
Wigilia i Boże Narodzenie to tradycyjny czas łamania się opłatkiem i składania życzeń. Kiedyś były to kolorowe pocztowe świąteczne kartki słane do rodziny, przyjaciół i znajomych. Potem zaczęły je zastępować sms-y, a wreszcie pojawiły się życzenia słane mailami, komunikatorami internetowymi. No i życzenia ogłaszane w mediach społecznościowych: najpopularniejszym w Polsce Facebooku, ale i Twitterze, Snapchacie i innych.
Najbardziej osobiste jest jednak ciągle łamanie się opłatkiem. W najważniejszy z wieczorów czyli Wigilię białym płatkiem łamiemy się z najbliższą rodziną. Z przyjaciółmi czasami łamiemy się przed lub po Wigilii: podczas okazyjnych Wigilii lub świątecznych lub poświątecznych wizyt. Z tymi ludźmi dzielimy się zawsze z najbardziej serdecznych powodów: bo chcemy. Czasami nie ma na to szans: jeśli nasi bliscy z jakichkolwiek powodów wyjechali lub jesteśmy z nimi zwaśnieni. W tym pierwszym przypadku kontakt osobisty zastępuje z biedą telefon lub inna forma internetowej komunikacji. A w przypadku kłótni i obrazy? Tutaj wigilijny nastrój pomaga przełamać lody, urazy i wzajemne żale. Nie chcę słuchać argumentów, że to sztuczne, nieprawdziwe i generalnie fałszywe i trąci hipokryzją. Każdy powód, żeby skończyć międzyludzkie waśnie jest dobry, a ten - bożonarodzeniowy - jest jeszcze lepszy, bo ewidetnie staramy się być wtedy lepsi niż potrafimy to na codzień. Ale... są sytuacje, kiedy faktycznie myśl o łamaniu się opłatkiem powoduje stężenie mięśni odpowiedzialnych za uśmiech, a człowiek zaczyna szczerzyć zęby i warczeć życzenia z chęcią gryzienia lub plucia. Samokrytycznie przyznaję, że przy paru osobach tak właśnie mam.
Pierwsza pewnie nie wzbudzi zaskoczenia: to białostocki prezydent Tadeusz Truskolaski. Świąteczna atmosfera bynajmniej nie łagodzi żaru moich uczuć wobec tej osoby. I żeby nie było nieporozumień: serdecznie nie znoszę go nie dlatego, że mnie coś osobiście zrobił. Wedle mojej najlepszej wiedzy bardzo chciał, ale mu nie wyszło. Starał się zaszkodzić moim bliskim ale i to też mu się nie powiodło. I też nie o to mam pretensje. Nie trawię gościa, bo uosabia wszystkie te ludzkie wady, wobec których nie jestem w stanie zdobyć się na wyrozumiałość: butę, arogancję, złośliwość i gigantyczną wręcz hipokryzję. Nie wiem czy oceniam go w pełni sprawiedliwie: piszę to co widzę w nim na codzień. Mimo to pewnie połamałbym się z nim opłatkiem, choć życzenia wypadłyby zgrzytliwie.
- Zmądrzej i spokorniej Pan choć trochę. Choćby tylko na Święta - usłyszałby, gdyby przyszło nam stanąć przy wigilijnym stole.
Drugą jednostką, z którą łamanie opłatkiem przyszłoby mi z trudnością jest Jarosław Dworzański. Eks-marszałek ma to dokładnie to samo co poprzedni opisany bohater tyle, że połączone jest takimi pokładami pychy, że... zęby bolą i twarz drętwieje. On już się przekonał jak smakuje hipokryzja, kiedy się jest jej ofiarą. Przeżył wybory partyjne w PO, których kiedyś był czarnym bohaterem i beneficjentem, a teraz wystąpił jako ofiara. Jemu życzyłbym serdecznie, aby z tych bolesnych doświadczeń cokolwiek zastosował w praktyce. Wtedy wszystkim mu bliskim zawodowo i politycznie żyłoby się prościej.
Pozostali antybohaterowie mojego opłatka i Wigilii są zbiorowi: to działacze KOD, PO i Nowoczesnej. Miałbym drobniutki opór przed łamaniem się opłatkiem ale znacznie większy z dyplomatycznym składaniem życzeń. Czemu? Bo jak taktownie życzyć komuś, aby odzyskał rozum i przestał mylić propagandę z rzeczywistością? I nie piszę tego z punktu widzenia Pisiura, którego świat zaczyna się od słów Jarosława Kaczyńskiego, a kończy na przekazie dnia wysyłanego sms-em. Słów wodza nie studiuję (przynajmniej nie często), a sms-ów z przekazami (o ile czasami trafią pod mój numer) generalnie nie czytuję. Piszę co myślę, a jedyna zapłata jaką za to mam to honorarium wysyłane mi przez naczelną. O kwocie nie wspomnę, bo w dniu dzisiejszym wypada mówić ludzkim głosem.
Na koniec krótkiego świątecznego felietonu napiszę tylko jedno: z każdym z wymienionych usiałbym do stołu, dzielił się opłatkiem i pewnie tylko do ucha wyszeptałbym to co powyżej. Po pierwsze dlatego, że chrześcijan obowiązuje miłosierdzie (w Wigilię w szczególności). Po drugie bo Polacy nie powinni nieustannie się kłócić, a czasami wręcz mają obowiązek być razem. A po trzecie, bo jestem cholerykiem z natury i najpierw nawymyślam, a potem - kiedy już ochłonę - gotów jestem wszystko wszystkim wybaczać.
Dlatego WSZYSTKIM z Czytelnikami DDB na czele ŻYCZĘ WESOŁYCH ŚWIĄT z wymienionymi powyżej włącznie.
Przemysław Sarosiek
P.S. A propos ostatniego akapitu: w komedii Barei była kiedyś świetna scena, kiedy to w kilku scenach z Wigilii lecą kolędy śpiewane przez różne polskie rodziny. A na koniec pułkownik Molibden z towarzyszem generąłem zawodzi "Podmaskowskoje wieczeria"... Życzę wszystkim rodakom, aby dziś i w przyszłości Molibdenów wśród nas nie było niezależnie od tego co myślimy i jak bardzo się różnimy.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie