
Milowymi krokami zbliża się kampania wyborcza, podczas której wszyscy chętni na stołki radnych, marszałków, starosty i prezydenta będą zapewniali białostoczan jak bardzo dobrze dla nich chcą. Przyjmę ryzykowną tezę, że mówią prawdę i naprawdę chcą dla nas wszystkiego najlepszego. Ale posunę się dalej i zapytam: co konkretnie chcą dla nas dobrego zrobić? I co ważniejsze - jak?
Niedawno przeczytałem, że większość miast w Polsce przede wszystkim inwestuje w drogi. Od końca ubiegłego wieku po dziś dzień w miastach leje się beton, asfalt, budowane są sygnalizacje świetlne i parkingi. Zdaniem ekonomistów polskie miasta wydają do 50 procent swoich zasobów właśnie na drogi. Od czasu, kiedy posadę prezydenta Białegostoku przejął Tadeusz Truskolaski śmiem twierdzić, że w naszym mieście ten procent jest znacznie większy i sięga co najmniej 3/4 wydatków inwestycyjnych. A gdyby nie Stadion Miejski i szkoły to wartości te sięgnęłyby pewnie i 90 procent. Efektem tak intensywnej budowy powinien być coraz szybszy, płynniejszy ruch, coraz łatwiejsze poruszanie się po mieście i coraz mniejsze korki. Mam pytanie do czytających te słowa: czy czujecie poprawę? Nie na wartość miliardów złotych, które pochłonęły białostockie drogi, ale taką realną? Czy czujecie - na przykład w godzinach szczytu - że jeździ się nam łatwiej i lepiej? Bo ja tego nie czuję. Stoję w korkach tak jak i stałem tyle, że teraz na równiejszej nawierzchni i towarzystwie kierowców na sąsiednich pasach zamiast - jak to było przed laty - na jednopasmowej drodze. I głowię się czy te miliardy to poszły po to, żeby w korkach stać na lepszych drogach i obok - a nie za - innym kierowcą?
Tak, tak - wiem. Prezydent budując drogi - poza osobistym fiołem na tym punkcie - realizuje społeczny postulat. Bo we wszystkich badaniach opinii białostoczan wychodzi, że chcemy mieć lepsze drogi. No więc wydawane są kolejne setki milionów na budowę i remonty. A korki są takie same albo wręcz rosną, bo kupujemy coraz więcej samochodów. I jeździmy nimi czasami kilkaset metrów dalej po zakupy. Moja nieżyjąca już babcia mawiała kiedyś o swoim zmotoryzowanym sąsiedzie, że gdyby mógł to próbowałby swoim samochodem wjechać po schodach na I piętro, gdzie mieszkał. Jak go znam (facet jeszcze żyje) miała rację. Jesteśmy rozleniwieni, a władze naszego miasta niewiele robią żeby ten stan zmienić. A od tego - te władze - między innymi są, aby przekonywać nas do tego co dla nas dobre. Bo to co dla nas dobre i to co lubimy to często nie jest to samo.
Pomijając już nawet nasze mało zdrowotne przyzwyczajenia i nawyki i zamiłowania do wożenia się wozem choćby na drugą stronę ulicy pojawia się pytanie: co jest nam - białostoczanom - potrzebne do życia bardziej: praca, świeże powietrze, wypoczynek czy lepsze drogi? Przy czym osiągnięcie stanu dróg, z którego wszyscy będą wreszcie zadowoleni wydaje się dążeniem do horyzontu. Mimo, że jestem kierowcą to drogi umieszczę na końcu tej listy. I nie, nie zrobię tego z przekory - po prostu praca i powietrze są niezbędne, by żyć i przeżyć. A wypoczynek jest rewersem pracy i też jest niezbędny. Niedawno przeczytałem, że zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia jednym z głównych powodów chorób cywilizacyjnych jak depresja, zawałów i udarów jest silny stres i przemęczenie. Oba zjawiska są chroniczne i obu zapobiega odpoczynek. A odpoczywać niestety nie umiemy, nie potrafimy i prawdę mówiąc nie mamy gdzie. Wszystkie przestrzenie publiczne: parki, place, deptaki zastaliśmy po przodkach. Zmiany Rynku Kościuszki na miejsce spacerów i wyasfaltowana przestrzeń tworząca niby amfiteatr nie liczę. Mimo, że można tam spacerować, zatrzymać się i usiąść na ławce to za każdym razem kiedy tam jestem zadaję sobie pytanie CO mam tam oglądać? Przykro mi, ale nie gustuję w betonie i kamieniu. Zdecydowanie wolę zieleń, drzewa, kwiaty, których tam nie ma. Zostały usunięte na rzecz modernistycznej przestrzeni służącej do organizacji imprez masowych. A kiedy imprez masowych nie ma to ten plac straszy i rządzi na nim wiatr. Bo deskorolkowcy wolą zazieleniony skwer koło Spodków.
Białystok - poza drogami - buduje też infrastrukturę sportową i wodno-kanalizacyjną. Przy czym ta ostatnia towarzyszy raczej drogom niż jest przemyślaną inwestycją realizującą jakiś plan. Jeżeli ktoś ma wątpliwości niechaj poczeka aż solidnie popada a potem powędruje ulicami miasta. Najlepiej gdzieś w okolicy rzeki Białej. Po powrocie chętnie wysłucham opinii na temat miejskiej infrastruktury wodno-kanalizacyjnej. A co do infrastruktury sportowej to tak naprawdę w Białymstoku udały się jedynie baseny udające aquaparki, lodowisko i plaża na Dojlidach. Bo faktycznie lodowisko i nowocześnie zmodernizowane baseny mają sens i korzystamy z nich odpoczywając. Inne atrakcje albo służą białostoczanom tak średnio (sporadycznie) albo są odziedziczone po przodkach (np. Stadion Lekkoatletyczny).
A czego brakuje w Białymstoku? Na co NIE SĄ wydawane pieniądze w ramach inwestycji lub są to ochłapy? Miasto kompletnie nie inwestuje w profilaktykę zdrowotną i służbę zdrowia. Porównywanie programu opieki zdrowotnej nad białostoczanami w zestawieniu z wydatkami drogowymi poraża. Miasto w zdrowie inwestuje promile lub procenty i wychodzi na to, że ważniejszy jest kilometr drogi czy wiadukt niż ludzkie zdrowie. Brak jest miejskich programów szczepień, brak badań dla białostoczan. Wydatki na ochronę środowiska, zieleń miejską (nie liczę wypasionych klombów z kwiatami w centrum miasta) budzą żałość i litość. A podobno Białystok to stolica Zielonych Płuc. Z pierwszą częścią się zgodzę - jesteśmy stolicą, ale płuc a już zwłaszcza zielonych od dawna nie. Jesteśmy betonowo-kamiennym centrum najbardziej zielonej części Polski. I niechaj nie mylą nas zachwyty turystów mówiąc jak u was zielono. W porównaniu do Górnego Śląska, Łodzi czy choćby Warszawy z pewnością, ale... czy ktoś pamięta ile tej zieleni i drzew było jeszcze dekadę temu? Czy ktoś pamięta jakiś park, skwer czy las stworzony w miejskiej przestrzeni przez ostatnie 12 lat? A ilu już nie ma? Ile z nich zostało ale obetonowane z każdej strony?
Drodzy kandydaci - zapraszam do rozmowy: jakie macie pomysły na miejską przestrzeń inną niż apartamentowce po 15 pięter każdy i trzypasmowe drogi. Jaki macie pomysł na strategię zrównoważonego rozwoju miasta? I jeszcze jedno ważne pytanie: jakie planujecie inwestycje, które uczynią mieszkańców naszego miasta szczęśliwszymi? Czy jesteście zdanie, że te miliardy na drogi poprawiły jakość naszego życia? Jaki macie pomysł na inwestycje prowadzące do zmniejszenie bezrobocia i pracę dla młodych ludzi po studiach? Dzisiaj przyjeżdżają na białostockie uczelnie, zachwycają się miastem i... wyjeżdżają bo nikt się tu nimi nie przejmuje i nie szuka dla nich zajęć. A pracę na kasie w Biedronce czy Tesco mogą podjąć gdziekolwiek. I na koniec: państwo kandydaci opowiedzcie jak chcecie przywrócić wspólnotę wśród białostoczan. Bo obecnie ona nie istnieje: są anonimowe bloki i wieżowce, pełne anonimowych ludzi, którzy nawet się do siebie nie uśmiechają. Jak chcecie z tym walczyć zamiast np. tak modnie ostatnio szukać w Białymstoku rasizmu i ksenofobii.
Zapraszam Was do dyskusji i przedstawienia planów zamiast dotychczasowego konkursu piękności. Popytajcie białostoczan czego naprawdę chcą i zróbcie to bez propagandowej ściemy i picu.
(Przemysław Sarosiek/ Foto: ASM)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
No pełna zgoda z autorem. Niestety tuskolaski i polinski nie rozumieją co to jest miasto. W Białymstoku robi się wszystko aby był przyjazny dla obcych kierowców. Nie ma w ogóle wizji rozwoju miasta , komunikacji miejskiej, terenów zielonych, obiektów sportowych itd.TO jest ważne dla mieszkańców Białegostoku a nie wasze zasmrodzone drogi. Proszę o statystyki ile powierzchni miasta Białegostoku zajmują drogi bo warto byłoby policzyć i się opamiętać bo niedługo to jak mawiał Kononowicz nie bedzie nic ino asfalt. Ps. również jestem kierowcą.