
Szczególnie panie, kiedy ktoś je atakuje, chce na przykład zgwałcić, albo okraść, może nawet i zabić, powinny zamiast wyrywać się oprawcy – zatańczyć. Najlepiej z kolorowymi wstążkami. To najprawdopodobniej najskuteczniejsza forma obrony przed przemocą. A przynajmniej taki przykład niedawno dały pewne kobiety, na dodatek w Senacie. I co? To faktycznie działa! No przecież nikt ich tam nie atakował fizycznie.
Może taniec ze wstążkami tak doskonale zadziałał przeciwko przemocy, że tych kobiet nikt akurat nie atakował. Na oczach kamer i polityków, mogły sobie pląsać do woli. I cieszyć się ze swojej walki z przemocą wobec kobiet, także w imieniu innych. Problem jednak jest taki, że w realnym życiu, to nie bardzo działa. W zasadzie w ogóle nie działa. Identycznie jak jakiś czas temu, gdy pokazywano ochronę kobiet z innych europejskich krajów przed gwałtem. Jak miały się kobiety przed gwałtami bronić? Jedne pokazaniem opaski na ręku z napisem, żeby nie gwałcić, a inne wyciągniętą dłonią w znaczeniu „stop”.
To, że ani opaska, ani gest „stop” słabo, albo w ogóle nie działa, pokazują ostatnie statystyki Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, która podała dane dotyczące odsetka kobiet zgłaszających przemoc ze strony partnera. W tym zestawieniu Polska znajduje się na samym końcu. A przecież u nas kobiety nie zakładają opasek na rękę, ani nie pokazują ręką sygnału „stop”, ani przed gwałtem, ani przed inną formą przemocy ze strony partnera lub obcego mężczyzny. Co oznacza, że muszą tu działać jakieś jednak inne formy obrony i ochrony przed atakiem.
Na przykład jedną z takich form – inną niż opaska czy sygnał „stop”, a nawet inną od radosnego pląsania ze wstążkami, wykazała prawie dwa lata temu Jolanta Turczynowicz-Kieryłło, obecna szefowa kampanii Andrzeja Dudy. Zastanawiam się skąd wiedziała już wtedy, że taniec słabo może działać, a opaska i niekontaktowy gest ręką słabo się sprawdzi w trakcie realnego ataku fizycznego większego od niej mężczyzny? Nie wiem, ale domyślam się, że zwyczajnie użyła rozumu, zamiast lewackich wydumek. Tak się złożyło, że kiedy została zaatakowana ona i jej kilkuletni syn, na dodatek w środku nocy, ugryzła w rękę napastnika. Mężczyzna wcześniej uderzył ją i dusił. Śmieszkom feministek nie było końca. Jak i wielkiemu oburzeniu.
Tyle, że oburzenie spadło na ofiarę tej napaści, a nie oprawcę. Nawet naczelne feministki tego kraju skrytykowały ugryzienie, które w ocenie biegłego mogło uratować kobietę przed zgonem. W swojej opinii napisał bowiem, że gdyby napastnik nie zaprzestał duszenia poszkodowanej „mogłoby to doprowadzić do poważniejszych konsekwencji, łącznie ze zgonem”. Być może w opinii feministek, kobiet lewicy czy Koalicji Obywatelskiej oraz panów z tych samych formacji – włącznie pewnie z feministami – kobiety posiadające poglądy prawicowe nie są godne by żyć, a nawet się bronić? Nie wiem, ale takie wnioski nasuwają mi się po przeczytaniu komentarzy w internecie. A może Jolanta Turczynowicz-Kieryłło powinna mieć w kieszeni wstążki w takiej sytuacji i powinna była poddać się duszeniu i jeszcze tańczyć? No przecież taką właśnie formę walki z przemocą wobec kobiet pokazywały niedawno niektóre kobiety w wyższej izbie polskiego Parlamentu! Pomyliły się?
Ale najgorsze w tej całej sytuacji było to, że pewna gazeta, której nazwy wymieniać nie chcę dla zbędnej reklamy, opisała okoliczność ugryzienia napastnika przez Jolantę Turczynowicz-Kieryłło pomijając to, że zostało zaatakowane jej kilkuletnie dziecko, w obronie którego stanęła, jako matka i że sama doznała obrażeń, a na miejscu karetka pogotowia musiała jej udzielić pomocy.
Osobiście obrzydzenie wzbudził we mnie komentarz Renaty Grochal, byłej dziennikarki tej gazety, która choć pracuje obecnie w innej redakcji, to przecież obydwie redakcje walczą nieustannie z hejtem. Napisała bowiem takie słowa: „Szefowa kampanii prezydenckiej, która wzywa do zaprzestania hejtu, pogryzła mieszkańca Milanówka. Świetnie więc pasuje do prezydenta, który przysięgał stać na straży Konstytucji, a ją łamie. Dziennikarze w dudabusie, uważajcie na siebie!”. A później, kiedy odkłamany został przekaz w innych mediach i w licznych komentarzach w internecie żaliła się tak: „W materiale "Wiadomości" było wiele manipulacji, natomiast ja zwracam się o sprostowanie nieprawdziwych info na mój temat. 1.Pani mec. przyznała, że ugryzła człowieka, więc mój zmanipulowany przez was tweet nie był "fejk-newsem". Dodała jeszcze gdzie pracuje i gdzie już nie pracuje. Co nie ma żadnego znaczenia dla tej sprawy.
W tej sytuacji zastanawiam się, jak ta dziennikarka odniosłaby się na przykład do wpisu w internecie na swój temat, gdybym to ja, albo ktoś inny napisał: „Nie prawdą jest, że Pani Renata Grochal molestowała 3-letniego chłopca". Pytam więc, byłby to fejk, czy nie, jeśli Pani Grochal potwierdziłaby, że chłopca nie molestowała? Zastanawiam się, czy wobec osoby, która napisałaby taki komentarz, podjęłaby kroki prawne, czy nie? I zastanawiam się, jak by to było gdyby te wszystkie walczące z hejtem i przemocą wobec kobiet panie na przykład ktoś opisywał, jako sprawców molestowania 3-letniego chłopca, kiedy one usiłowały tylko odciągnąć rzeczywistego sprawcę od tego dziecka? Ten przykład być może nie przypadnie do gustu, bo dotyczy innej sfery, ale mimo wszystko psychicznie wyrządzić może podobne rany i spowodować traumę, nie mniejszą niż u ofiary napaści, która była duszona. Dlatego zastanawiam się jeszcze, jak zachowałyby się te wszystkie kobiety, gdyby same znalazły się w sytuacji, w jakiej w nocy znalazła się matka z dzieckiem napadnięta przez większego mężczyznę, który ją dusił? Może zaczęłyby tańczyć ze wstążkami?
Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Tego mój rozum zwyczajnie nie obejmuje. Najbardziej obrzydliwe jest bowiem to, że z ofiary usiłowano zrobić oprawcę. Z ofiary, która broniła własne dziecko i siebie samą! Nawet jeśli ktoś nie cierpi obecnego prezydenta i jego ludzi, nawet jeśli ktoś włącza się do walki politycznej, to moim zdaniem są jednak pewne granice, których przekraczać nie wolno. W tym wypadku zostały przekroczone o wiele za daleko.
I jeszcze jedno na koniec. Normalnie nikomu źle nie życzę i teraz też nie będę. Bo nie chciałabym później pisać lub czytać doniesień medialnych, że jakieś feministki czy inne osoby krytykujące dziś Jolantę Turczynowicz-Kieryłło, zostały napadnięte przez oprawcę, ale zostały uduszone lub pobite na śmierć, bo broniły się tańcem.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Brawo za obronę normalności.