Reklama

Prawdziwa historia Hioba

Każdy chyba kojarzy historię biblijnego Hioba. Ale ja wam opowiem PRAWDZIWĄ historię Hioba.

Przede wszystkim, nie było żadnego zakładu między Bogiem, a Szatanem. Bóg, który by zrobił taki zakład nie różniłby się niczym od Szatana. No ale rzeczywiście żył sobie taki Hiob. Miał żonkę i dziesięcioro dzieci. I właśnie zrobił geszeft życia. Wziął sobie kredyt we frank... w denarach, zamiast w szeklach, kupił sobie fajne gospodarstwo, 100 krów, sporo ziemi, zatrudnił sługi. Miał też wielu kumpli.

A zaraz potem szlag wszystko trafił. Przyszła susza, czy tam szarańcza, majątek poszedł się jeb*ć. Przyszła też zaraza, która zabrała mu dzieci i część służby. Ostatnie, najwierniejsze sługi stwierdziły, że pie*dolą taką robotę i odeszli. Kumple się od niego odwrócili. Żona odeszła, a na odchodne powiedziała, że od lat za jego plecami puszczała się z Nahumem Jednorękim, który nota bene zawsze śmierdział kozim mlekiem i nie obcinał paznokci.

Jedynymi ludźmi, którzy bardzo się interesowali Hiobem i niezwykle często go odwiedzali, byli windykatorzy z Banku Assyryjskiego. Od których dostawał okazyjny wpie*dol.

Hiob zaoszczędził ostatnie grosze, sprzedał nawet ostatnie buty, żeby zapłacić chociaż jedną ratę, ale zachorował. Ostatnie dziengi poszły więc na lekarza. Tylko że był to hajs wyrzucony w błoto, gdyż zachorował na trąd, a wtedy było to nieuleczalne.

No i włóczył się po Izraelu taki Hiob, w łachmanach, bez butów, z odorem gnijącego mięsa od trądu. W drodze spotkał autora Księgi Hioba i opowiedział mu swoją historię. Ten to spisał, ale dla fabuły dodał zakład Boga z Szatanem i dodał do tego happy end, w którym Hiob w nagrodę za niezłomną wiarę poznał nową żonkę, która urodziła mu dziesięć nowych dzieci, z trądu się wyleczył, odzyskał majątek, tylko że dwa razy większy i poznał nowych przyjaciół. Choć nie była to prawda, to autor stwierdził, że choć nie jest to prawda teraz, w tym momencie, to coś takiego stanie się prawdą wkrótce. No bo musiało się tak przecież stać. No bo przecież to niemożliwe, żeby dobrego, wierzącego człowieka, spotkały takie nieszczęścia i nie było żadnego happy endu.

Tymczasem Hiob zmarł gdzieś pod płotem, i nawet psy i dzikie zwierzęta nim pogardziły i nie próbowały go zjeść, bo tak śmierdział trupem.

I tak to czasem jest. Że człowiek żyje sobie strasznie gównianym życiem od samego początku do samego końca, cała egzystencja to jedna wielka męka. A czasem człowiek coś tam zaczął osiągać, a potem zj*bało się wszystko co tylko mogło się zj*bać i potem już linia pochyła w dół. I co z tego, że się starał? I choćby zapie*dalał do ostatniej kropli potu, do ostatniej kropli krwi. I choćby wytężał całkowicie swój mózg, każdą synapsę, każdą szarą komórkę, by znaleźć rozwiązanie. I choćby całym swoim sercem głęboko wierzył, czy to w Boga, czy to w los, to tylko by od tego przyprawił serce o zawał. Choćby nawet na ch*ju stanął, to i tak ciągle kłody pod nogi, wiater w oczy i ch*j w dupę. Jak nie urok to sraczka, jak nie sraczka, to przemarsz wojsk.

Niektórzy wybierają samobója. Czy to w konsekwencji depresji i rozpaczy, czy to wiedzionych rozumem, chłodną kalkulacją i bilansem zysków i strat. Większość jednak dalej próbuje. Szarpią się z losem, wiercą, wyrywają się, męczą, i tak do końca życia, dopóki nie przyjdzie zasrany koniec i ulga, że trud skończony.

Hewel hawelim ha-ko hewel. Marność nad marnościami i wszystko marność.

A skąd znam prawdziwą historię Hioba? Być może spotkałem Aswerusa, znanego jako Żyd Wieczny Tułacz, który naigrywał się z Jezusa i za karę od 2 tysięcy lat nie może umrzeć i błąka się po świecie. I być może on mi to opowiedział. A może mam oryginalne wydanie Starego Testamentu, edycja kolekcjonerska z V wieku p.n.e. z komentarzem autora i ciekawostkami?

To już będzie moja tajemnica...

(Edward Horsztyński)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do