
Myślę, że nadszedł w końcu czas, aby napisać tych kilka słów odnośnie tego co Polak widzi, co czyta i co z tego wszystkiego rozumie. Z mojego doświadczenia wynika, że może i widzi dużo, czyta mniej, ale z rozumieniem to jest już prawdziwy dramat. Co gorsza, nie widzę, aby w najbliższym czasie coś się w tym względzie zmieniło na lepiej.
Ostatnio miałam okazję rozmawiać ze znajomymi na różne tematy. Padały różne zdania, wymieniane były różne poglądy i zauważyłam, że z rozumieniem pewnych spraw jest kiepsko. Słyszymy się nawzajem, ale bywa, że nie słuchamy. Współczesne społeczeństwo zostało przyzwyczajone, że wszystko musi mieć podane na talerzu i kompletnie nie rozumie, że warto wyciągać jest własne wnioski. Jeśli natomiast wyciąga już jakieś wnioski, to są one wyłącznie wyciągane pod własne poglądy, bez analizy faktów.
Daleko nie szukając, posłużę się przykładem z weekendu. Na łamach DDB ukazał się felieton odnośnie restauracji Carska w Białowieży. I jest tak, że jako administrator strony widzę na przykład, kto komentuje. Widzę czy w rzeczywistości jest to kilka lub kilkanaście osób, czy dwie lub trzy. Ale co ważniejsze, ludzie czytający zarówno felieton, jak i komentarze pod nim, pierwsze co zrobią, to wyciągną wnioski oczywiste, bo niby podane na talerzu. A fakt jest taki, że tu jest miejsce na własne przemyślenia – nawet w niewinnym tekście na temat wycieczki kulinarnej.
Po pierwsze – jeśli komuś się nie podoba podane lub nie smakuje serwowane jedzenie – to ma mu prawo się nie podobać i nie smakować. Po drugie, jeśli komentarze są pisane wyłącznie w jedną stronę, to już powinno dać sygnał czytającemu, że jeśli materiał jest ocenny – a ten taki akurat jest, bo komuś może coś smakować, albo nie – to być może komuś zależy na tym, żeby komentarze były koniecznie w jedną stronę. A jeśli tak, to dlaczego? I koniecznie należy zadać sobie pytanie, dlaczego podczas eskapad kulinarnych niejednokrotnie zachowujemy się w lokalach niezgodnie z przyjętą formą zachowania. Może dlatego, żeby przetestować jak zachowa się obsługa? Jak postąpi, jeśli do lokalu przyjdzie ktoś pijany, albo zachowujący się niewłaściwie lub agresywnie? Czy gość będzie się tam czuł bezpiecznie? To wszystko ma znaczenie i jest celowe. Z tym, że mało kto w ogóle zadaje sobie trud, aby zrozumieć, że w ten sposób zbieramy informacje, by ocenić taki czy inny lokal.
Takich pytań można stawiać jeszcze bardzo wiele. Jednak warto też spojrzeć na formę dziennikarską, która nawet jest oznaczona – jako felieton. W felietonie można pozwolić sobie na luźną formę, niejednokrotnie pisać językiem prostym lub nawet prześmiewczym, bo można. Mało tego, można pisać włącznie z wulgaryzmami i nikt nie ma prawa się o to przyczepić, bo jest to dopuszczalne w felietonie. Ale zanim się napisze komentarz, wypadałoby o tym wiedzieć. Tymczasem osoby komentujące nie mają nawet pojęcia, że jest to felieton, który może tak wyglądać, ale komentują… jak artykuł informacyjny. Mnie wyobrażenia kogoś nie interesują, bo jak oni, mam też i własne wyobrażenia. I co teraz? Dziennikarz nie ma prawa mieć własnego wyobrażenia? Bad news – ma do niego pełne prawo.
Ale to tylko niewielki wycinek problemu, który dotyka dzisiejsze społeczeństwo. Ludzie wyciągają wnioski bez żadnej refleksji. Często ograniczają się do przeczytania lidu, czyli niewielkiego fragmentu na samym początku, który ma dopiero wprowadzać do tego o czym będzie artykuł lub zachęcić do dalszego czytania. Coraz częściej spotykam się z tym, że sukcesem już jest przeczytanie lidu, bo komentarze pojawiają się tylko po przeczytaniu tytułu. Przecież komentować można bez czytania treści, która jest podana niżej. A to, że artykuł tylko w całości powinien podlegać ocenie, jak i wyciąganie własnych wniosków z takiego artykułu, to już temat kompletnie nie do ogarnięcia. Bardzo niewiele osób w ogóle ma pojęcie o tym co czyta i dlaczego jest taka, a nie inna forma podania treści.
Dziś polskie społeczeństwo, ale też i inne społeczności, czerpią wiedzę z memów, z krótkich zdań wyrwanych z kontekstu i potrafią kłócić się o byle gówno nie mając nawet świadomości, że właśnie komentują fejka, albo viral, który tylko po to powstał, aby siać zamęt wśród odbiorców. Przede wszystkim politycy nas nauczyli takiego gadania nie na temat, albo w ogóle wokół tematu, bo coś jest niewygodne. Inna sprawa, że duże media, zwłaszcza telewizje, przyzwyczaiły nas do zajmowania się gównami, zamiast sprawami rzeczowymi. Przykład? Proszę bardzo. Przez kilka dni TVN grzał temat odradzającego się neofaszyzmu, bo kilku debili w lesie kitrało się z wafelkami ułożonymi w swastykę. I pelikany łykały to jak żaba muł. Tylko ktoś myślący wyciągnie wnioski własne. Na przykład takie, że gdyby faszyzm lub neofaszyzm tu się odradzał, to banda debili nie kitrałaby się z wafelkami po krzakach, ale zaprosiłaby na publicznym wydarzeniu, w publiczne miejsce wszystkich, komu ich idee są bliskie. I gdyby na takie wydarzenie spontanicznie przybyło kilkadziesiąt osób, a w kolejnych miastach kolejne dziesiątki lub setki, wówczas można by było mówić o odradzającym – choć w przypadku Polski – rodzącym się faszyzmie.
Na wyciąganie takich wniosków wielu nie stać. Bo po co? TVN czy inny Newsweek powiedzą, co trzeba myśleć i co robić. Z kilku debili zrobi się rozdmuchany problem na cały kraj i wszyscy będziemy przez kilka dni zajmować się tematem, którego w rzeczywistości nie ma. Mi osobiście szkoda na to czasu. Dlatego piszę o innych sprawach w tym samym czasie. Najczęściej o sprawach, które faktycznie dotyczą wielu osób i są realne. Zostawiam miejsce na własne przemyślenia czytelnikowi. Ale niestety, ze smutkiem widzę, że to za trudne zadanie i z myśleniem jest bardzo kiepsko. Czytelnik oczekuje, że podam mu na talerzu, co ma myśleć. Otóż mam złe wieści – nie podam. Konsekwentnie będę starała się podawać treści w taki sposób, jak do tej pory. A to, że komuś treść się nie podoba? Nie mój problem.
Co gorsza, braki w myśleniu zauważam także u osób, które mają tytuły naukowe. Bo zdarzyło się nie raz, że tacy ludzie komentowali dwa, albo i trzy odrębne od siebie tematy, dotyczące innych problemów i innych uwarunkowań, jako jedno. Bo im akurat tak pasowało. To także nie mój problem. Ale już niepokoi mnie, że tacy ludzie, myślący i patrzący z klapkami na oczach w postaci własnych przekonań czy wizji świata, uczą dzieci i młodzież. A uczą takiego samego myślenia.
Jeden przykład na koniec. Załóżmy, że za 200 lat ktoś znajdzie skrawek drukowanej gazety z Białegostoku, w którym będzie napisane: „Pan Stanisław C. pobił wczoraj swoją żonę tak dotkliwie, że musiała zostać odwieziona do szpitala przez funkcjonariuszy policji”. Co zrozumie z tego czytelnik za 200 lat, nie potrafiący wyciągać własnych wniosków? Ano to, że 200 lat temu w Białymstoku prali się w domach aż furczało. Ktoś, kto umie wyciągać własne wnioski, zrozumie, że to był skrawek gazety, a w gazetach podaje się informacje niecodzienne, więc że było to zdarzenie, które nie działo się w domach codziennie i dlatego prasa o tym doniosła. Ktoś inny wyciągnie jeszcze wniosek, że Białystok miał szpital, który przyjmował w nocy, a więc miał zatrudnionych lekarzy oraz inny personel medyczny, jak też w mieście działała policja. Z takiego skrawka można wyciągnąć o wiele więcej wniosków, tylko najpierw trzeba uruchomić głowę. Bo takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie. Ja wolałabym, aby to chowanie nie odbywało się za pomocą memów i czytania bez rozumienia treści.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie