
Krzysztof Truskolaski, podlaski poseł Nowoczesnej złożył zawiadomienie do prokuratury. We wniosku do Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe młody parlamentarzysta poinformował o podejrzeniu nadużycia uprawnień przez Bartłomieja Misiewicza.
Krzysztof Truskolaski twierdzi, że naruszony został artykuł 231 kodeksu karnego, w którym mowa o funkcjonariuszu publicznym przekraczającym swoje uprawnienia lub nie dopełniającym obowiązków, który działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Takie przestępstwo jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 3.
Truskolaski junior po złożeniu wniosku poinformował dziennikarzy:
- Dość arogancji władzy. Niech rząd PiS zajmie się pracą, a nie rozbijaniem się służbowymi samochodami. Chcę wyjaśnienia nie tylko, czy pan Misiewicz przyjechał do białostockiego nocnego klubu służbową limuzyną, ale też – jak twierdzą świadkowie – czy Żandarmeria Wojskowa stała przed klubem i go pilnowała.
Krzysztof Truskolaski wytknął rzecznikowi MON, że "nawet nie ma uprawnień, aby kierować apteką, bo nie udało mu się zostać nawet magistrem farmacji”. Nawiązał w ten sposób do przeszłości Misiewicza. W zawiadomienie Truskolaski opisał wydarzenia z 19 stycznia. Wtedy właśnie Misiewicz późnym wieczorem bawił się w klubie studenckim WOW. Zdaniem Truskolaskiego i doniesień tabloidów dotarł tam służbową limuzyną i korzystał z ochrony funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej. Truskolaski uważa, że Misiewiczowi towarzyszył Sebastian Łukaszewicz, doradca ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela. I to właśnie jego wskazał jako świadka. Wskazał też, że dowodem w sprawie mogą być nagrania z miejskiego monitoringu.
Krzysztof Truskolaski wcześniej zwrócił się z prośbą do służb podległych jego ojcu Tadeuszowi, aby te udostępniły nagrania. Spotkał się z odmową.
(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)
KOMENTARZ
Krzysztof Truskolaski nie pominie żadnej okazji do kompromitacji. Młody poseł Nowoczesnej, któremu zdarzało się w kampanii wyborczej mijać z prawdą, postanowił zabawić się moralistę. Byłby bardziej wiarygodny w roli człowieka tropiącego nadużycia władzy, gdyby nie miał na koncie m. in. mało zaszczytnego 3. miejsca wśród posłów najczęściej korzystających ze służbowych podróży samolotem. W sumie Krzysio-lotnik przelatał 70 tysięcy złotych podóżując do Reykyaviku i Nowego Yorku i zapewne nie uważa tego za nadużycie władzy, ale za należny mu przywilej. Kolejnym żartem jest demonstracyjne zwracanie się do ojca-prezydenta o oficjalny zapis z monitoringu spod klubu. Takie gesty trącą groteską. Natomiast farsą jest oskarżanie o nadużywania składane przez posła partii, której szef wykorzystywał publiczne środki do romantycznych wypraw. I przypominam: kpiną z wyborców były wyjaśnienia Krzysia Truskolaskiego, że własną - kosztowną - kampanię wyborczą sfinansował z kieszonkowego i tego co odłożył przez okres studiów.
Sprawa Misiewicza powinna zostać jednoznacznie wyjaśniona, bo baśni i mitów wokół niej jest więcej niż w bajkach Andersena. Ale wnioski do prokuratury składane w tej sprawie przez latorośl rodu Truskolaskich przypominają zachowanie diabła, który przebrał się w komżę i ogonem na mszę dzwoni.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Strach klapę od sedesu podnieść, bo w środku może być ten żałosny facecik. Nie umie błysnąć w Sejmie, na niczym sie nie zna, to robi zamieszanie w Białymstoku.