
Nie będę tu ściemniać, długo nad tym patronem nie myślałam. Pojawił się jako oczywisty kandydat zaraz po głosowaniu radnych w miniony czwartek. I żeby nie było, nie jest to tylko i wyłącznie kwestia radnych, ale tego patrona powinien rozważyć także prezydent Białegostoku i wszyscy dotychczasowi marszałkowie województwa z obecnym włącznie. Kto? Oczywiście to Krzysztof Kononowicz powinien być patronem pasa startowego na Krywlanach.
Tylko Krzysztof Kononowicz nadawałby się idealnie na patrona pasa startowego na Krywlanach. Jest wystarczająco znany w całej Polsce, a nawet i za granicą, więc z promocją pasa powinno pójść jak z płatka. Na pewno byłoby łatwiej przekonać potencjalnych przewoźników do korzystania z tego pasa. Tym bardziej, że takich przewoźników, którzy zapewnialiby regularne rejsy powietrzne, zwyczajnie nie ma. Można za to ściągnąć tych, którzy by tu okazjonalnie lądowali. Choćby po to, żeby cyknąć sobie fotkę na lotnisku którego nie ma i na dodatek nie będzie.
A skoro lotniska nie ma i nie będzie, to już chyba więcej tłumaczyć nikomu nie trzeba osoby patrona. To Krzysztof Kononowicz miał hasło w swoim programie wyborczym w 2010 roku – „Żeby nie było niczego”. Skoro politycy po latach zabrali się za realizację tego programu, warto by było, aby uhonorowali przynajmniej jego twórcę, nadając nazwę pasowi startowemu jego imienia. A tych polityków jest akurat bardzo wielu. Począwszy od marszałków województwa po członków zarządu tegoż województwa, posłów i w końcu radnych. Wszyscy po kolei dokładali swoją cegiełkę do tego, żeby nie było niczego. Bo inaczej nie da się nazwać pasa startowego na lotnisku pasażerskim, którego nie ma i nie będzie
Jest jeszcze więcej argumentów przemawiających za patronem pasa startowego w osobie Krzysztofa Kononowicza. To już jednak wyższa szkoła jazdy, nieznana zupełnie w urzędzie miejskim w Białymstoku. W szczególności pojęcia o niej nie mają urzędnicy zajmujący się promocją naszego miasta. Jeszcze nie ogarnęli, że aby promocja była skuteczna, musi być spójna – wizerunkowo i w przekazie. Do tej pory promowaliśmy logo, które jest tworem kompletnie sztucznym, nieznanym bliżej, ani dalej, nikomu. Promujemy to piłkę nożną, to taniec, to tenis stołowy, to muzykę, to film i całą masę innych rzeczy, z wizerunkiem logo, które poza mieszkańcami Białegostoku nic nie mówi. A nie, przepraszam. Rozpoznają je w Nowym Jorku działacze organizacji homoseksualistów. Tylko co to ma wspólnego z Białymstokiem? Nie ważne.
Ważne jest, że Krzysztof Kononowicz wpisuje się idealnie w ogólne zasady obowiązujące w promocji i marketingu, więc może z powodzeniem promować pas startowy na Krywlanach, czyli na lotnisku, z którego nie będzie można latać. Pas startowy powstanie do niczego, a skoro do niczego, sam również okaże się niczym. Zatem, nie będzie niczego. W konsekwencji wszystko tu do siebie idealnie pasuje, włącznie z tym, że pan Krzysztof jest mieszkańcem Białegostoku.
A teraz tak bardziej serio, choć nie wiem, czy w tym przypadku w ogóle się da coś mówić, czy pisać serio. Wobec decyzji, jaka zapadła o budowie pasa startowego, który nie będzie mógł zostać rozbudowany – o czym akurat dobrze wiedzą włodarze naszego miasta – trzeba sobie powiedzieć jedną rzecz. Ktoś go otworzy w czasie kampanii wyborczej. A jeśli nie otworzy, to pokaże i powie, że budujemy lotnisko. I pewnie lepiej politykom pokazać, że budujemy, bo jeśli już by było zbudowane, to tak naprawdę nie byłoby co otwierać. Bo otwierać po to, żeby stało puste? Bez sensu.
Zakładam jednak, że geniusze ze Słonimskiej przez ten blisko rok coś mogą wykombinować, żeby przyleciał tu jakikolwiek samolot. Choćby był to samolot pakistańskich linii wojskowych, które używają takich samolotów, jakie mogłyby wylądować na Krywlanach. Wszystko, żeby tylko pokazać, że do nas dolecieć się da i ktoś w ogóle przyleciał. Napstrykać można kupę zdjęć, wrzucić na stronę miasta oraz po portalach społecznościowych, żeby gawiedź się cieszyła, że jednak. A jak już taki samolot odleci, to pas startowy będzie potrzebny tyle samo co światło w odłączonej od prądu lodówce. I tyle, nie ma co więcej drążyć tematu. Będzie już po wyborach.
Szkoda, że tak mało się myśli przed zrobieniem czegokolwiek. I jeszcze większa szkoda, że takie cokolwiek powstaje za nasze pieniądze. Nie sądzę, aby politycy nie zdawali sobie sprawy z tego, że wybudowanie pasa startowego na Krywlanach, zblokuje budowę normalnego portu lotniczego, z którego mógłby odlecieć i przylecieć każdy, a nie tylko wojskowi z Pakistanu. Już to widzę, jak Unia daje pieniądze, albo polski rząd na lotnisko, o którym politycy już mówią, że będzie. A po wybudowaniu pasa startowego bankowo będą się chwalić, że mamy lotnisko. Tylko, że to tak zwane lotnisko, jest niczym łazienka u Solskiej z komedii „Kogel-mogel”. Żeby sąsiedzi nie gadali, że nie ma, to jest. A że nie działa… Nie ważne, grunt że jest.
W każdym razie pamiętajcie, że to ja pierwsza zgłosiłam patrona pasa startowego na Krywlanach w osobie Krzysztofa Kononowicza. I uważam, że lepszego nie ma co szukać. Uroczystość nadania nazwy tej inwestycji może jeszcze ewentualnie poprowadzić radny Zbigniew Brożek, który wizjonersko stwierdził, że za 20-30 lat każdy z nas będzie miał samolot i musi gdzie samolot trzymać. Ja nie mam siły tłumaczyć temu radnemu, że nawet gdyby, to samolotu się nie trzyma na pasie startowym, tylko w hangarze. Ale skoro już tak dobrze wszystkim idzie w temacie inwestycji lotniczych, to niech z łaski swojej wskażą takie miejsce na tak zwany parking dla samolotów i tak zwane garaże. Obawiam się tylko, że byłoby to bardzo daleko od Krywlan. Bo zgodnie z tym, co mówił Kononowicz – nie będzie niczego – nie ma miejsca na takie niepotrzebne rzeczy na tym naszym tak zwanym lotnisku.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska / Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jak to mawiają? Smutek spełnionej baśni?
pszny pomys moje żondło już czeka