Reklama

Taka gmina: Był i już Go nie ma

Podobno nie ma ludzi niezastąpionych. Być może. Są jednak tacy, których nieobecność bardzo boli. I dopiero kiedy ich nie ma odczuwamy bolesną pustkę. Ich brak powoduje najpierw zaskoczenie, bo człowiek, który odszedł był tak oczywisty jak słońce na niebie czy woda w kranie. Potem pojawia się świadomość straty, która pogłębia się przy każdej okazji, kiedy wiedzeni potrzebą sięgamy po telefon żeby zadzwonić, umówić się na spotkanie, spytać o coś czy załatwić pilną sprawę. Tak jest ze Zbyszkiem. Był i Go już nie ma.

Zmarł przed tygodniem po meczu koszykówki z udziałem Żubrów. W niedzielę jak zwykle - zamiast odpocząć - ganiał po boiskach i halach sportowych oglądając sportowców, rozmawiając z działaczami i ogarniając setki niezałatwionych problemów. Kiedy meczów nie było dzwonił po znajomych i działaczach wzywając na spotkania, narady, rozmowy i planując jak uzdrowić białostocki sport. Bo wiedział znakomicie, że jest chory. Wiedział też dlaczego. Szukaliśmy cały czas lekarstwa...

- Przemek, Przemek! Będzie zebranie, przyjdź jutro do urzędu. Zapomniałem wcześniej powiedzieć. Przyjdź koniecznie! Pilna sprawa! Naprawdę!  - te słowa najczęściej słyszałem od Zbyszka, kiedy odbierałem telefon.

Potem piorunował na urzędników, prezydenta i ogólnie : na nieogarnięcie świata jako takiego. Przy tym wszystkim było to jakoś takie po ludzku normalne, że nawet jak zaliczał mnie do tego nieogarnięcia to trudno się było na niego gniewać. Nie dawało się na niego długo gniewać.

- Ty mądry jesteś i wiesz co robić, ale się lenisz. Nie obijaj się, bo szkoda czasu. Przyłóż się!  - wyrzekał czasami na mnie w rozmowach. Ostatnio było to trochę jakby częściej, bo przez pracę zawodowe i warszawskie obowiązki miałem coraz mniej czasu na wspólną pracę. Planowałem, że nadrobimy kiedy już znajdę trochę czasu a sezon halowy się zakończy. Niestety, już nie znajdziemy czasu. Zbyszka nie ma.

W sobotę oglądałem mecz ekstraklasy futsalu i zastanawiałem się, co robiłby tego wieczora: mecz futsalu, w którym się zakochał i grę Słonecznego Stoku czy oglądanie meczu Jagiellonii Białystok z Arką na mrozie. Pewnie próbowałby zdążyć i tu tam. Wybrałby się najpierw na halę, a potem z językiem na brodzie pędziłby na stadion przy Słonecznej. A potem dzwonił co kilka minut pytając o wynik meczu.

Wiedziałem, że ostatnio odwiedzał lekarzy i krótko był w szpitalu. Pytany o zdrowie odpowiadał nerwowo.

- Nic mi nie jest, nie zawracaj głowy. Trzeba... (i tu padała litania spraw do załatwienia). Przyjdź (tu padało miejsce) i zaczniemy coś z tym robić. Prześlę Ci mailem materiały i pisz. Napiszesz? - pytał, a w zasadzie żądał. Klnąc pod nosem siadałem i pisałem. 

Kiedy teraz siedzę i liczę w ilu zajęciach uczestniczył kręcę głową z niedowierzaniem. "Solidarność", obowiązki w Radzie, spotkania w partii, organizacja imprez sportowych, Rady Osiedla i okolicznościowe imprezy dla sąsiadów z dzielnicy. Ale jak mógł nie zauważyć, że coś złego dzieje się z jego zdrowiem.  Dlaczego o siebie nie zadbał? Dlaczego żaden z nas nie przypilnował Go i nie zaciągnął do lekarzy albo chociaż zmusił do zwolnienia tempa? A Zbyszka wszędzie było pełno. Od kilku lat nie wyobrażam sobie żadnej poważnej imprezy sportowej, na której nie można było Go spotkać.

Kłóciliśmy się nieustannie. Był irytujący, zaborczy i nie przyjmował do wiadomości, że można mieć inne plany. Za każdym razem, kiedy mówiłem Mu: "Nie mogę przyjechać. Jestem daleko, wrócę dopiero za kilka dni" słyszałem zawód w Jego głosie i jakieś rozczarowanie.

- To następnym razem. Będziesz? Bądź!

Niestety, już nie będę. Nie zdążyliśmy się spotkać, choć jeszcze kilka dni wcześniej - po kolejnej mojej nieobecności na Komisji Sportu Rady Miasta - usłyszałem od Zbyszka przez telefon: - Zadzwonię i się spotkamy. Tylko tym razem bądź! Mówiłeś, że już teraz nie będziesz wyjeżdżał. Są ważne sprawy, trzeba w sporcie to w końcu uporządkować. Jesteś potrzebny

Nie spotkaliśmy się już. Ostatni raz widziałem go na meczu futsalu. Zamieniliśmy kilka słów, a ja gnany obowiązkami popędziłem do sędziowskiej szatni. Po meczu nie zdążyłem się pożegnać, a Zbyszek spieszył się na kolejne zawody. Dzwonił. Nie odebrałem. Telefon był wyciszony. Nie zdążyłem już oddzwonić.

Ciągle nie wierzę, że Zbyszka nie ma. Mimo sporów, kłótni, Jego połajanek to trudno Go było nie lubić. Był ludzki i pełen wad ale tak kipiał entuzjazmem, energią, dobrą wolą i chęcią naprawiania świata, że nie dało się  na Niego gniewać. I choć po paru przegadanych spotkaniach zawsze obiecywałem sobie, że już więcej nie będę dalej z Nim pracował, że wkurza mnie ten chaos i improwizacja to kilka dni później odbierałem telefon i... znowu zaczynaliśmy coś od nowa.

Wokół Niego zawsze było wielu ludzi o różnych poglądach. Czasami kpił, że w PiS-ie pewnie postawią na nim krzyżyk, bo jest nieprawomyślny. A o sporcie będzie rozmawiał z każdym, niezależnie od poglądów.  I rozmawiał z ludźmi o poglądach lewicowych, prawicowych i z tymi co kompletnie polityką się nie interesowali. Bez różnicy.

- Ludzie są porządni i nieporządni. Z tymi nieporządnymi, ciemniakami i z oszukańcami gadał nie będę. Po co? Szkoda czasu - mawiał.

Sam był wyjątkowo porządnym człowiekiem. Nie był bez wad - miał je jak wszyscy. Nigdy nie wątpiłem jednak w Jego uczciwość, porządność i zapał. Nie słyszałem, żeby kogoś wystawił, oszukał, okłamał. To prawda: wojował z wieloma ludźmi, walił słowami między oczy i łatwo wpadał w złość, ale nic nie wiem, żeby zrobił cokolwiek niegodziwego, komuś wyrządził krzywdę, kogoś oszukał. Mimo pewnego nieuporządkowania dawał gwarancje, że jak się tematem zajmie to będzie o niego walczył. A walczyć potrafił bez końca, aż do skutku.

Nie ma Zbyszka. Ogromna szkoda. Porządnych ludzi, którzy potrafią porywać do pracy i sami się jej poświęcać jest za mało. Białystok stracił właśnie takiego człowieka. I wbrew temu co napisałem nie da się Go zastąpić. Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do