Reklama

Robert Żyliński: Nie unikniemy bankructw. Czy pomoc przyjdzie na czas?

Firmy zaczną padać przez epidemię koronawirusa? Jeśli tak, to które branże są najbardziej zagrożone? Jaką rolę może odegrać państwo? O tym, w rozmowie z Piotrem Walczakiem, mówi były prezes Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, a obecnie menadżer, właściciel Instytutu Doradztwa Inwestycyjnego w Białymstoku Robert Żyliński (na zdjęciu).

Piotr Walczak, Dzień Dobry Białystok: Firmom jakich branż, w związku z epidemią koronawirusa, dostanie się najmocniej?

Robert Żyliński: Może być różnie i każda branża odczuje to inaczej. Na przykład turystyka. Wydaje się oczywiste, że to ona w pierwszej kolejności straci. Tymczasem jak już teraz obserwujemy - nie wszystkie jej gałęzie. Znam biuro turystyczne, które pracuje na pełnych obrotach, ponieważ wielu ich klientów chce przebukowania wycieczek na inne terminy, na inne kraje.

Wydaje się więc, że jeśli uporamy się z pandemią w dwa czy trzy miesiące, to w kolejnych powinni odrobić 70 - 80 procent strat.

Niestety, będzie dużo firm, które zbankrutują w pierwszym miesiącu. Będą to głównie mikro i małe firmy z branży gastronomicznej, transportowej, obsługującej eventy - te, które są na starcie działalności lub bez funduszy zapasowych.

Nie bardzo też wierzę, że uratują je jakiekolwiek rozwiązania pomocowe, bo zwyczajnie przez aparat urzędniczy czy też bankowy nie zdążymy im pomóc.

Obym się mylił i aby te mechanizmy zadziałały sprawnie.

Mamy na Podlasiu eksporterów, którzy są na wielu zagranicznych rynkach. Gdy emocje opadną, nadrobią?

- Gdyby to tylko chodziło o emocje! Niestety, nie nadrobią, chyba że mówimy o okresie dwóch, trzech lat. Ale też nie znaczy to, że sobie nie poradzą. Przecież nie cały eksport się zatrzyma. Trudno powiedzieć, jak mocno spadnie zapotrzebowanie np. na implanty. Może nie w Polsce, ale w wielu krajach, gdzie epidemia nie rozwija się jak we Włoszech, będą prowadzone zabiegi i operacje.

Oczywistym jest, że produkcja spadnie, niemniej jednak straty mogą być pokrywane nie tylko przez zwolnienia, ale np. przez wyhamowanie prac badawczo - rozwojowych, co oczywiście jest również mocną stratą dla przedsiębiorcy.

Pana zdaniem gospodarkę czeka kryzys podobny do tego z lat 2008 - 2012?

- Sądzę, że po tym kryzysie gospodarka światowa zmieni się. Te zmiany, oprócz samego kryzysu będą też odczuwane jako pogorszenie sytuacji gospodarczej. Państwa, jak i firmy przeorientują się gospodarczo. Proszę zobaczyć, że niebezpieczeństwem dla poszczególnych państw nie był brak własnej produkcji amunicji, a brak fabryki maseczek i środków ochrony osobistej.

Sądzę, że firmy, zastanowią się nad "wypychaniem" całej drobnicowej produkcji do krajów trzecich. Mam nadzieje, że zahamuje się również zlecanie wytwarzania półproduktów, np. medycznych, do tych państw, gdzie z przymrużeniem oka spogląda się na zagospodarowanie odpadów i ochronę środowiska.

Jeśli tak się stanie, to oczywiści konsument zapłaci za wyższe koszty takiej produkcji. Ale czy w świetle dzisiejszych wydarzeń nie jest to tego warte?

Jak to zwykle przy tąpnięciach bywa, ktoś traci, inny zyskuje. Europa w końcu potrzebuje rozmaitych podzespołów, których teraz nie otrzymuje z Chin. Podlaskie firmy mogą to wykorzystać... Kto ma szansę na wybicie się?

- Ależ jest to oczywiste, że ktoś na tym korzysta. Z przykrością muszę niestety stwierdzić, że w czasie pandemii korzystają spekulanci i jest to naganne. Inna sytuacja będzie po epidemii. Wtedy każdy buławę marszałkowską będzie miał we własnym plecaku. Bardzo ważna będzie wtedy rola państwa. Rząd musi wesprzeć rodzimych przedsiębiorców, by w tym wyścigu po nowe rynki nasi kreatywni ludzie biznesu byli już ze swymi pomysłami w przygotowanych blokach startowych. Nie możemy przegapić momentu, kiedy walczymy z kryzysem, a kiedy należy już zacząć przygotowania do nowego rozdania.

Myśli pan, że rynek pracy odczuje obecną sytuację? Wszak nie wszyscy mogą pracować zdalnie, w związku z zamknięciem szkół i przedszkoli wielu zostaje w domach z dziećmi, nie pracują na firmę, a pracodawca zapłacić na koniec miesiąca musi...

- To niestety jest nieuniknione. Tylko szybkie, proste w mechanizmach wsparcie rządowe może złagodzić skutki tego kryzysu.

Zmieniając nieco temat. Mamy w Podlaskiem "innowacyjne perełki wśród firm". Które i dlaczego robią na panu największe wrażenie?

- Nie chciałbym tu tworzyć własnego rankingu i być jednoosobowa kapitułą. Tych "perełek" jest wiele i w wielu branżach, czego często nie dostrzegamy. Ale warto zauważyć, że część takich firm od razu nasuwa się nam na myśl, a inne potrafią wymienić tyko baczni obserwatorzy. Tu jest wiele do zrobienia przez samorządy i instytucje otoczenia biznesu. I to nie dlatego, że te firmy potrzebują dodatkowej promocji czy reklamy, ale po to, by inni brali z nich przykład, by pokazywać dobre przykłady.

Przy takich działaniach przedsiębiorcy otwierają się, zaczynają mówić o problemach, z jakimi się spotykają, jakich rozwiązań im brakuje, a z tej wiedzy powinni czerpać rządzący - gminą, powiatem, województwem.

Zapytałem o to, bo w jednym z wywiadów wykładowca z Uniwersytetu w Białymstoku powiedział mi, że gdy spytał studentów o rozpoznawalne w świecie podlaskie marki, to zabrakło lasu rąk.

- To już nie jest problem gospodarczy, a naszej edukacji. Przedstawiania młodzieży świata przez rodziców, szkołę. Wędruje to więc dalej na uczelnie.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do