
Tak, tak, nie przewidzieliście się. Dziękuję za długi protest w Sejmie w obronie wolnych mediów. Tyle dni i tygodni walki w końcu przyniosły ulgę takim jak moja i wielu innym redakcjom. Protest był tak bardzo potrzebny, że nie mam słów by wyrazić, jak bardzo mi jest z tego powodu wszystko jedno.
No powiem, szacun! Ogromny szacun! Tyle tygodni spędzić w Sejmie w obronie mediów, tak zwanych wolnych, to nie przelewki. Z wigilijnym pasztetem i w kocu, po ciemku, spędzać Sylwestra z dala od Madery czy innych kurortów, pewnie odciśnie się głęboką traumą. Tak myślę właśnie. I myślę jeszcze, że tym wszystkim protestującym po osiągnięciu wielu emerytalnego będzie należała się renta specjalna z dużym dodatkiem za pracę w szczególnie szkodliwych warunkach. Także nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
A teraz… Jak jest naprawdę? Naprawdę to jest tak, że panowie i panie pozamykali się w budynku i oglądaliśmy cyrk w najmniej dogodnym okresie do takich atrakcji. Ludzie byli zainteresowani spotkaniami rodzinnymi, Świętami Bożego Narodzenia, a następnie szukaniem pieniędzy na posłanie dzieci na ferie zimowe. Część mediów owszem bywała i nawet relacjonowała wystąpienia z wigilijnym pasztetem w tle. Tylko czy od tego przybyło im wolności? Moim zdaniem niestety nie. A cała walka nie miała niczego innego na celu, jak tylko kolejną awanturę, w której poszukuje się z kolei nowych głosów wyborców, bo traf chciał, że poprzedni się mocno odwrócili.
I teraz pewna ciekawostka polityczno-publicystyczna. Po zakończeniu sporu większość dziennikarzy w różnych redakcjach pytała podczas wywiadów lub spotkań z gośćmi, kto na tym sporze skorzystał? Kto wygrał spór o mównicę? Czy opozycja się zjednoczy? Kto jest liderem opozycji? Której partii skoczy teraz w słupkach sondażowych w górę albo w dół? I tak dalej, i tak dalej… Tylko żaden dziennikarz, żadnej stacji, nie słyszałam, aby na antenie lub na łamach własnej redakcji zadał pytanie komukolwiek, czy zyskały media i dziennikarze? A przecież cały protest trwający od przed Świąt był ponoć w obronie mediów.
Oczywiście, że jestem za tym, aby dziennikarze mogli wejść do Sejmu i relacjonować wszystko, co się tam dzieje. Z tym, że nie słyszałam, aby komukolwiek zakazano wejścia i relacji. Owszem, pojawiły się pewne pomysły ograniczające ich liczbę, ale również i porządkujące prace zarówno mediów, jak i samych parlamentarzystów. W tym akurat nie widzę nic złego, ani nadzwyczajnego. Dziwię się tylko czemuś zupełnie innemu. Bo ci wszyscy politycy udający Rejtanów, tak się zapętlili w swojej obronie mediów, że aż zapomnieli złożyć jakiegokolwiek projektu własnej uchwały, albo ustawy czy czegokolwiek innego, co dałoby możliwość normalnej debaty sejmowej i wypracowania najlepszego konsensusu w tej sprawie. A właśnie tak wyobrażam sobie odpowiedzialną opozycję, która również dbałaby o moje interesy, jako przedstawiciela mediów. A tu nic, zero. Nawet interpelacji nikt nie napisał.
Dokładając do tego pytania różnych dziennikarzy na łamach różnych stacji, programów i dyskusji o to, która partia lub który polityk zyskał, a który stracił na i po proteście, zastanawiam się w obronie czego i kogo tak naprawdę ten protest był do cholery? Bo skoro nikt nie pyta i nie podkreśla zwycięstwa wolnych mediów, to cały protest wydaje się z mojej perspektywy nie mieć sensu. I pewnie nie miał, skoro dziś nie ma komu powiedzieć ani słowa o korzyściach płynących dla mediów i zweryfikować, jak się teraz wszystko pozmienia na lepsze.
Moim zdaniem natomiast łatwo wskazać, kto akurat stracił na tym całym wydarzeniu. Przegrany jest tylko jeden – naród polski. Przez te awantury podupada dość mocno pozycja Polski, niektórzy myślą, że dzieje się u nas Bóg wie co, a u nas jest wciąż tak samo jak było. Z tą różnicą, że teraz do walk politycznych włączają się tak zwane wonne media. Celowo piszę tak zwane wolne media, ponieważ część z nich czerpie pełnymi garściami z tego, co im oferują politycy z naszych wspólnych pieniędzy. Ale są i tacy jak ja, którzy nie otrzymują nawet jednego grosza z publicznej kasy i ciułają z miesiąca na miesiąc. To tacy jak ja i moja redakcja jesteśmy wolnymi mediami. Tylko kto się nami interesuje? Jest w ogóle w tym kraju taki ktoś?
Co się dla mnie zmieniło po proteście? Nic, kompletnie nic. Powiem więcej – wiedziałam, że się nic nie zmieni i nawet nie starałam się szukać racji po którejkolwiek ze stron, bo protest nie dotyczył w żadnym momencie wolności mediów. Gdyby dotyczył, to tu, w Białymstoku, też by był. Gdzie jest KOD, kiedy trzeba grzmieć, że od dawien dawna są utrudnione w dostępie relacje z posiedzeń Rady Miasta? Przysięgam, że nie przypominam sobie żadnego posiedzenia, oprócz dzisiejszego, które transmitowane by było bez żadnych przeszkód i od samego początku do końca. Za każdym razem występują jak nie takie, to inne przeszkody techniczne. Co KOD-u tu nie ma? Nie ma Platformy, ani Nowoczesnej? Gdzie jesteście do cholery, żeby wpłynąć i wymusić tak prostą sprawę jak zasrane transmisje online?
Zatem dziękuję wszystkim protestującym w obronie mediów Sejmie, bo byliście potrzebni prawdziwie wolnym mediom zupełnie do niczego. Zjedzcie swój pasztet, tylko nie zapomnijcie, że w Polsce prawo ustala się na podstawie ustaw, uchwał i rozporządzeń, a nie blokadą mównicy. To tak dla porządku. Bo może po kilku latach w okrągłym budynku przypominającym bryłą cyrk, nie wszyscy zdążyli takie sprawy ogarnąć. Nie mam czasu na wasze zabawy w piaskownicy, bo w przeciwieństwie do was, mi społeczeństwo nie płaci. To ja niestety płacę podatki na wasze utrzymanie i musze myśleć, skąd na to wszystko wziąć, żebyście wy mogli się polansować za moje pieniądze przed innymi, którzy z nich też żyją. Wracam zatem do pracy.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Oderwani od koryta się skompromitowali i robią z siebie wariatów