
A wydawałoby się, że budżet to proste zestawienie kosztów i wydatków. Nie w Białymstoku. W naszej gminie to powód do nieustającej hucpy, przepychanek i czarowania. Celuje w tym - o zgrozo - prezydent z tytułem profesora ekonomii, ale towarzyszą mu też i inni. Ostatnio dołączyli do tego radni Platformy Obywalskiej. A wszystko to za nasze pieniądze i dotyczy naszych pieniędzy. Czyli Pana, Pani, moich... Z punktu widzenia polityków - niczyich, bo nie ich.
Ale po kolei. Rok temu Tadeusz Truskolaski ogłosił historyczny plan budżetowy. Miał być budżet dziesięciolecia: największe w historii inwestycje, a wszystkie prorozwojowe. Budżet miał dać impuls do rozwoju i to do tego stopnia, że "zakochałby się w nim Mateusz Morawicki". Dla radnych PiS to nazwisko było prztyczkiem w nos, bo - zdaniem prezydenta - ówczesny wicepremier i ekonomiczny guru Prawa i Sprawiedliwości uznałby dzieło prezydenta za realizację jego wizji rozwoju kraju. Prztyczek w nos polegał na tym, że radni PiS propozycje budżetowe prezydenta krytykowali bezlitośnie i postawienie ich w kontrze do wicepremiera własnego rządu i twórcy ekonomicznego programu partii musiało być kłopotliwie. Propagandowe okrzyki o historycznym budżecie podchwyciłli radni PO i Klubu Truskolaskiego wspierani przez polityków Nowoczesnej dowodzonych przez prezydenckiego syna. Od tego propagandowego chóru zachwytów minął rok i... okazuje się, że tą historycznością to był pic na wodę. Z pół miliardowych inwestycji jedna piąta odleciała w kosmos: nie udało się ich zrealizować albo zostały przeniesione na rok przyszły. Tak jak to zapowiadali przeciwnicy prezydenta: z historyczności i przedmiotu miłości Morawieckiego wyszedł tylko pic na wodę. Radni PO i od Truskolaskiego kiedy głosowali poprawki prezydenta zmniejszające te "historyczne" inwestycje tylko potulnie podnieśli łapki do góry. I słowa nie pisnęli o historycznej ściemie pana Tadeusza.
I cóż się dzieje w tym roku? Powtórka z rozrywki: znowu jest historyczny budżet, znowu sukces niesamowity jest na horyzoncie. Znów jakieś słupki w budżecie będą rekordowo wysokie. I w sumie nawet nie chce mi się sprawdzać jakie bo mam pewność, że to pic na wodę i fotomontaż. Prezydent kolejny raz ogłasza własną niedoścignioną fantastyczność, a grono klakierów z jego klubu, PO i Nowoczesnej kanapy klaszcze rękoma, uszami i czym tam jeszcze może. I pieje z zachwytu milcząc w sześciu językach o blamażu sprzed roku. Większośćiowy PiS korzysta ze swojego "zbójeckiego" prawa większości przegłosowując poprawki. Trzeba trafu w większości realizujących program ogłoszony 3 lata, kiedy szli do wyborów. I trzeba trafu te poprawki realizują życzenia białostoczan, którzy zgłosili je w ankietach na spotkaniach z politykami. Nie wynikają z jakiegoś mitycznego i bliżej nie znanego planu rozwoju miasta, genialnych wizji prezydenta czy przeczuć urzędników. Proponują parkingi, remonty dróg, darmową komunikację dla dzieci i tym podobne mało medialne poprawki, które nie brzmią tak zajefajnie jak obwodnice, pasy startowe ogłaszane lotniskami itp. Poprawki te określane są demolowaniem budżetu prezydenta. Czyli - nazwijmy raz jeszcze rzecz po imieniu - przedwyborczego picu i ściemy. Jak zwykle radni PO przechodzą samych siebie krytykując darmową komunikację dla dzieci i młodzieży szkolnej zapominając, że Hanna Gronkiewicz-Walzt (do soboty wiceszefowa ich partii) taką wprowadziła w stolicy jakiś czas temu. Lepiej wyremontować stare kamienice gdzieś w centrum, żeby jeden radny z hipsterskim kucykiem z kolegą z PO mógł wypić sojowe latte i popatrzeć na przyjemne widoki i kolorowe tynki. Zadziwia mnie ten brak wstydu: po reżyserowanych wyborach w partii, które tak się mają do demokracji jak krzesło do krzesła elektrycznego, politycy Platformy narzekają, że miejska kasa popłynie na wsparcie na darmowe przejazdy dla dzieci i młodzieży. A radni z kościoła pod wezwaniem przeświętego Truskolaskiego głoszą wielkość prezydenta mówiąc jak świetnym jest ekonomistą i jak genialny plan tworzą. I słowem się nie zająkną, że pomyłka o ponad 100 milionów złotych czyli jedną piątą budżetu na inwestycje to nawet nie jest kompromitacja. To żenada. I wstyd dla kogoś, kto używa tytułu profesora ekonomii.
Co jakiś czas dochodzę do wniosku, że politycy kompromitując się niczym mnie już nie zaskoczą. I za każdym razem odkrywam, że te ustanowione wyśrubowane rekordy kompromitacji przekraczają znowu z rozmachem. Nawet w tak oczywistej sprawie jak budżet, gdzie przecież działają bezwzględne prawa matematyki i ekonomii.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nowoczesne Pe_lo ot co!
Najbliższe wybory jeszcze bardziej odchudzą PeOwskie szeregi w B-stoku
sam sobie się odchudź