Reklama

Taka gmina: Barwy startującej kampanii

Patrzę na to co się dzieje wokół i zastanawiam się czy to już barwy kampanii? Początek grudnia przeważnie kojarzy się z początkiem przygotowań do Bożego Narodzenia. Ale nie w tym roku i nie w białostockiej polityce. Tu na razie nikt nie myśli o choince i Mikołaju. A ruch i rwetest panuje na całego.

W największej białostockiej partii czyli Prawie i Sprawiedliwości przyszła nowa miotła. Artur Kosicki z tylnego fotela przesiadł się do pierwszego rzędu. Zapowiada działania kolegialne, zmianę stylu uprawiania polityki i więcej gry zespołowej. Były doradca Tadeusza Truskolaskiego sprzed lat, wskazuje, że głównym przeciwnikiem białostockiego PiS jest prezydent. I właśnie to stanowisko ma być głównym celem wyborczych ambicji tej partii. Plus utrzymanie samodzielnej większości w Radzie Miasta, która to większość będzie przypominała wreszcie przypominała zgraną drużynę. Obecnie czasami klub PiS zachowuje się jak drużyna, a czasami jak pospolite ruszeniem, gdzie każdy radny jest jednoosobą frakcją. Pierwsze efekty nowego szefa zaczynają być już widoczne: Kosicki zdefiniował główny problem prezydenta i wskazał w czym PiS może go poprawić. To inwestycja w ludzi i środowiska Białegostoku: finansowa, mentalna i organizacyjna. Prezydent spod znaku PiS ma być bardziej otwarty, ma dyskutować z różnymi środowiskami, łączyć a nie dzielić i tworzyć pole do współpracy. Poza tym w wydatkach wreszcie większą rolę mają pełnić pomysły inicjowane przez obywateli - niekoniecznie inwestycyjne.

I tu trzeba nowemu szefowi PiS przyznać rację: magistrat pod obecnymi rządami przypomina twierdzę, do której z trudnością wchodzą nawet ludzi bliscy prezydentowi ideowo i życiorysowo. Odmiennie lub niezależnie myślący pozostają pod bramą i albo oblegają twierdzą stają antagonistami albo na porzucają chęć kontaktów z władzą i wdrażania swoich pomysłów. Tadeusz Truskolaski i jego ekipa bardzo sprawnie realizuje pomysły inwestycyjne: buduje nowe budowle, drogi, obwodnice i zmienia materialny wizerunek miasta. Z drugiej jednak strony im dłużej rządzi tym bardziej dzieli na kategorie "oni" i "my". Pod rządami Tadeusza Truskolaskiego brak jest poczucia wspólnoty i świadomości, że władza służy obywatelom i chce im słuchać. Dominuje ton aroganckiego "wiem lepiej", który generalnie zniechęca do współtworzenia nowego, lepszego Białegostoku. Kosicki idealnie zdiagnozował główny problem obecnych lokatorów magistratu i można się spodziewać, że za tą diagnozą pójdą kolejne, a na koniec próba przygotowania programu będącego lekarstwem na obecne niedostatki.

Drugą stroną medalu są sondaże zlecane sondażowniom przez środowiska i media przychylne prezydentowi. Wskazują one, że Tadeusz Truskolaski jest dobrym gospodarzem, sprawnie zmienia Białystok i cieszy się poparciem przynajmniej połowy pytanych. O ile nie wolno tych sondaży lekceważyć i odrzucać, to sugerowanie się nimi jako argumentami przesądzającymi o supremacji Truskolaskiego w Białymstoku byłoby objawem głupoty. Przyczyny są oczywiste: prezydent od dość dawna uprawia w mieście kult jednostki, w którym cały aparat urzędnicy nastawiony jest na jego apoteozę. Kilka dni z www.bialystok.pl czy słuchania Urszuli Mirończuk i jej Departamentu Komunikacji Społecznej wywołuje we mnie obawy przed otwarciem lodówki i włączeniem kuchenki mikrofalowej. Bo a nuż i tam go zobaczę. Przy takim natężeniu propagandy, w której Truskolaski przedstawiany jako pomysłodawca i inicjator wszelkich inwestycji w mieście (włącznie z tymi z Budżetu Obywatelskiego, które wymyślili i przegłosowali mieszkańcy), grzejący się w naturalnej ludzkiej radośći z nowych lub remontowanych dróg i budynków te około 50 procent to skromniutki rezultat. Prezydent kreujący na dobrego cara - źródło wszelkiego szczęścia - i cukierkowy niczym postać z filmów familijnych powinien zbierać przynajmniej 70-80 procent pozytywnych ocen. Zwłaszcza, że porażki i niepowodzenia - zdaniem Biura Propagandy Społecznej - to wina opozycji i niedoskonałych urzędników, którzy pod wodzą światłego cara Tadeusza szybko poprawią niedostatki. Mimo to PiS i Kosicki muszą przenalizować te wyniki sondażowni, bo pewną część prawdy o tym co białostoczanie myślą o prezydencie w tym jest. Skoro dziś jest sporo osób, które chcą na niego głosować mimo diagnozy Kosickiego to muszą mieć powód. Najoczywistszy to ten, że nie mają alterntywy i innego kandydata. PiS musi jak najszybciej znaleźć przeciwnika dla Truskolaskiego, napisać program i zacząć organizować kampanię pokazującą, że jest więcej możliwości niż pozornie bezpartyjny prezydent.

A kampania się zaczęła, o czym świadczy rosnąca aktywność PiS-u i prezydenta. Same konferencje jednak nie wystarczą: potrzeba sprawnego sztabu wyborczego. O tym, że Kosicki jest sprawnym organizatorem i specjalistą od kampanii wyborczych okazało się przy prezydenckich bataliach Jana Dobrzyńskiego. Nieznany wówczas kompletnie w PiS Kosicki zebrał sprawny zespół, z którym wywalczył II turę z Truskolaskim, który był absolutnie pewien swojej supremacji w Białymstoku, a musiał walczyć zażarcie do samego końca o reelekcję. Celowo nie piszę "Truskolaski i jego obóz polityczny", bo taki nie istnieje. Tadeusz Truskolaski działa jak huba przyklejając się do różnych partii i środowisk i czerpiąc z nich to jest mu potrzebne do życia (wygrania wyborów) i po uzyskaniu tego co jest potrzebne dalej samodzielnie funkcjonować. Była Platforma Obywatelska, Komitet Truskolaskiego (czyli taka PO-bis), a obecnie jest Nowoczesna. W tym ostatnim przypadku ciężko wskazać kto kim się żywi: partia prezydentem czy też odwrotnie, bo podstawowym (a chyba i jedynym) atutem byłej partii Ryszarda Petru jest nazwisko prezydenta. Nowoczesna może ewentualnie Truskolaskiemu zapewnić alibi wsparcia szerokiego zaplecza politycznego (że nie wspierają go wyłącznie znajomi i PO, ale jeszcze jakaś siła polityczna, choćby nawet wirtualna). Inna rzecz, że tworzenie szerokich list "Wszyscy przeciw PiS" może na Podlasiu iść szalenie opornie. Przewiduję bowiem, że za chwilę w Nowoczesnej pojawi się uchodźca z PO i obrońca demokracji - Jarosław Dworzański. To, że on wyszedł z PO akurat w imię obrony demokratycznych standartów uznaję zresztą nawet nie za chichot ale rubaszny rechot historii. Dworzański jako negocjator Nowoczesnej w ustalaniu list z PO będzie szalenie ciężkim orzechem do zgryzienia. I czarno widzę te wspólne listy jeśli książę Jarosław nie dostanie jedynki, której nikt mu z PO nie da. A inne miejsce dla Dworzańskiego - grabarza lotniska - może być za niskie...

Na razie lekko ucichło PO, które po komedii pt. "Wybory w partii" usiłowało na konferencjach coś mruczeć na temat demokracji i PiS-kracji i spotkało się z wodospadem szyderstw. Naprawdę nie wiem czy po ostatnim samozaoraniu PO zdoła jeszcze kogokolwiek - poza wyznawcami i członkami - przekonać do siebie i swoich racji. Mimo to jestem dziwnie pewien, że Platforma spróbuje włączyć się do walki o miasto. Nie wierzę wprawdzie, że zdoła wyłonić kandydata zdolnego o walkę o fotel prezydenta miasta, ale po demonstracyjnym hamletyzowaniu ogłosi gotowość poparcia Truskolaskiego. Strony ogłoszą wspólny program, którego TT nie będzie miał zamiaru realizować, o czym zresztą PO będzie wiedziało. Jeśli zaś nie dojdzie do wspólnych list PO i Nowoczesnej to ta pierwsza partia znowu ogłosi pospolite ruszenie do Rady Miasta, a partia Truskolaska - pardon Nowoczesna - będzie jej zabierała głosy w wyborach do Rady Miasta. W efekcie obie dostaną w kuper.

O PSL w kontekście barw miejskiej kampanii nie wspominam, bo jego poparcie w Białymstoku jest mniej więcej takie jak aerał ziemi uprawnej roślin doniczkowych. Czyli z pewnością jest, ale osiąga wartości błędu statystycznego. Niestety to samo trzeba powiedzieć o Kukiz'15, które po odejściu Adam Andruszkiewicza występuje wyłącznie teoretycznie. Czyli korzysta z marki wypracowanej na terenie kraju, bo regionalnie jest tak rozpoznwalane jak plankton. Pewną siłą może okazać się grupa narodowców zebrana wokół Andruszkiewicza, choć to, czy w kampanii zbierze ona znaczące poparcie, zależy od tego czy zdoła wykształcić formalne struktury, bez których nie da się startować w wyborach.

Przemysław Sarosiek

Z ostatniej chwili: O wyjątkowo obrzydlwe barwy kampanii postarał sięTadeusz Truskolaski. Jak to on - uczynił to z gracją słonia w składzie porcelany. Chodzi mi o aferę ze słodyczami od ONR, które ta organizacja dostaczyła dzieciakom z Domu Dziecka. Piekło, które rozpętał prezydent doprowadziło do rezygnacji wicedyrektor odpowiedzialnej za współpracę przy tej kweście. Prezydent swojeniezadowolenie tłumaczył ewentualnymi stratami wizerunkowymi. Po lekturze jego wyjaśnień i rozmowie z zainteresowanymi stwierdzam, że trudno o większe straty wizerunkowe niż te, które czyni to Tadeusz Truskolaski barwiąc dobroczynność brudami polityki. Zaś opowieści o tym, że dobroczyńcą należy być - jak każe Biblia - w skrytości i dyskrecji, w przypadku prezydenta wkładam między bajki. Jeśli on - poza tym opisuje propaganda DPS - dokonuje jeszcze czynów miłosierdzia to ogłaszam go współczesnym Mahatmą Gandhi i Siostrą Teresą w jednym.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do