Reklama

Taka gmina: A gdyby ta bomba jednak wybuchła?

Przed kilkoma godzinami powinna była zakończyć się ewakuacja sporej części Białegostoku, Zaścianek i Grabówki. Saperzy mieli usunąć spory niewybuch. Kiedy piszę te słowa, nie znam jeszcze efektów ich pracy, ale gorąco wierzę, że wszystko skończy się dobrze. Chwała wszystkim, którzy, którzy zaangażowali się w usunięcie tego zagrożenia, które mogło zniszczyć część miasta. To co się zdarzyło natchnęło mnie jednak do postawienia jednego pytania: jak Białystok jest przygotowany na zagrożenie?

Niewybuch - w tym przypadku ogromna bomba lotnicza - to poważne zagrożenie. 220 kilogramów materiału wybuchowego, zdaniem saperów, mogło zniszczyć lub poważnie zdewastować teren w promieniu 1,5 kilometra od epicentrum. Niewybuch znaleziono w czwartek popołudniu, a decyzję o ewakuacji podjęto w piątek przedpołudniem. Sprawę ogłoszono w piątkowe popołudnie. Czyli prawie 24 godziny od momentu wykrycia zagrożenia. Magistrat przekonuje, że to bardzo szybko, a skomplikowaną operację wymagającą udziału wielu służb zaplanowano wyjątkowo sprawnie. Prezydent przechwalał się, że Komitet Kryzysowy pod jego przewodnictwem ciężko nad tym pracował. Może, choć ja nie będąc specjalistą od kryzysów nie pchałbym się do przeszkadzania fachowcom opowiadając jak to moje kierowanie gronem ekspertów fantastycznie polepszyło sprawę. Bałbym się śmieszności i za swoje główne zadanie uznałbym nie przeszkadzanie specjalistom. Pozwoliłbym im właśnie odegrać pierwsze skrzypce. No, ale to tylko ja tam mam. Ot, niewdzięczny dziennikarz, który nie docenia wielkości politycznej włodarzy miasta.

Ale ja nie o tym. Zastanowiło mnie co innego - co byłoby, gdyby w naszym mieście ktoś zaplanował zamach lub - nie daj Boże - go przeprowadził. Skoro ewakuowanie mieszkańców z w sumie niewielkiego terenu willi i domków jednorodzinnych oraz zamknięcie kilkudziesięciu ulic wymaga kilkudniowych przygotowań, a zaplanowanie tego conajmniej doby, to co się zdarzy kiedy naprawdę wybuchnie bomba? W 1989 roku na Poleskiej wykoleiła się cysterna z chlorem. Wtedy już po 9 godzinach władze poinformowały mieszkańców o tym co się stało. Sztab kryzysowy - choć cysterna wypadła z torów o 3.45 zaczął pracę o 5 rano. O 14 cysterna została podniesiona, a o 21 niebezpieczeństwo ostatecznie zażegnano. Trwało to niecałą dobę, a ludzie około południa już wiedzieli co się dzieje.

Porównanie obu zdarzeń nie jest do końca trafione: tam trzeba było się ścigać z czasem, bo chmura chloru mogła w każdej chwili zatruć miasto. Bomba raczej sama z siebie nie wybuchnie, skoro przez ponad 50 lat leżała spokojnie w ziemi. Z drugiej jednak strony forsowne przebudowy i wyścig z czasem drogowców skłania mnie do założenia, że jakieś ryzyko jednak istnieje. Miasto jest przebudowane z każdej strony, terminy prac gonią, a łopata koparki nie kojarzy mi się jakoś z urządzeniem, którym traktuje się bomby, pociski i niewybuchy. Pytanie o to czy miasto jest przygotowane, skoro w obecnej - dość stabilnej sytuacji - poczyna sobie tak ślamazarnie, jest na rzeczy. Pytanie drugie: dlaczego odczekujemy tak długo z usunięciem tej bomby z terenu zamieszkałego przez ludzi. Czym niedziela jest lepsza od soboty? Dlaczego oczekujemy tak długo z niewybuchem... Nie znam się, ale solidna burza, która mogłaby przejść na przykład z nocy z piątku na sobotę, może mocno pokrzyżować plany przedsięwzięćia. Zawsze wydawało się, że zagrożenia trzeba usuwać tak szybko jak się da.

Moje główne pytanie dotyczy jednak czegoś innego: jak miasto jest zabezpieczone, gdyby któraś z koparek trafiła z większym rozmachem w niewybuch w miejscu, gdzie kopie ziemię pod obwodnicę, tunel czy wiadukt? Pytam też czy jest jakakolwiek procedura, która spowoduje, że służby z prezydentem na czele będą pracowały szybciej niż z kilkugodzinnym namaszczeniem? I czy możliwe jest aby informacja o zagrożeniu trafiła do mieszkańców wcześniej niż dobę po jego odkryciu? Czy obecne plany (o ile jakieś były i zostały wdrożone) zdały egzamin? I pytanie następne: czy prawdą jest, że zwłoka z informacją i całą akcję wynika z zamiarów organizowania magistrackiej konferencji na inny temat - bzdetny w tej sytuacji.

Prezydent chętnie chce widzieć uchodźców w naszym mieście. Proszę wybaczyć wnioski, ale oglądając obrazki z Berlina, Paryża, Marsylii, Madrytu, Londynu, Manchesteru i innych miast uchodźcy jakoś tak naturalnie kojarzą mi się z zagrożeniem terrorystycznym. Pytam więc, czy gdyby, któremuś przyszło do głowy wysadzić coś w naszym mieście to jesteśmy przygotowani do akcji ratunkowej? W to, że uda się nam złapać zamachowców przed wysadzeniem czegokolwiek jakoś nie wierzę. Poprawni politycznie moi współrodacy prędzej dadzą sobie w dupę dynamit wsadzić niż przyznają, że islamscy uchodźcy mogą czymkolwiek nam zagrozić lub pozwolą ich prewencyjnie skontrolować. A wrażliwcy-humaniści będą opowiadali o tym jak uciekającym przed bombami biedakom trzeba pomóc porównując z polskimi uchodźcami z czasów II wojny światowej. Przypomnę tylko w tym miejscu, że Polacy raczej gremialnie przed wojną nie uciekali za granicę żeby unikać zagrożeń. Uciekali by bić się o własny kraj na innych frontach. A latach osiemdziesiątych fala uchodźców politycznych nie niosła zagrożeń terrorystycznych dla Zachodu. Przypomnę też, że też nie przyjmowano nas tam wówczas tak ciepło jak teraz kanclerz Merkel witała uchodźców. Nas nikt nie zapraszał: przychodźcie i nie otwierał granic. Wrażliwcom w tym miejscu przypominam, że przed laty podobni obecnym uchodźcom uciekinierzy przed wojnami po jakimś czasie w krajach zachodnich zaczęli organizować zamachy, napady i rozruchy na ulicach miast. Oni lub ich potomkowie. Nie wierzycie? Włączcie stacje telewizyjne i internet i popatrzcie gdzie indziej niż tylko na programy rozrywkowe i "Pudelka".

Dlatego pytam czy nasze sztaby kryzysowe z prezydentami na czele mają plany co robić, gdyby jednak jakaś bomba wybuchła - nie ma znaczenia czy będzie podłożona, czy też wykopana przez ciężki sprzęt. Nie proszę o odpowiedź jaki jest to plan (niech pozostanie tajny, skoro tak trzeba), ale czy on w ogóle jest. Czy też faktycznie jedyną naszą nadzieją na ocalenie jest tytuł Miasta Miłosierdzia i wstawiennictwo księdza Michała Sopoćki?

Na koniec - ten tekst nie jest po to, aby przyłożyć prezydentowi czy magistratowi. Powstał, bo wielu z nas - mieszkańców Białegostoku - chce się czuć bezpiecznie. Informacja, że są plany na takie zdarzenia i ktoś wymyśla wcześniej sytuacje, które są dość prawdopodobne, da nam poczucie bezpieczeństwa. Bo na razie na pytania o to czemu to tak długo trawło słychać tylko zapewnienia o zajebistości i sprawności w działaniu. Wątpliwości pozostają dalej.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: ASM)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do