Sprawy podczas remontu bloku przy ulicy Wesołej 9 w Białymstoku przybrały taki obrót, że lokatorzy poprosili naszą redakcję o pomoc i interwencję. Czuli się niedoinformowani i zdezorientowani zakresem prowadzonych prac. Byli zrozpaczeni, a przy tym oburzeni, gdy podczas ocieplania ich bloku bez zapowiedzi robotnicy weszli na balkony, zdemontowali barierki, zaczęli kuć młotami pneumatycznymi, a w przypadku niektórych dokonywali skracania. Wszystko odbywa się - jak zapewniają zarządzający spółdzielnią mieszkaniową - zgodnie z prawem i z wszelkimi pozwoleniami. Ale kierownictwo administracji osiedla Tysiąclecia już się nie popisało - zabrakło komunikacji, konkretnych wyjaśnień, co się dzieje, a podejście do pytających było co najmniej niestosowne. Tak przynajmniej twierdzili ci, którzy spotkali się z nami. I trudno doszukiwać się tutaj jakiegoś spisku przeciwko urzędnikom. Mieszkańcy chcą tylko, żeby z nimi rozmawiano, gdy coś ma dotyczyć ich bezpośrednio. Wczoraj prezes BSM przyznał, że nie wszystko było w porządku.
Wygląda na to, że konflikt może zostać zażegnany. Szkoda tylko, że takie sprawy nie mogą być zawsze załatwiane w gronie zainteresowanych, a dialog musi toczyć się za pośrednictwem mediów. Ale w tym konkretnym przypadku, dzięki nagłośnieniu, został zrobiony krok do przodu.
Wszystko dokładnie opisaliśmy tutaj: „To jest rozbój i demolka w biały dzień!!!” Mieszkańcy są przerażeni i wściekli [ZDJĘCIA]
Przypomnijmy tylko w skrócie, iż trwa docieplanie budynku, a kilka dni temu zaczęto prace na balkonach. Nie było zapowiedzi, że będą one miały tak zaawansowany charakter. Mieszkańcy przestraszyli się, nie wiedzieli, czego się spodziewać. Robotnicy zaś tłumaczyli, że robią swoje. Jedna z mieszkanek na własny koszt musiała przenieść niezbędny przy jej chorobie zewnętrzny wentylator na inną ścianę. Niektórym zniszczono kupione za własne pieniądze materiały, którymi pokryte były ich balkony. Innym - ku ich zaskoczeniu - balkony skrócono. Przed wejściem ekipy nie poproszono o zabranie z nich rzeczy. Starsze osoby z parteru boją się, że brak barierek to gratka dla włamywaczy. Co jednak najgorsze - ludzie skarżyli się, że podejście kierownictwa administracji do nich, podczas prób dowiedzenia się szczegółów remontu, jest wręcz aroganckie.
Istotne jest to, iż nie mieliśmy do czynienia ze skargą jednej czy dwóch osób, anonimowych Czytelników Dzień Dobry Białystok. Na spotkanie z autorem artykułu w sobotę przed klatkę schodową bloku przy Wesołej przyszło ponad 10 osób. Kilkoro opowiedziało w czym rzecz podając imiona i nazwiska, część zgodziła się być na zdjęciu, inni tylko się przysłuchiwali.
W tej sytuacji poprosiliśmy o spotkanie ze Stanisławem Hołubowskim, prezesem zarządu Białostockiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Zgodził się podkreślając, że pełni funkcję, która jest służbą mieszkańcom, więc jest otwarty na dialog. Dodał, że jeśli chodzi o komunikację, mieszkańcy nie mogą mówić, że totalnie nie wiedzieli o planowanej termomodernizacji budynku, ponieważ w klatkach schodowych odpowiednio wcześniej były wywieszone komunikaty. Ponadto miała znaleźć się w nich informacja o konieczności opróżnienia balkonów. Prezes tłumaczy, że trzeba było rozpocząć na nich prace, ponieważ ich stan zagrażał już bezpieczeństwu. Stąd też niektóre należało skrócić.
- Nieprawda! - ripostują mieszkańcy. - O temacie balkonów nic nie wiedzieliśmy. Gdyby taka informacja była wywieszona na tablicy ogłoszeń, pewnie byśmy tak się teraz nie denerwowali.
W każdym razie Stanisław Hołubowski przyznaje, że jednak do końca z tą komunikacją mogło nie być najlepiej: - Zwróciłem administracji uwagę, że powinni po okresie przerwy w wykonywaniu prac to ogłoszenie powtórzyć. Bo wiadomo, że ludzka pamięć jest zawodna (termomodernizacja bloku trwa już jakiś czas, była w niej przerwa, natomiast kwestia balkonów rozpoczęła się dopiero w zeszłym tygodniu - przyp. red).
Faktycznie, powtórzyli. Tyle że dopiero po uwadze szefa. We wtorek (nasz artykuł ukazał się w poniedziałek), kilka dni po "wejściu" robotników na balkony, mieszkańcy mogli przeczytać, iż w związku z remontem, wykonawca prosi o niewychodzenie na balkon.
Za całą zaistniałą sytuację prezes Hołubowski przeprasza: - Należy się, bo może faktycznie czegoś zabrakło. Dodaje, że zwrócił także uwagę kierownictwu administracji na niewłaściwe zachowanie wobec mieszkańców, przyznając tym samym, że mogło do takiego dojść.
- Poniosą przy tym też jeszcze inne konsekwencje służbowe - zapewnia. - Natomiast jeżeli w przyszłości będą jakieś problemy, proszę, aby mieszkańcy dzwonili do sekretariatu BSM (85 742 52 65 - przyp. red.). Odpowiednio wtedy zareaguję.
Stanisław Hołubowski przyznaje, że pierwszy raz spotkał się z tym, że mieszkańcy poczuli się tak rozgoryczeni sposobem prac remontowych, a przez ostatnie dziewięć lat docieplonych zostało około 200 bloków.
Opisując prace na balkonach prezes BSM wyjaśnia, że wcześniej balustrady były źle osadzone, teraz mają być wyższe, zamiast 90 cm - 1,5 m. Tam, gdzie przed remontem znajdowała się terakota, na zakończenie położona zostanie od nowa. Zakończenie modernizacji przewidziane jest na koniec maja, ale jeśli pogoda będzie taka jak obecnie - możliwe jest to znacznie szybciej.
Całą sytuacją, zainteresował się podlaski poseł Ruchu Kukiz"15 Adam Andruszkiewicz, który staje po stronie niezadowolonych mieszkańców. W poniedziałek wystosował pismo do prezesa BSM. Zapytał w nim, w jaki sposób spółdzielnia konsultowała remont z lokatorami, czy podczas konsultacji poruszana była kwestia balkonów, kto i w jakim trybie podjął decyzję o ich burzeniu, czy podczas prac remontowych wykonywane są pomiary hałasu oraz drgań, jakie kroki spółdzielnia planuje podjąć, aby rozwiązać konflikt z mieszkańcami.
- Dotarły do mnie dziś informacje, iż władze Białostockiej Spółdzielni Mieszkaniowej obiecują przeprosiny pokrzywdzonym lokatorom oraz wyrównanie ewentualnych strat materialnych, jakie ponieśli na skutek prowadzonego remontu (mowa o ponownym położeniu np. terakoty - przyp. red.). To krok w dobrą stronę, który pokazuje, iż wspólne działania mieszkańców, redakcji portalu oraz lokalnych posłów, mogą przynieść pozytywny efekt. Musimy działać - komentuje poseł.
Wygląda na to, że ludzie są już uspokojeni. Przynajmniej częściowo, bo wreszcie wiedzą, co się wokół nich dzieje. A właśnie przede wszystkim o to im chodziło.
Komentarz autora:
Liczę, że prezes spółdzielni dotrzyma słowa i będzie reagował na uwagi mieszkańców, jak też spotka się z tymi, którzy o to poproszą i nie zamknie przed niezadowolonymi drzwi swojego gabinetu. Mam też nadzieję, że uczuli swoich podwładnych, iż administracja ma rozwiązywać problemy, a nie je tworzyć. Na razie wierzę, że nie rzucił słów na wiatr.
Komentarze opinie