiłku i pracy nad SOBĄ.
(Źródło: https://giezet.pl/bialystok/mlodziez-i-jej-umyslowe-ograniczenia/ Obywatel Gie Żet/ Grzegorz Żochowski/ Foto kadr z filmu Dzień Dobry Białystok)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
To o lex Czarnek opartego na "tysiacach skarg" w pustych pudełkach? Celne!