
Co najmniej do 31 stycznia potrwają obostrzenia, ograniczające bądź wstrzymujące działalność szeregu branż. Nie ma co jednak spodziewać się, że z początkiem lutego nastąpi duże poluzowanie i odmrożenie gospodarki. Z wypowiedzi przedstawicieli rządu wynika bowiem, że takie sektory jak np. gastronomia są ostatnie w kolejce do pełnego otwarcia. O sytuacji biznesu w czasach pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 rozmawiamy z Andrzejem Parafiniukiem (na zdjęciu), który przez 22 lata przewodził Podlaskiej Fundacji Rozwoju Regionalnego, realizując w tym czasie szereg projektów i współpracując z setkami przedsiębiorców z regionu.
Piotr Walczak, Dzień Dobry Białystok: Zamknięcie branży fitness, hoteli, sklepów w galeriach handlowych czy ograniczenie działalności gastronomii... Niektórzy już zwijają interesy. Niemało jest zdań, m.in. organizacji zrzeszających przedsiębiorców, że niektóre sektory powinny zostać otwarte, z zachowaniem reżimów sanitarnych, bo i to nie one są głównymi miejscami, gdzie dochodzi do zakażeń. Mowa choćby o basenach czy siłowniach.
Andrzej Parafiniuk: Zdecydowanie trzeba się zgodzić z opinią przedsiębiorców. Nikt nie przedstawił wyników badań czy konkretnych statystyk, które uzasadniałaby zamykanie właśnie tych branż w szczególności! Rozgoryczenie tym większe, że restauratorzy i hotelarze błyskawicznie dostosowali się do wyśrubowanych restrykcji epidemicznych, nierzadko inwestując w to swoje oszczędności zachowane na rozwój!
Jeśli do tego dołożymy aspekt społeczno - zdrowotny, to wręcz aż się prosi, by powiedzieć w imieniu tych branż: pokażcie kolejne wymagania, ale nie zamykajcie ich zupełnie.
Pomijam fakt, że np. basen albo siłownia jest często elementem terapii zdrowotnej, rehabilitacyjnej.
No i faktem jest, że coraz częściej pojawiają się ogłoszenia o sprzedaży wyposażenia lub wręcz całych biznesów...
W innych krajach też biznes nie ma lekko. Jak pan stawia, kiedy gospodarka wróci do równowagi? Albo inaczej: w jaki sposób się zmieni? Bo chyba nie ma wątpliwości, że po pandemii zmian w prowadzeniu firm będzie dużo.
- Gdybym potrafił przewidywać przyszłość, to zapewne inaczej toczyłyby się moje losy, ale na szczęście nie potrafię. Prosta jednak odpowiedź jest taka: większość ekspertów z najróżniejszych dziedzin gospodarczych wiąże to z doprowadzeniem do odporności populacyjnej, to zaś uzależnia od zaszczepienia odpowiedniej wielkości populacji.
Po wygaszeniu pandemii gospodarka wróci do normalności szybciej niż dziś się nam wydaje. Choć z pewnością będzie to inna normalność niż ta, do której byliśmy przyzwyczajeni. W ciągu tego roku pokazaliśmy zdolność do przeprowadzania szybkich zmian, które wcześniej były nie do pomyślenia, zarówno w sferze społecznej, jak i biznesowej.
W Polsce przeszliśmy błyskawiczny kurs edukacji cyfrowej i wiele straszydeł, takich jak powszechne używanie kart płatniczych czy handel i płatności internetowe, przestało straszyć. Sporadycznie stosowane do tej pory narzędzia stały się z dnia na dzień powszechne - np. komunikacja, edukacja i praca zdalna.
Przedsiębiorcy niemal natychmiast odnaleźli się w kompletnie nowej rzeczywistości. Automatyzacja procesów, generalnie cyfryzacja wielu obszarów działalności, praca zdalna, odpowiedź na zmienione zachowania konsumentów - to świadectwa niesamowitej zdolności adaptacyjnej, także polskich przedsiębiorców.
Normalność, nawet ta inna, nie będzie jednak miała szans na dłuższe trwanie, jeśli władze najróżniejszych szczebli nie wezmą się poważnie za przeorganizowanie sfery ochrony zdrowia, której wątłość i wpływ na gospodarkę obnażyła pandemia.
Mamy w regionie firmy z branży przemysłowej, które chcą zatrudniać. Ba, menedżerowie mówią wręcz w mediach, że niestety nie ustawiają się do nich kolejki chętnych do przebranżowienia się.
- Już od kilku lat mamy ewidentny rynek pracownika, czyli sytuację, gdy rozwój gospodarczy wymaga zwiększania zasobów pracy w firmach, a rynek pracy ich nie dostarcza i pracobiorcy stawiają warunki. Dlatego przedsiębiorcy, szybko dostrzegając ten stan, od wielu lat w najróżniejszy sposób inwestują w swoich pracowników, by ich nie stracić. Jeżeli jednak do takiej sytuacji dołożymy absencję wynikającą z obostrzeń pandemicznych, jak kwarantanny, opieka nad dziećmi itd., to sytuacja się jeszcze bardziej komplikuje, bo to już nie rynek pracy reguluje relacje pracodawcy i pracownika, ale czynniki obiektywne, niezależne. Pamiętajmy też, że przez ostatnich kilka lat, dzięki wsparciu socjalnemu, wzrósł nieco wskaźnik tzw. bezrobocia naturalnego. Dlatego nie za bardzo jest kogo przebranżowić. W takiej sytuacji, gdy pandemia się skończy, wspomniany rynek pracownika może się jeszcze pogłębić, a to może istotnie podnieść koszty osobowe firm.
Czym obecny kryzys różni się od tego z 2007/08/09 roku?
- Poza ogromnymi spadkami na giełdach i wahaniami cen surowców, to zupełnie różne kryzysy. Kryzys 2007 - 2009 był kryzysem czysto finansowym i właściwie realizował się w świecie wielkiej finansjery - banków i innych instytucji finansowych. Wynikał z pęknięcia nadmuchanej bańki różnych instrumentów finansowych. Oczywiście miał wpływ na przysłowiowego Kowalskiego, który raptem nie mógł już tak łatwo otrzymać kredytu, zwłaszcza hipotecznego, jak też na przedsiębiorców, którym również postawiono bardzo wysokie wymagania kredytowe.
Wielu też ucierpiało na jednym ze wspomnianych instrumentów finansowych, czyli opcjach walutowych. Nie było również powszechnej, czysto ludzkiej paniki, którą mogliśmy zaobserwować na początku obecnego kryzysu. Ten bowiem dotyka potencjalnie każdego z nas i jego największą wartość, czyli zdrowie i życie.
Kiedy zbankrutował bank Lehman Brothers, nikt nie robił zakupów na zapas i nikt nie zamykał całych branż. Dzisiejszy kryzys wzbudził powszechny, czysto ludzki strach i wynikające z niego często irracjonalne decyzje. Dziś tzw. zwykły przedsiębiorca, zwłaszcza w branżach usługowych opartych na bezpośrednim kontakcie z klientem, po prostu jest zmuszony zamknąć drzwi i koniec. A szczególnie tu strat po prostu nadrobić się nie da, bo np. nikt dwa razy tej samej nocy w hotelu nie spędzi. Kryzys pandemiczny ma więc bezpośredni, często życiowy wpływ na biznes.
Sądzę jednak, że oba miały jedno podłoże. Paradoksalnie były wynikiem długotrwałego wzrostu, który powodował swoiste uśpienie i nonszalanckie myślenie, że nic złego stać się nie może. Często zapominamy o maksymie "si vis pacem, para bellum", czyli: jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny. Nie możemy o niej zapomnieć, bo przed światem kolejne wyzwania i zagrożenia.
Gdy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu, przytaczał pan słowa przedsiębiorców, iż najgorsza jest niepewność: lockdown i czas jego trwania, tarcze i ich zasięg itd. Dziś największą przeszkodą w prowadzeniu biznesu też jest niepewność, czy coś innego? Może niektórzy nauczyli się żyć w świecie epidemii?
- Sytuacja specjalnie się nie zmieniła. Mamy bowiem kolejny lockdown, właśnie przedłużony do końca stycznia. Ogłoszona też została kolejna tarcza 6.0. Fakt, że gdyby nie tarcze antykryzysowe skala upadłości i zamykania firm w ubiegłym roku byłaby znacznie większa. Niepewność pozostaje, bo gospodarka jest zamykana trochę w oparciu o przypadkowe podstawy i zbyt nagle. Np. tzw. branża HoReCa, czyli hotele, restauracje, catering, po letnim gojeniu ran zaczęła się przygotowywać do odrabiania strat w sezonie zimowym i została zaskoczona kompletnym zamknięciem, z trudnym do przewidzenia terminem jego zakończenia. To drugie uderzenie może być dla wielu zabójcze. Już dziś wiadomo, że liczba upadłości w tej branży była o 186 procent wyższa niż rok wcześniej.
Wprawdzie wielu przedsiębiorców przystosowało swoją działalność do pandemii, choćby szerzej wprowadzając cyfryzację, albo może właśnie lepiej to pan określił - nauczyło się z nią żyć, jednakże obecnie zaczynają jeszcze bardziej odczuwać czysto finansowy wpływ pandemii. W ubiegłym roku niewypłacalność firm zwiększyła się o 22 proc. Jak wynika z badania Banku Światowego i PARP, nadal większość przedsiębiorstw obawia się spadku sprzedaży, przy jednocześnie niezmienionych lub wyższych kosztach. Dlatego kolejne wsparcie publiczne - nieuniknione - będzie musiało spojrzeć trochę wnikliwiej na sytuację firm niż głównie przez pryzmat ich wielkości lub branż. Na szczęście są też symptomy optymizmu, czego podlaskim przedsiębiorcom serdecznie życzę.
Dziękuję za rozmowę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie