
Upały, lato w pełni i wydaje się, że sezon ogórkowy też. No bo przecież politycy poszli na urlopy, więc główne powody irytacji zniknęły. W tym właśnie rzecz, że nie wszystkie. A jeśli nawet politycy wypoczywają to i tak kombinują jakby nas uszczęśliwić lub z efekty ich kombinacji przyprawiają o frustrację.
Nie, nie będę pisał o pomyśle rozmów o konstytucji i polityce na plaży "made in Platforma Obywatelska". Zaznaczę tylko, że ta koncepcja (podobno posła Borysa Budki) jest godna "oszczędnościowych" wyjazdowych posiedzeń rządu, za którym jechały tiry z meblami i gadżetami czy spacerów ówczesnej premier Ewy Kopacz po pociągach i zaglądania pasażerom do kotleta. Obecny pomysł dowodzi jedynie, że upały i brak chłodzenia głowy w pierwszej kolejności wyłącza inteligencję. Przy tej okazji muszę pochwalić prezydenta Tadeusza Truskolaskiego, jego syna Krzysztofa i jego licznych zastępców. Panowie - jestem niezwykle wdzięczny (zapewne wielu białostoczan też), że nie urozmaicacie nam życia proponując na dojlidzkiej plaży i w miejskim autobusie rozmów o mieście i polityce. To dowód, że jesteście inteligentnymi ludźmi. Inna rzecz, że to co byście usłyszeli i tak nie nadawałoby się do cytowania i stosowania.
Na tym jednak koniec pochwał dla władz miasta, bo niestety - tradycyjnie - będę miał pretensje. Mam je do tegorocznego Budżetu Obywatelskiego i składu zespołu, który ocenia w nim projekty. Zaznaczę od razu, że tekst dotyczy poniekąd prywaty czyli mnie samego, a "Kochani" Koledzy z "Porannego" zaznaczyli, że w tym roku - dzięki "uprzejmości" prezydenta - niżej podpisany nie będzie pracował w tym zespole. Od razu zaznaczę: byłem do niego zgłoszony nie przez partię polityczną ale przez stowarzyszenie sportowe. I jeszcze jedna ważna uwaga: za pracę w takim zespole nie dostaje się żadnych nagród ani gratyfikacji, zabiera on tylko czas i energię. W zamian daje satysfakcję, że pomysły zgłoszone przez ludzi przechodzą do głosowania. Dodatkowa satysfkacja, że trafiają one pod ocenę mieszkańców miasta i to właśnie oni decydują wbrew oporowi nieomylnych urzędników, którzy niewygodne im projekty uwalają. Przykład? Proszę bardzo: rok temu wbrew oporowi urzędników przeszła do głosowania strzelnica na węglówce, która wygrała w ogólnomiejskim plebiscycie. Gdyby nie upór przedstawicieli organizacji pozarządowych i radnych, którym nie jest po drodze z Partią Czcicieli Truskolaskiego, to ten projekt by nie trafił do listę, a białostoczanie nie oddaliby na niego ponad 4 tysiące głosów. W tym roku w Budżecie Obywatelskim na pewno nie znajdziemy projektów, które nie podobają się urzędnikom. Będziemy demokratycznie wybierali tylko to co się podoba prezydentowi, jego stronnikom i urzędnikom.
Dlaczego tak będzie? Głównie dlatego, że prezydent olał wolę Rady Miasta i Białostockiej Rady Pożytku Publicznego i z ludzi zgłoszonych przez te instytucje wybrał tego kogo chciał. A nie taka była intencja uchwały i wybierających, którzy - szanując demokrację - dali stronnikom prezydenta kilka miejsc zarówno w siódemce kandydatów wybieranych przez radnych jak i organizacje społeczne. Prezydent skrzętnie to wykorzystał i z 14 wybranych członków powołał do Zespołu jedynie kilku swoich stronników lub ludzi, którzy mu się nie postawią. No i Sebastiana Putrę z PiS jako przyzwoitkę. Dla porównania: rok temu w 21-osobowym zespole zwolennicy prezydenta mieli w porywach 7-9 głosów. Reszta to byli ludzie niezależni od prezydenta lub krytyczni wobec niego. I tak dzięki temu w 2016 roku do głosowania przeszło kilka propozycji, które nie miały błogosławieństwa magistratu. W 2017 będzie już demokracja po białostocku i taki błąd już się nie zdarzy.
Rzecznik prezydenta Urszula Mirończuk oburza się, kiedy mowa o tym, że prezydent z demokracji przy Budżecie Obywatelskim uczynił uczynił kabaret i podporządkował sobie zespół, który przy tym pracuje. Twierdzi ona, że teraz zespół będzie pracował lepiej. Rok temu było nienajlepiej, bo zespół wskazał do głosowania niedopracowany projekt strzelnicy, a teraz ciężko ją zbudować. Tymczasem projekt był kiepsko oszacowany, nieprzemyślany itp. Ciekawa rzecz, że pani Urszula milczy w sześciu językach w sprawie Toru Wschodzący Białystok, który od kilku lat jest symbolem złego wyliczenia inwestycji, braku precyzji w szacowaniu kosztów utrzymania i nieudolności w realizacji. Czy tylko dlatego, że ten projekt zgłosiła radna Katarzyna Todorczuk z Klubu Tadeusza Truskolaskiego? Ciekawi mnie też, czy pani Mirończuk powie głośno 4022 białostoczan, którzy oddali głosy na strzelnicę, że błądziły, bo miały własne zdanie - odmienne niż prezydent i jego czciciele.
Ktoś może przyczepić się, że piszę o czcicielach prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Nieuzasadnione to pretensje: to określenie wprawdzie lekko złośliwe, ale oddające prawdę. Zwolennicy to ludzie, którzy dopuszczają fakt, że prezydent może się mylić. Akceptują to i wybaczają mu zakładając, że zrobi więcej dobrego niż złego. Wierzą, że popierany przez nich prezydent ciągle uczy się na błędach. Stronnicy prezydenta są w mieście wcale liczni. Tymczasem czciciele zakładają, że Tadeusz Truskolaski jest geniuszem i niczym Bóg Wszechmogący nie popełnia błędów. Słowo błąd w połączeniu z nazwiskiem Truskolaski w ich logice i słowniku nie występuje. A kto oba te pojęcia łączy ten: wróg, szkodnik i na pohybel z nim. Przesadzam? To bardzo proszę o wskazanie JAKIEJKOLWIEK wypowiedzi Urszuli Mirończuk lub któregokolwiek z urzędników mówiących, że prezydent popełnił błąd? A może jakaś wypowiedź radnych z jego klubu (bez Dariusza Wasilewskiego, który grono opuścił i prezydenta krytykuje), jego zastępców lub członkow Nowoczesnej? Nie? To może jakiś cytat z obiektu kultu czyli Tadeusza Truskolaskiego, który mówi, że błądził? Ktoś, coś?
I żeby nie było: nie jechałbym po Tadeuszu Truskolaskim jak po łysej kobyle, gdyby ten zwyczajnie popełniał błędy (niechby nawet czynił je często). Błądzić jest rzeczą ludzką, a sam mylę się częściej niż reszta populacji. Rzecz w tym, że gafy i błędy prezydenckie są z uporem maniaka przedstawiane przez czcicieli jako dobro wcielone, objaw kosmicznej mądrości i długofalowa wędrówka ku świetlanej przyszłości, której my - głupi krytycy - teraz nie dostrzegamy. Wpieniają mnie nie te błędy ale to przekształcanie rzeczywistości, a najbardziej kiedy ktoś robi ze mnie durnia wbrew oczywistości. Nawet wtedy, gdy prezydent się ewidentnie w czymś walnie, ewentualnie zrobi coś złego (co przed chwilą zarzucał wrogom - np. dyskryminację) to rzeczywistość jest nagle zakrzywiana i tłumaczona, że było to dobre, wspaniałe, mądre i słuszne, zaś przeciwnicy postępują wręcz przeciwnie. Słuchając tych tłumaczeń Kali wybielałby z wrażenia. Truskolaski i jego czciciele mówią o siłach wyższych, żywiole natury, politycznym polowaniu na czarownice, atakach na suwerenność samorządu itp. Drobniutki przykład z ostatnich sesji: gdy radni PiS przeskrobali coś przeciw regulaminowi obrad to stronnicy prezydenta zaczęli lament o gwałcie na demokrację i łamaniu prawa. Ale gdy to samo zrobił prezydent to wówczas gwałtu już nie było - był tryb prezydencki. A już Himalaje hipokryzji to System Zarządzania Ruchem. Niemal wszyscy zmotoryzowani białostoczanie mówią, że ten system jest idealnie głupi i zamiast - jak twierdzi magistrat inteligentnie uczyć się rozwiązywać problemy - to głupieje wciąż bardziej i bardziej stając się największym komunikacyjnym problemem miasta. No, ale skoro prezydent podpisał się pod tym wydatkiem za 28 milionów złotych, to przecież nie mógł się mylić. Czciciele dalej więc urządzają badania, że system działa, jest świetny i przyśpiesza jazdę o minutę koma sześć sekund. No a autobusy to po prostu śmigają dzięki mądremu systemowi niczym strzały. Aż dziwne, że z tych badań nie wyszło, że system przy okazji oczyszcza powietrze, udrożnia i oczyszcza rzekę Białkę i leczy białostoczan z astmy i łupieżu... Z tej samej przyczyny (prezydent jest nieomylny) - nie da się zamontować sekundników na skrzyżowaniach. Ten akurat pomysł był autorstwa PiS-u, który jest antyprezydencki. Sekundniki nie mogą być zatem dobre i z system nie zadziałają, bo zgodnie z wiarą czcicieli dobre pomysły w Białymstoku może mieć tylko prezydent i ludzie, którzy mu sprzyjają.
Dlatego w tym roku w Budżecie Obywatelskim będą wyłącznie słuszne pomysły zgłoszone przez zwolenników Wielkiego Tadeusza lub osoby neutralne i głęboko mu obojętne. I będzie to bardzo, bardzo demokratyczne. Moim zdaniem będzie tak demokratycznie jak w NRD przed 1989 rokiem, kiedy to można było dowolnie wybierać ulubionych autorów: można było wskazać na Marksa, można na Engelsa, a można było także wybrać Lenina. Nazywało się to demokracja ludowa i była ona głęboko słuszna. Przy Budżecie Obywatelskim też będziemy mieli demokrację: białostocką z nutą truskolaską. I zapewniam - będzie ona tak słuszna, że słuszniejszej nie znajdziecie. No może poza Północną Koreą lub Chinami... Gdzie - jak powszechnie wiadomo - rządzi demokracja i słuszność.
(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie