Reklama

Taka gmina: Sprawiedliwość to stan umysłu

Dzień dobry - witam Państwa w dyktaturze. Przesadzam? Wcale nie - od soboty zdaniem niektórych Polska przestała być demokratycznym państwem prawa. Czym się stała? Nie mam pojęcia, ale słuchając lokalnych działaczy KOD, PO i innych protestujących kanap to żyjemy w satrapii rządzonej przez Kaczora-dyktatora. Powód jest banalny - w sobotę weszła w życie nowa ustawa o ustroju sądów. Jedyna z ustaw sądowych niezawetowana przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Nie będę Państwa nudził przypominaniem okoliczności uchwalania tego prawa jak i późniejszymi wetami prezydenta. Przypomnę tylko, że protestujący pod budynkami sądów twierdzili stanowczo, że brak trzykrotnego veto prezydenta spowoduje, że sądy zostaną podporządkowane politykom i będzie to koniec sprawiedliwości w Polsce. Zadziwiające jest nie to, że większość protestujących kompletnie nie miała i nadal nie ma pojęcia przeciw czemu protestuje (przepisy ustawy przeczytał może jeden na tysiąc demonstrantów). Zadziwia mnie fakt, że protestujący bronili sądów, które większość uważa za fatalne.

Tytułem przypomnienia: badania z lutego 2017 roku wykazały, że ponad 50 procent Polaków jest złego zdania o sądach. Większość z nas twierdzi, że "do sądu idzie się po wyrok, a nie po sprawiedliwość". Jedynie 4 proc. badanych sądzi, że w Polsce sędziowie orzekając wyroki nie podlegają żadnym naciskom z zewnątrz. Aż 20 procent Polaków uważa, że taka sytuacja ma miejsce przy większości wyroków. Ponad jedna czwarta z nas nie wierzy w niezawisłość sądów, a ponad 70 procent uważa, że sądy trzeba zreformować. Przypomnę jeszcze jedno: mimo to sędziowie są przekonani, że są nadzwyczajną kastą ludzi, należą się im przywileje i nie powinni podlegać ocenie nikogo innego poza innymi sędziami. Proszę teraz o odpowiedź: co to ma wspólnego z demokracją, która zasadniczo opiera się na tym, że każdy kto ma jakąkolwiek władzę podlega kontroli ludu czyli społeczeństwa? Zna ktoś jakiś przypadek, żeby z woli ludu (społeczeństwa) sędzia poniósł odpowiedzialność za niesprawiedliwe wyroki?

- Sprawiedliwość nie jest wartością w sądach. W sądach wartością jest praworządność. Nie pamiętam żadnego przypadku aby podważono wyrok, bo jest oczywiście niesprawiedliwy jeśli przy tym nie wskazano, że przy orzekaniu naruszono przepisy - opowiadał mi zaprzyjaźniony adwokat, który od ponad 30 lat pracuje w zawodzie.

Wiem, że jego słowa nie są odosobnione. Sędziowie troszczą się głównie o przepisy, treść i interpretację. Koncepcja, że ważniejsza jest sprawiedliwość czyli duch - a nie litera - prawa jest wśród nich bardzo rzadka. Polacy też o tym wiedzą i stąd ta fatalna opinia o sądach. Ale to nie jest jedyny powód. Kilka dni temu wpadł mi w ręce raport Fundacji Court Watch. Badała ona sędziów zadając im prawie setkę pytań w różnych kwestiach. To co mną wstrząsnęło, to fakt, że 48 procent przebadanych sędziów przyznało, że kierownictwo sądu wywierało na nich presję orzekania w konkretnych sprawach w określonym czasie, a 13 proc. sędziów przyznało, że musiało orzekać zgodnie z wytycznymi sędziów tego samego szczebla. Ponad jedna piąta sędziów przyznała, że orzekała pod presją mediów, a ponad jedna trzecia ma świadomość, że ich awans zawodowy nie jest uzależniony od ich wiedzy i spraw merytorycznych. Jeśli to nie jest kryzys wymagający ostrych zmian to co to jest?

Argument, że lekarstwo proponowane przez PiS jest gorsze od choroby nie jest wcale taki oczywisty. Przypominam, że Sejm, Senat i Prezydenta raz na jakiś czas wybieramy. Kiedy jesteśmy z kogoś z nich niezadowoleni skreślamy nazwisko delikwenta wybierając kogoś innego lub wskazując inną partię. A jaki mamy wpływ na sędziów?  Nie mamy go wcale - nawet w wersji pośredniej. Miliony Kowalskich nie ma nawet teoretycznej możliwości kontroli: sędziowie sami wybierają kandydatów do zawodu, sami kontrolują już wybranych sędziów i sami oceniają nawzajem własną pracę. Zestawiając te jednostkowe wyroki skazujące sędziów za ich przewiny z wynikami podanych wyżej badań, trudno wierzyć, że to środowisko jest w stanie samo się oczyścić. Co więcej - mam niemal pewność, że skoro jedna piąta wyroków jest wydawana pod naciskiem dowodzi, że nie były one niezawisłe. Jak się to ma do tylko kilku procent wyroków, które są uchylane lub zmieniane w procesie odwoławczym? Odpowiem: mamy niesprawiedliwość w majestacie prawa, bo skoro nie zostały naruszone przepisy to wyrok musi się ostać. Czy duch tych przepisów i idea sprawiedliwości nie ma żadnego znaczenia? Dlatego nie bulwersuje mnie fakt, że posłowie, senatorowie, ministrowie czy wreszcie prezydent, na których wpływ przy pomocy wyborczej kartki, mogą wpłynąć na wybór prezesa sądu. Skoro to prezes nadzoruje bezpośrednią pracę podwładnych, z których wyboru pochodzi, to jaki ma interes w tym, żeby się im narażać? Żaden! Lepiej narazić się Kowalskiemu skarżącemu się na szeregowego sędziego. Kowalski - jak się go oleje - może się jedynie skrzywić i zakląć. A i to po cichu, bo za głośniejsze słowo, dostnie grzywnę za obrazę sądu.

Nie widzę też w tym nic złego, że sędziowie będą do spraw losowani. Dziwię się, że tak nie jest od dawna. Pozorna korzyść z obecnego stanu rzeczu polegająca na przydzielaniu speców od przestępstw drogowych do sądzenia sprawców wypadków nie jest wcale taką wielką wartością. Skoro jedna piąta z tych speców podlega naciskom, to wolę zaryzykować, że sędzia kodeks drogowy przed wyrokiem będzie czytał dziesięć razy, a nie po raz zrobi tego po raz setny.

Sędziowie są świadomi, że są poza kontrolą. Kto bywał w sądzie ten wie: kultura sali sądowej to inny świat. Język, obyczaje, zachowanie sędziów powodują, że majestat Rzeczypospolitej,w imieniu której wydają wyroki, wydaje się dla nich ich osobistym przywilejem. Zachowują się tak jakby rodzili się togach z łańcuchem u szyi i młotkiem w garści. Zachowanie sędziów w sądach jest niezrozumiałe, a oni sami nie zadają sobie najmniejszego trudu, aby takim się stało. Bywając w sądach miałem czasem wrażenie, że wierzą, że ta Rzeczpospolita to tylko i przede wszystkim oni.

- Kiedy wszedłem na salę rozpraw miałem wrażenie, że trafiłem przed oblicze jakiegoś władcy. Sędzia zachowywał się, jakby był o kilka poziomów lepszy, a mnie się przypominały sceny z filmów jak szlachcic traktował chłopa. Szlachcic siedział w todze, a ja byłem jego poddanym. Sędzia nie dość, że zwracał się do mnie lekceważąco w trzeciej osobie, to jeszcze kazał się tytułować. Strofował mnie jak gówniarza, a kiedy zacząłem się jąkać z wrażenie to zaczął drwić - opowiadał znajomy, nauczyciel jednego z białostockich gimnazjów. Człowiek prawie pięćdziesięcioletni, po dwóch fakultetach. Dodam jeszcze: nie był tam w roli oskarżonego, był świadkiem. Zaintrygowany zadzwoniłem do znajomych. Nie wszyscy mieli w sądzie tak traumatyczne przeżycia, ale wszyscy mówili takie same zdania: "Zero empatii; sędziowie się wywyższają; traktują człowieka przedmiotowo i pokazują, że się dla nich nie liczy".

Zastanowiłem się. Znam wielu sędziów. Z kilkoma przed którymi studiowałem. I faktycznie: przez te lata paradowania w todze nabrali zadziwiających manier: wywyższania się, monopolu na prawdę i przekonania o własnej wyjątkowości. Słuchając ich mam wrażenie, że stracili kontakt z otoczeniem i światem, na którym żyją przeciętni ludzie. Czy to znaczy, że reforma sądowa potrzebna jest by nauczyć manier sędziów a dla savoir vivre warto narażać zasadę niezawisłości sądownictwa? Odpowiedź brzmi nie. Ale też nie chodzi tu tylko o kulturę, bo ona jest objawem. a nie przyczyną problemu z sądami. Rzeczywisty powód reformy jest banalny: każdy z nas idąc do sądu oczekuje sprawiedliwego wyroku. Nie musimy się z nim zgadzać i pewnie, kiedy nie będzie po naszej myśli to pojawi się w nas wewnętrzny sprzeciw. Ale nie w tym kłopot, tkwi on w tym, że obecnie już przed wyrokiem nie oczekujemy po sądzie sprawiedliwości. I to co dzieje się w czasie rozprawy nie przekonuje nas, że rozstrzygający sędzia zaprząta sobie umysł tym, żeby sprawiedliwości stało się zadość. A przecież - parafrazując Mahatmę Gandhiego - powinniśmy oczekiwać, że "sprawiedliwość to stan umysłu" dla każdego człowieka w todze i z orłem na piersi. Dopóki tak nie jest to żadna reforma nie będzie zbyt daleko idąca. Bo władzę mogę  zmienić, ale tylko sędziowie mają prawo zmieniać się sami. Przykro mi, ale to nie działa. Więc wolę, żeby to władza zmieniła sędziów, skoro oni sami tego nie robią. Jestem zwolennikiem tego, aby sędziów również wybierać. Co złego byłoby w tym, żebyśmy sędziów na przykład wskazywali w wyborach: w USA niektórzy członkowie palestry pochodzą z wyborów. W Niemczech, Austrii, Holandii polityce mają realny wpływ na to, kto zostaje szefem sądu. I nikt nie ogłasza tam z tego powodu końca demokracji i początku dyktatury.

Czy nowa ustawa naprawdę oznacza koniec demokracji i początek dyktatury? Mam odmienny pogląd: dopóki możemy swobodnie zmieniać rządzących dopóty będziemy mieli demokrację. A nie widzę związku między ustawą (zadałem sobie trud i przeczytałem ją całą w przeciwieństwie do większości protestujących), a możliwością odwołania wyborów lub ich sfałszowaniem. I jeśli już o tym mowa: skoro demokracja nie upadła w 2014 po wyborach samorządowych, gdzie w majestacie prawa nieważne okazały się dziesiątki tysiące głosów, a partia z marginalnym poparcie okazała się ich triumfatorem, to widać jest wytrzymalsza niż się wydaje. Wtedy wątpliwości w sprawie demokracji określono "odmętami szaleństwa", obecnie obroną praworządności. Zaś co do dyktatury to obecnie mamy ją w majestacie praw: to dyktatura sądów. Obecnie każdego kto ma publiczny mandat do władzy można w ramach wolności słowa krytykować i oceniać. Każdego z wyjątkiem sędziów i ich wyroków. Bo gdy napisze się lub powie coś krytycznego o wymiarze sprawiedliwości to natychmiast poprawni politycznie syczą z dezaprobatą mówiąc, że wyroki sądów trzeba szanować tak jak i tych którzy je wydają. Straszą kodeksami i karami za krytykę. Przypominam zatem syczącym, że wyroki demokracji także należy szanować, a w ramach tego wyroku wybrano taką większość, która w kampanii zapowiadała radykalne reformy sądów i teraz je realizuje. Przypominam: miarą dyktatury sądów jest przekonanie większości Polaków, że do sądu idzie się po wyrok, a nie sprawiedliwość. A tą ostatnia nie gwarantują wcale sądy, ale wciąż jest tylko stanem umysłu.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do