Tego na razie jeszcze nie wiadomo, ale być może wkrótce dowiemy się, czy fakt poprawiania nastroju właściwym wynikiem sondażu z poparciem politycznym dla prezydenta, leży w obowiązkach gminy. Bo to, że zamówiony za pieniądze białostoczan zwykły sondaż wyborczy, nazwany hucznie badaniem opinii białostoczan, nie realizuje żadnego z obowiązków gminy wobec mieszkańców, to rzecz w zasadzie pewna. Ale warto poczekać na odpowiedź Tadeusza Truskolaskiego w tym temacie.
Prezydent miasta, w tym również miasta Białegostoku, ma wiele uprawnień. Są nimi określone przywileje, ale przede wszystkim obowiązki. Prezydent jest na służbie mieszkańców, którzy powierzają mu zarządzanie wspólnym mieniem, jak również zaspokajanie potrzeb najszerzej rozumianej społeczności, bo od najmłodszego do najstarszego mieszkańca miasta.
Uszczęśliwić i zaspokoić wszystkich się nie da. Jednak w ostatnim czasie, na dodatek już po raz kolejny, to mieszkańcy musieli uszczęśliwić i zaspokoić potrzeby prezydenta. Musieli dlatego, że nikt ich nie pytał o to, czy godzą się wywalić ciężko zarobione pieniądze na sondaż poparcia dla prezydenta i jego ewentualnego zaplecza politycznego oraz stworzenie nowego programu wyborczego. Piszemy o tym, dlatego, że zamawianie sondaży, a zwłaszcza badanie preferencji politycznych mieszkańców Białegostoku, nie leży w ŻADNYM punkcie zadań własnych gminy. Nie leży również w ŻADNYM punkcie obowiązków prezydenta wobec mieszkańców i nie leży także w ŻADNYM punkcie, ani tabelce, uzasadniającej taki wydatek z miejskiej kasy.
Ponad półtora roku temu, prezydent przeprowadzał podobny sondaż. Dziwnie zbiegło się to w czasie, kiedy niebawem miało dojść do głosowania, które mogłoby się skończyć wnioskiem o rozpisanie referendum o odwołanie go ze stanowiska. Prezydent wówczas także zlecił przeprowadzenie sondażu, który w oficjalnej wersji był badaniem opinii mieszkańców na temat życia w Białymstoku. Ale, że przy okazji sprawdzono czy ma szansę się ostać na stanowisku, to szczegół. Choć nie bardzo, bo do badania opinii mieszkańców Białegostoku już prawie 3 lata temu zostało nawet utworzone specjalne centrum w urzędzie miejskim. Nazywa się: Centrum Konsultacji i Partycypacji i jest częścią Departamentu Komunikacji Społecznej. Niemniej, grono tych wyszkolonych do konsultacji z mieszkańcami urzędników, nie jest w stanie przeprowadzić konsultacji na temat zieleni w mieście czy budowy dróg. Potrzebny aż był do tego sondaż i wydatkowanie publicznych pieniędzy.
„Zastanawiającym jest czy opinia mieszkańców dot. ich preferencji politycznych mieści się w kategorii pytań dotyczących oceny działalności prezydenta, funkcjonowania miasta czy też realizacji zadań będących w kompetencji Prezydenta? Można przypuszczać, że preferencje polityczne mieszkańców miasta nie są związane z oceną działalności Prezydenta i nie mogą mieć żadnego wpływu na bieżącą realizację zadań, a poniesienie kosztów na przeprowadzanie ww. sondażu jest niecelowe, zbędne i nie mieści się w ramach zadań realizowanych przez jednostkę samorządu terytorialnego, jaką jest gmina” – wskazuje w swojej interpelacji radny Henryk Dębowski.
To właśnie ten radny zadał prezydentowi bardzo wiele pytań dotyczących ostatniego sondażu. A zwłaszcza konieczności lub zasadności jego przeprowadzenia, włącznie z tym, w jaki sposób wybrano firmę zajmującą się badaniem opinii publicznej. Jest to o tyle zasadne, że w Biuletynie Informacji Publicznej nie zauważyliśmy żadnego ogłoszenia o przetargu na taki cel. Ale jest jeszcze ciekawsza sprawa.
Tak się złożyło, że członkowie naszej redakcji byli pytani przez ankieterów o te wszystkie rzeczy, które znalazły się w „Raporcie z badania opinii mieszkańców Białegostoku” zamieszczonym na oficjalnej stronie urzędu miejskiego. Problem polega na tym, że odpowiedzi udzielaliśmy zupełnie innej pracowni sondażowej, niż ta, której wyniki opublikowano. Powstaje zatem pytanie – czy urząd zlecił kilka sondaży z takimi samymi pytaniami, ale opublikował tylko ten raport, którym jako tako prezydent mógł się pochwalić? Z informacji, jakie znajdują się bowiem w tym raporcie, jest niestety kilka złych wiadomości dla Tadeusza Truskolaskiego. Są one jednak ubrane w taki sposób, aby ich nie uwypuklać.
„Zdecydowane przekonanie co do realizowania potrzeb mieszkańców przez władze miasta istotnie częściej podzielają osoby w wieku 65+ niż osoby w wieku 35-44 lata” – czytamy w raporcie.
Czyli w zasadzie z realizowania potrzeb są zadowoleni głównie ci nieco starsi mieszkańcy, którzy mają zdecydowanie mniejsze potrzeby niżeli mieszkańcy w wieku produkcyjnym. Ale idźmy dalej…
„Zdecydowane przekonanie, że władze dotrzymują podejmowanych zobowiązań istotnie częściej podzielają osoby najmłodsze (18-24 lata) niż osoby w wieku 35-44 lata” – czytamy.
Ta najmłodsza grupa niejednokrotnie nawet nie zna zobowiązań, ponieważ nie głosowała cztery lata temu w wyborach samorządowych. Zatem nie za bardzo może w ogóle orientować się w obietnicach wyborczych, czy programie, z jakim prezydent szedł do wyborów samorządowych w 2014 roku.
„Negatywną ocenę programu rozwoju miasta istotnie częściej podzielają osoby z wykształceniem wyższym niż z wykształceniem średnim” – czytamy dalej w tym samym raporcie.
To jest akurat bardzo zła informacja dla prezydenta Białegostoku, bo wprost wynika z niej, że ludzie wykształceni nie dają się nabrać na program, którego w zasadzie nie ma. Budowa dróg, lanie asfaltu prawie wszędzie gdzie popadnie i wycinanie drzew, to wszystko nie rozwija miasta ani o krok. Ale to może oznaczać też, że ludzie wykształceni zdają sobie sprawę i odróżniają, czym jest poprawianie komfortu poruszania się po mieście, albo czym jest poprawienie elementów wizualnych w centrum Białegostoku, od rzeczywistego programu, który zawierałby przynajmniej drobne elementy rozwoju.
(…) dlaczego w raporcie zabrakło pytań związanych między innymi z gospodarką odpadami (wywóz śmieci), działalnością Straży Miejskiej, dostępnością miejsc pracy, dostępnością mieszkań, bezrobociem, jakością kanalizacji deszczowej, ochroną środowiska naturalnego i wielu innych, istotnych z punktu widzenia mieszkańców?” – pyta z kolei w interpelacji radny Henryk Dębowski.
Mieszkańcy mogą się tylko domyślić odpowiedzi, ale to prezydent będzie odpowiadał na te pytania. Tak samo, jak odpowie na najważniejsze pytanie, które również znalazło się w interpelacji radnego Dębowskiego – w jaki sposób pozyskane informacje nt. preferencji wyborczych wpłyną na jakość spraw ściśle związanych z realizacją zadań własnych gminy?
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie