Reklama

Taka gmina: Budżet, darcie szat i obowiązek wspierania czyli filozofia Kaliego w praktyce

Białystok ma budżet na 2017 roku. Tak jak przepowiadałem jego uchwalaniu towarzyszyły lamenty wiernych sojuszników prezydenta, dźwięk rozdzieranych szat Tadeusza Truskolaskiego wytykającego radnym od nieuków, bon moty radnego Zbigniewa Nikitorowicza oraz powiedzonka "kochanego" radnego Karola Masztalerza. I chociaż PiS-owska większość okazała się zgodna i ustąpiła w kilku drażliwych punktach, to i tak zebrała kubeł pomyj na swoje głowy, bo nie ustąpiła we wszystkim. A powinna dla poprawności politycznej i ku zadowoleniu swoich oponentów. Skoro zaś nie ustąpiła to znaczy, że jest niedojrzała, głupia i ogólnie be, bo nie dorównuje intelektualnie przeciwnikom z geniuszem z Kapic na czele. Bo rolą większości jest dostosowanie się do tego co chce mnie mniejszość. O ile mniejszość jest słuszna. Białostocka mniejszość w radzie jest najsłuszniejsza ze wszystkich.

Najwięcej słów i rozpaczliwych apeli w dyskusji nad budżetem padło przy okazji cięcia kosztów na kulturę. Autora poprawek - radnego Krzysztofa Stawnickiego - orzyknięto rzeźnikiem kultury i zarzucono, że namieszał w głowie kolegom z PiS. Powodem namieszania było ucięcie dotacji na Halfway i Oktawę Kultur -  imprezy finansowane przez Urząd Marszałkowski, a organizowane przez instytucje mu podległe. Podnoszono fantastyczną jakość tychże imprez, na które wredne PiS poskąpiło pieniędzy w budżecie i orzeczono bezsprzeczną winę Stawnickiego i jego kolegów. I to miał być argument, który miał uzasadniać wykładanie kasy z miasta.

Zaintrygowało mnie to - od kiedy to rada miejska ma obowiązek wspomagać instytucje podległe innemu urzędowi? I czy gdy tego nie robi, to musi mieć z tego tytułu moralniaka? Rozumiem, że za chwilę zastosuję analogię wywołującą pianę na ustach zwolenników Halfway i Oktawy, ale zaryzykuję jeszcze jedno pytanie: czy z faktu, że Urząd Marszałowski ma wypasioną siedzibę w Białymstoku wynika jakiś obowiązek dokładania do czynszu lub jego remontów? I czy gdy kasa miejska na to poskąpi to tenże wyprowadzi się do Łap, Wasilkowa czy Dobrzyniewa? Dlaczego z faktu, że imprezy odbywające się w stolicy Podlasia, gdzie jest najwięcej chętnych do oglądania, fajny amfiteatr oraz siedziby OPiFP oraz WOAK ma wynikać obowiązek miasta do dopłacania imprez kulturalnych na jego terenie? Naprawdę dlatego organizuje się koncerty w Białymstoku, bo radni byli hojnymi mecenasami? I czy dlatego budynek opery powstał w stolicy Podlasia, a nie w Klepaczach czy Choroszczy, bo liczono na stałe dotacje z miejskiej kasy?

Uczono mnie, że jeżeli mam do zrealizowania jakąś imprezę (kulturalną, sportową czy po prostu prywatną) to muszę ją zrealizować za tyle, ile mam na ten cel przeznaczone. Jeśli przekroczę budżet to będzie to wina mojej nieudolności jako organizatora. A jeśli ktoś mi coś ekstra dołoży, to z wdzięczności pokłanię mu się w pas zacierając ręce, że impreza wyjdzie okazalej. Większość osób zajmujących się organizacją imprez, które uważam za autorytety w tej dziedzinie, zachowują się podobnie: najpierw liczą ile mają, potem planują imprezę. Żaden z nich nie wpisuje w budżet kwot, których nie posiada i nie wie czy je dostanie, bo to sposób na efektowne samobójstwo. Tymczasem okazało się, że szefostwa Opery i WOAK zaplanowały sobie, że radni miejscy sypną kasiory na organizację imprez (niechby nawet najfajniejszych) i od tego uzależniali ich organizację. A kiedy tego nie dostali zatrzęśli się z oburzenia wzywając wszystkich zwolenników tychże imprez, żeby nacisnęli na miasto, aby dotację im dało. Ciekaw jestem czy to jeszcze dotacja czy już wymuszenie? I czy budżety w innych instytucjach podległych marszałkom opierają się na tym, że istnieje"obowiązek" dokładania do nich przez instytucje kompletnie z nimi nie związane? Mam też i trzecie pytanie o symetrię wsparcia województwa i miasta. Mianowicie kiedy to Urząd Marszałkowski dofinansował jakąkolwiek imprezę kulturalną organizowanę przez miasto Białystok? Proszę pokornie o odpowiedź co to było, kiedy i ile? Przy czym pisząc "dofinansował" myślę o dotacji a nie konkursie na środki unijne, w których mógł wystartować każdy chętny.

Osią sporu wokół cięć w budżecie jest przekonanie WOAK-u i Opery, że skoro kilkakrotnie ktoś im coś dał z dobrego serca to teraz ma psi obowiązek dać ponownie. Argumenty, które przedstawiają za tą tezą brzmią "Bo tak!". I niech mnie zwolennicy Halfway i Oktawy Kultur dobrze zrozumieją: jestem całym sercem za organizacją tych imprez i niech one się odbywają w Białymstoku tak samo okazale jak i poprzednio. Ale nasze podatki płyną jednakowo do kasy miasta jak i marszałka. Miasto płaci za swoje instytucje kulturalne i jakoś nic mi nie wiadomo, aby marszałek dołożył chociaż złotówkę do Muzeum Sybiru czy Muzeum Wojska. Poza tym skoro radni raz już przyznali pieniądze na organizację opery i coś im się w rachunkach z rozliczenia tej imprezy nie zgadzało to obowiązkiem beneficjenta jest wyjaśniać sprawę tak długo aż donator zrozumie.  A jeśli uzna, że wydano środki nie tak jak chciał to może kurek z pieniędzmi może zakręcić w każdej chwili.  A to że Białystok daje pieniądze na wojewódzką operę czy ośrodek kultury to jego dobra wola a nie obowiązek! Z faktu, że coś znakomicie promuje Białystok nie wynika jeszcze obowiązek łożenia na ten cel. Dlatego nie dziwi mnie fakt, że Białystok nie dokłada do PKS-ów, choć przecież dowożą mieszkańców miasta z i do Białegostoku. Tak samo naturalne jest, że do komunikacji miejskiej nie dokłada urząd marszałowski choć mieszkańcy aglomeracji białostockiej do obywateli województwa należą i z komunikacji korzystają także ludzie spoza miasta. I proszę nie dorabiać ideologii partyjnej, że to niby walka z koalicją PO-PSL. W końcu PiS ma większość w radzie miasta od dwóch lat a ta koalicja rządzi województwem znacznie dłużej. Gdyby faktycznie chodziło o politykę to kasę zamknięto by już przed rokiem.

W którymś opracowaniu o psychologii przeczytałem zdanie: "Jeżeli kiedyś komuś coś dasz choć nie musisz tego robić, to następnym razem będzie tego po tobie oczekiwał, a chwilę później wymagał". Wtedy wątpiłem w prawdziwość tego stwierdzenia. Postawa dyrekcji WOAK-u i Opery są jednak empirycznym dowodem na prawdziwość tej prawidłowości.

Jest jeszcze jeden temat, który przy okazji budżetu chciałem poruszyć: to Tor Wschodzący Białystok. Nie będę wyrażał własnej opinii czy to potrzebna czy też niepotrzebna inwestycja, bo w 2014 roku mieszkańcy wskazali, że chcą by na niego wydano pieniądze z Budżetu Obywatelskiego i szanuję tę decyzję. Co innego budzi jednak moje gorące uczucia: fakt, że w 2014 roku mieszkańcy wskazali, że chcą jego budowy i ta inwestycja miała powstać w 2015 roku. Co więcej miała kosztować MNIEJ niż 3 miliony złotych, bo taka była wtedy graniczna wartość inwestycji w BO. Tymczasem prezydent Tadeusz Truskolaski i jego świta w 2015 roku zarezerwowali pieniądze na budowę toru i... nie zbudowali go. Ba - nawet łopaty ziemi na tym terenie nie wbito w 2015. Wtedy prezydent Truskolaski, który opowiada jak to uważnie słucha głosów obywateli, nie widział w tym nic zdrożnego. W 2016 ponownie go zarezerwował pieniądze na ten cel i... znowu Tor nie został zbudowany. I w 2017 roku prezydent wpisał ten tor po raz trzeci do budżetu przeznaczając kwotę wyraźnie przekraczającą 3 miliony (przypomnę - wartość graniczną w 2014!). I kiedy radni PiS zdecydowali się przyciąć te pieniądze w budżecie nagle rozległ się wrzask, że radni nie szanują obywatelskich decyzji i pieniądze chcą obywatelom na ich inwestycję zabrać. Radni się ostatecznie wycofali z pomysłu tylko nieco ścinając wydatki na tor, ale... mam pytanie do oburzonych (m. in. radnej Augustyn i wiceprezydenta Polinskiego) czemuście państwo milczeli przez dwa lata, kiedy w ciszy gabinetów olewano wolę obywateli? Gdzie byliście drodzy oburzeni, kiedy pozycje w budżecie przesuwano z roku na rok? I dlaczego teraz milczycie, gdy wydatek na Tor przekracza kwotę 3 milionów? Jeśli uważacie to za bagatelkę to przypomnę, że przez pryncypialną niezłomność w zakresie wartości inwestycji z głosowania w Budżecie Obywatelskim na 2017 roku omal nie wyleciała Strzelnica na Węglowej, która w ubiegłym roku zebrała ponad 4 tysiące głosów! Argument, że budowa strzelnicy może się w chwili realizacji inwestycji okazać większa niż 3 miliony omal nie wyrzuciła jej z listy. I tylko upór przedstawicieli organizacji pozarządowych i ich głosy przechyliły szalę, bo urzędnicy zgodnie chcieli tę pozycję wykreślić! Będę wdzięczny za odpowiedź, choć uczciwie przyznaję, że się jej nie spodziewam. Darcie szat na sesji i lamenty nad złym PiS-em, który nie przyjmuje genialnych pomysłów prezydenta jest znacznie prostsze niż odpowiedź na niewygodne pytania.

I na koniec: wszystkim hejtującym mnie radośnie, bom PiS-owiec, proponuję by najpierw zmierzyli się z argumentami, a potem spojrzeli na nazwisko pod nimi. A jeśli wykażecie, żem głupi, to wtedy mnie wyzywajcie od różnych. Trollom z ulicy Słonimskiej, którym ostatnio chyba ulżyło, bo prokuratorzy przestali z nimi intensywnie rozmawiać, proponuję najpierw pomyśleć, a potem napisać. A na koniec - tak całkiem bez powodu - przypomnę etymologię imienia Rafał. To z hebrajska znaczy: Bóg uleczy. Zatem zdrowia życzę. Psychicznego przede wszystkim.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do