
Pas startowy na Krywlanach, który będzie udawał lotnisko, już się buduje. Mieszkańcy Białegostoku też już usłyszeli wiele razy, że będą mogli latać z Krywlan do wielu europejskich miast. Tylko jakoś cicho jest o tym, że nie ma komu prowadzić rozmów z potencjalnymi przewoźnikami, którzy zabieraliby białostoczan w te podróże po Europie.
Kilka tygodni temu politycy Platformy Obywatelskiej narzekali na to, że politycy PiS z naszego regionu nie poparli pomysłu przeznaczenia dodatkowych 50 milionów złotych na rozbudowę tak zwanego lotniska na Krywlanach. Przy okazji politycy PO nie pochwalili się tym, że te 50 milionów złotych byłoby pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. Zresztą identycznie jak blisko tych 50 milionów, które już wpakowano w budowę pasa startowego, z którego nikt nie odleci.
Pisaliśmy już wiele razy, że z Krywlan żadnych lotów rejsowych nie będzie. Po pierwsze dlatego, że obecnie nie ma żadnej linii na świecie, która obsługiwałaby takie połączenia. Po drugie, Miasto Białystok, a konkretnie reprezentujący je prezydent Białegostoku, nawet nie szuka potencjalnych przewoźników, którzy w przyszłości mogliby zaoferować loty mieszkańcom naszego miasta i aglomeracji białostockiej. Tak się złożyło, że pytaliśmy niedawno o nawet potencjalnych przewoźników i o to, czy prezydent takich w ogóle szuka, skoro wyszarpał z kieszeni mieszkańców ogromne miliony na inwestycję na Krywlanach, która tylko z nazwy będzie lotniskiem.
„czy Prezydent Białegostoku rozpoczął już jakiekolwiek rozmowy z którymkolwiek z przewoźników lotniczych, którzy oferowaliby loty rejsowe z Krywlan w dowolnym kierunku?” – tak brzmiało dokładnie nasze pytanie skierowane do prezydenta Tadeusza Truskolaskiego.
Przyznajemy, że spodziewaliśmy się różnych odpowiedzi, ale na pewno nie takiej, jaką otrzymaliśmy. Wynika z niej bowiem, że nie będzie niczego. Prezydent pas buduje, za pieniądze białostoczan, przekonał zresztą radnych do tej inwestycji tak zwaną powietrzną dostępnością komunikacyjną, a nawet wspominał kilkukrotnie, że aby było jeszcze lepiej, inwestycję na Krywlanach da się rozbudować, żeby mogły tu przylatywać i odlatywać większe samoloty. Tymczasem okazuje się, że w ogóle nie prowadzi on żadnych rozmów z żadnym, nawet potencjalnym przewoźnikiem, który choćby w przyszłości byłby zainteresowany połączeniami lotniczymi: Białystok – dowolne miasto w Europie.
- Zgodnie z porozumieniem z dnia 30 czerwca 2015 r., zawartym pomiędzy Miastem Białystok a spółką Aero Partner, za zarządzanie przyszłym lotniskiem odpowiedzialna jest spółka. W związku z tym pytanie należy skierować do przedstawicieli spółki – odpowiedziała naszej redakcji w imieniu prezydenta Truskolaskiego Anna Kowalska z jego biura prasowego.
Oczywiście zwrócimy się do spółki Aero Partner w tej sprawie. Ale wcześniej sprawdziliśmy na jej stronie internetowej, jak sobie radzi z podobnymi lotniskami, jakie ma sukcesy w zarządzaniu i jakie linie korzystają z lotnisk lokalnych. Niestety, brak jest takich informacji. Dowiedzieliśmy się tylko tyle, że pracują tam specjaliści z branży lotniczej rozumiejący potrzeby oraz realia rynku lotniczego.
Jeśli chodzi o Białystok i nasze potrzeby oraz realia lotnicze, to trzeba przyznać, że tu po prostu mieszkańcy chcą mieć powietrzny kontakt ze światem. Chcą podróżować, tak samo, jak można podróżować z innych miast, w których są lotniska. I o to będziemy pytać spółkę Aero Partner – czy w ogóle jest taka szansa w najbliższych latach. Jednak nie sposób nie zwrócić uwagi na zachowanie prezydenta, który okazuje zupełną bierność w tym temacie. Trzeba też tu dodać, że choć pas startowy jest budowany z pieniędzy mieszkańców, to Miasto Białystok nie może nim zarządzać w aktualnym stanie prawnym. Może to zrobić wyłącznie spółka Aero Partner. Co wcale nie znaczy, że prezydent jest kompletnie odcięty od informacji na temat miejskiej inwestycji.
Jako gospodarz miasta, Tadeusz Truskolaski powinien być jednym z pierwszych, który zainteresuje się kwestią rozmów z potencjalnymi przewoźnikami. Mało tego, powinien mieć przynajmniej teoretyczną wiedzę na ten temat zanim budowa pasa startowego na Krywlanach w ogóle się rozpoczęła. Tymczasem z odpowiedzi udzielonej przez urzędniczkę z biura prasowego prezydenta jasno wynika, że prezydent nie rozeznał się w temacie przewoźników, ani możliwości zapewnienia łączności powietrznej mieszkańcom własnego miasta. I nie zrobił tego zanim jeszcze zdecydował się na inwestycję na Krywlanach.
- Jeżeli chodzi o budowę czegokolwiek, to jest takie pojęcie ryzyka inwestycyjnego. I takie ryzyko występuje na wielu etapach. I każdy kto zaczyna coś robić, musi się liczyć z określonym ryzykiem, że coś się może nie powieść – tak tłumaczył ten sam Tadeusz Truskolaski w lipcu ubiegłego roku działania byłego marszałka województwa podlaskiego, Jarosława Dworzańskiego, który zaprzepaścił szansę budowy regionalnego portu lotniczego, z którego na pewno dałoby się odlecieć samolotem rejsowym.
Powstaje zatem pytanie – jakie ryzyko inwestycyjne zostało ocenione przez prezydenta, zanim rozpisano przetarg na budowę pasa startowego na Krywlanach? Co w ogóle oceniał przed otrzymaniem decyzji pozwalającej na budowę? Skoro nawet nie interesował się i nadal nie interesuje się potencjalnymi przewoźnikami, którzy zapewnić mogą łączność komunikacyjną mieszkańcom, to raczej źle o nim świadczy nie tylko jako o ekonomiście, ale także i o gospodarzu miasta. Jak w końcu zareaguje teraz Platforma Obywatelska ubolewająca nad faktem przeznaczenia dodatkowych 50 milionów złotych na inwestycję, o której wciąż nic nie wiadomo?
- Po zrealizowaniu przedsięwzięcia i certyfikacji lotnisko Krywlany będzie ogólnodostępnym lotniskiem lokalnym, dopasowanym do potrzeb regionu, z możliwością wykorzystywania zarówno do ruchu pasażerskiego, jak i lotów cargo – powiedział Tadeusz Truskolaski zaraz po podpisaniu wniosku o wydanie pozwolenia na budowę inwestycji na Krywlanach.
Potrzeby były, są i będą. Problem polega jednak na tym, że o możliwości zaspokojenia tych potrzeb nieszczególnie ktokolwiek się dowiadywał. Przynajmniej tak można zrozumieć informację z urzędu miejskiego. Skoro prezydent nie wie kto może w ogóle zaoferować loty rejsowe, z których będą mogli skorzystać mieszkańcy, wydaje się, że około 50 milionów złotych, jakie wyjęto z kieszeni mieszkańców, zapłacimy wyłącznie po to, żeby na lotniczej mapie zaznaczyć Białystok. A, że z inwestycji na Krywlanach mieszkańcy nie skorzystają, nikogo nie interesuje. Ale mapka będzie ładniejsza.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
... bo jest zmowa milczenia wokół lotniska, i tzw. "dobra zmiana" też w tej zmowie uczestniczy. Czy jest głupia?
https://dorzeczy.pl/53857/Czarna-przyszlosc-miast.html Fragment ad rem W opuszczonym centrum handlowym – blaszanym klocku z potłuczoną szklaną fasadą – koczują bezdomni, wypełniając skromnym dobytkiem lokale zajmowane niegdyś przez ekskluzywne sklepy. Zagraniczny właściciel bezwartościowej ruiny na obrzeżach miasta po prostu opuścił dawną inwestycję. Niedaleko znajduje się lotnisko, które miało uczynić z miasta aglomerację europejskiego formatu. Teraz pomnik przerośniętych ambicji służy za miejsce nielegalnych wyścigów młodych kierowców." Top nie przyszłośc -to terazniejszesc Białegostoku i nie pomnik lotniska tylko -w moje ocenie- jego swaidome blokowanie.
Artykuł z Do Rzeczy kompletnie ma się nijak do tego przypadku. Ale zgadzam się, że wygląda to na świadome blokowanie, tylko czego? Bo przecież Krywlany nie były, są i nie będą lotniskiem.
Pani Agnieszka w swoim artykule, podobnie jak i w wielu innych przekazach , tradycyjnie "bije piane" i wciaz przedstawia te same bezzasadne argumenty, ktore nastepnie sa negowane innymi . Dziennikarstwo na najwyzszym poziomie. Nadaje sie do telewizyjnej telenoweli .