Reklama

Taka gmina: Nie żałuj umarłych. Pamiętaj o żywych

Nie żałuj umarłych... Żałuj żywych - taką kwestię przeczytałem w jednej z książek dla młodzieży. Jeśli mnie pamięć nie myli to kwestia Albusa Dumbledora wygłoszona do Harrego Pottera. Nie wiem co pozostanie z opowieści o Harrym Potterze za kilka pokoleń. Czy będzie to więcej czy też mniej niż w przypadku "Opowieści z Narnii" czy powieści Tolkiena. Ten cytat zasługuje jednak na pamięć.

Kilka dni temu odwiedziałem cmentarze. Były tam tłumy: 1 listopada ruszyliśmy się z domów, aby posprzątać groby bliskich, złożyć kwiaty, zapalić znicze i pomodlić się za nich. Zazwyczaj były to krótkie modliwy i krótkie wizyty, bo cmentarzy i grobów było tak wiele. Niestety, co roku miejsc do wizytowania będzie nam przybywać i to jest nieuchronne. Staram się nie popadać w patos, ale takie są właśnie koleje życia. Patrząc na tłumy przyszło mi do głowy pytanie: czy tyle samo uwagi co zmarłym poświęcamy żyjącym? I stąd ten cytat z Harrego Pottera. Czy nie jest tak, że żałujemy umarłych i nie żałujemy żywych?

Nie będę uprawiał działalności misyjnej: mamy różne wiary i z różną intensywnością podporządkowujemy im swoje życie. Niezależnie jednak od religii, w którą wierzymy lub w którą wątpimy, powinniśmy więcej uwagi poświęcać ludziom, którzy potrzebują naszej pamięci. Patrząc na to wszystko co dzieje się 1 listopada (włączając w to siebie) zastanawiałem się w jakim  stopniu to fala tradycji ruszyła nas z wygodnych domów, pubów czy też miejsc pracy (lub każdego innego miejsca, gdzie spędzamy większość naszego czasu) i popchnęła na cmentarze, a w jakim stopniu poczucie powinności i potrzeby? A jeśli była w tym wszystkim chociaż trochę poczucia potrzeby i powinności (niechby niewiele) to dlaczego w tak wielkiej części ograniczyła nas ona głównie  do kupienia kwiatów, zniczy i sprzątania zamiast do modlitwy nad grobami naszych zmarłych. W końcu chyba po to głównie ruszyliśmy na cmentarze? A jeśli nawet już nie było potrzeby modlitwy to czemu było tak mało wspomnień? Czemu tak mało czasu poświęciliśmy na pamięć o zmarłych w porównaniu do tego poświęconego na zabiegi o kwiaty, znicze i cmentarne porządki? Skoro w te szczególne dni popadamy w zadumę nad ulotnością życia i tymi, których już wśród nas nie ma, to wypadałoby opowiedzieć o nich choćby dzieciom i tym, którzy ich nie pamiętają. Inaczej pamięć przepadnie. Ja sam nie mogę darować sobie tego, że za życia mojej nieżyjącej już babci nie znalazłem czasu, aby porozmawiać o naszych przodkach, czasach jej młodości, grobach pradziadków i jeszcze dalszych przodkach. Choćby po to, aby o nich pamiętać i 1 listopada poświęcić im krótką myśl. Zawsze brakowało na to czasu (głównie dla mnie), aby się spotkać i porozmawiać i zawsze było jutro. Aż do dnia, kiedy jutra już nie było... Mam nadzieję, że teraz znajdę czas i odwagę, aby takie rozmowy odbyć z rodzicami, którzy też nie są najmłodsi. A potem na to, aby opowiedzieć o tym córce. Nie tylko po to, aby wiedziała skąd pochodzi i kim byli jej przodkowie. Ale głównie dlatego, że człowiek żyje tak długo jak długo trwa pamięć o nim. Nie wiem czyj to aforyzm, ale ma sens.

Obserwując zaduszkowy tłum zacząłem się zastanawiać nad relacjami między żyjącymi. Skoro zadajemy sobie tyle trudu aby odwiedzać groby zmarłych (pomijam, że pochłonięci zakupami coraz bardziej o nich zapominając) to dlaczego z okazywaniem zainteresowania i żalu za bliskimi czekamy tak długo, aż odejdą? Zajęci pracą, zakupami, przyjemnościami i ogólnie realizacją własnych potrzeb, tracimy z oczu najbliższych nam ludzi. Przeważnie w porządku miłości czyli ordo amoris znajdują się wyłącznie ludzie, z którymi mieszkamy lub którzy są nam potrzebni w tej chwili. Ludzi, z którymi więzy uległy rozluźnieniu, spychamy poza pamięć. Przeważnie ofiarami padają rodzice, dziadkowie, dalsi (choć kiedyś bliscy emocjonalnie) krewni, przyjaciele z którymi łączył nas jakiś okres życia lub miejce. Zapominamy o tym, aby pokazać im, że ich pamiętamy. Tymczasem wystarczyłby telefon, mail, list raz na jakiś czas. Coś, co pozwoliłoby utrzymać bliskość i wiedzę co się u nich dzieje. Nie powiem ile razy miałem moralnego kaca dowiadując się o chorobie, nieszczęściu czy śmierci dobrego znajomego, serdecznego kumpla czy koleżanki ze szkoły, z którą kiedyś konie by się kradło. A przecież kiedyś spędzałam z nimi niemal cały mój czas.  Czy teraz byłoby możliwe zrobić coś razem? Nie wiem, ale to już rzecz niesprawdzalna, głównie z tego powodu, że nie dało się szansy. Zaprzątnięci internetem, wiadomościami z Facebooka, pracą pozwalamy ludziom umierać jeszcze za życia zapominając o nich. A potem czytając ich nekrologi lub dowiadując się przypadkiem o śmierci czujemy żal że coś się już skończyło nieodwracalnie. Tak jakby nie skończyło się w momencie, kiedy skazaliśmy ich na własną niepamięć.

Wiem, że tempo współczesnego życia nie pozwala nam na utrzymanie bliskich więzi z wszystkimi bliskimi nam ludźmi z teraźniejszości, nie mówiąc o przeszłości. Mimo to warto poświęcić kilka chwil, aby się do nich raz na jakiś czas odezwać zamiast 1 listopada przeżywać palący żal i wewnętrzny wstyd, że się tego nie zrobiło. I żałować umarłych zamiast tych co jeszcze żyją. A jeśli już rozprawiam  o żalu to nie pamiętam ani jednego człowieka z historii świata ani z bliskich mi osób, który w ostatnich chwilach życia żałowałby, że za mało pracował, nie odwiedził jakichś miejsc czy za mało serfował w internecie lub miał zbyt mało polubień na Facebooku. Pamiętam za to, że żałowali wielu rzeczy, których nie zrobili z rodziną, bliskimi, przyjaciółmi. Żalowali braku wiary, czasu dla Boga... Zresztą różnych rzeczy, ale jednak nie tych, za którymi codziennie gonimy: pracą, pieniędzmi i dostatkiem. Te ostatnie zajmują nam tak bardzo całe nasze dzisiaj, że zapominamy o wczoraj i nie myślimy o jutrze.

Wracając do pamięci wobec tych, którzy jeszcze żyją. Przypomina mi się jeszcze jeden cytat z Tolkiena: "Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają zasługuje na życie. Czy możesz ich nim obdarzyć? Nie bądź więc tak pochopny w ferowaniu wyroków śmierci, nawet bowiem najmądrzejszy nie wszystko wie." Warto pamiętać, że śmiercią za życia nazywa się zapomnienie. Wielu z żyjących na nią zasługuje, ale nie możemy już dać powiedzieć tym którzy odeszli, że pamiętamy. Warto pamiętać zatem o tych, którzy żyją. Jeszcze tu są. Jeszcze mamy szansę.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do