Plucha, roztopy, rządowe wtopy. Nie chcieliście ciepłej wody w kranie, to macie zimne błoto na butach. Mówiąc metaforycznie. Jak twierdzę od tygodni: cały czas jest śmiesznie. A już najśmieszniej spłacającym kredyty, którzy płacą więcej, bo nieodpowiedzialni rządzący dobili wartość złotówki. #dobrazmiana jak #biegunkazrana.
25 stycznia
Obejrzałem trzy polskie filmy. "Hiszpankę", "Anatomię zła" i "Karbalę". Wszystkie trzy jakoś jednak zasmucają. "Hiszpanka" to oczywiście nieznośny bełkot przebrany w szaty narracji ezoterycznej. Że czasy międzywojnia obfitowały w przeróżne spirytystyczne stowarzyszenia, że ziarna zasiane przez Bławacką, czy innego Rasputina nadal kiełkowały, jasna sprawa. Na Wyspach Brytyjskich w najlepsze działał przecież Crowley. Sęk w tym, że Łukasz Barczyk zamiast ukręcić z fajnego i całkiem nowatorskiego pomysłu fajne, lekkie steampunkowe kino z celem czysto rozrywkowym, wymemłał absolutny bełkot.
"Anatomia zła" toz kolei niby oparty na faktach zapis zamachu na "grubego psa" a więc niewygodnego oficera policji, jaki organizuje związane z wywiadem lobby. Jak sugeruje rozwinięcie i finał, twórcy chcieli zbliżyć się do czarnej komedii w stylu coenowskim, czyli okolic "Fargo", czy może "Tajne przez poufne". Tyle, że w polskich warunkach. Ale i tu odezwała się narodowa siermięga. Niektóre wątki dodane kompletnie bez uzasadnienia, większość ról zagrana tragicznie źle, wręcz wołająca o pomstę do nieba. I niekoniecznie przekonujący, mimo aktorskiego kunsztu, Krzysztof Stroiński. Bardzo zły film. Najbardziej szkoda dziewczyny, która w takim chłamie musiała pokazać cycki. Szczęśliwie ostatnio pokazała je w lepszym obrazie.
Na koniec "Karbala", polska niby-odpowiedź na "Black Hawk Down". Robiony na raty, za psie pieniądze koszmarek o tym, jak bohaterscy polscy okupanci pacyfikują barbarzyński zryw ludności okupowanej. Jasne, że w kinie amerykańskim robi się podobne obrazy. Z przerwami na filmy rzetelne, jak choćby "Pluton" Olivera Stone"a. Sęk w tym, że w polskim wydaniu znowu jest to siermięga i bieda. Biedawood. Pomijam kwestie etyczne. Czyli to, jak zareagowalibyście, gdyby oto bohaterscy okupanci pacyfikowali barbarzyński zryw ludności okupowanej w Warszawie w 1944. Czujecie w ustach pewną gorycz po przeczytaniu tej linijki? A, no właśnie.
***
Sieć kilka dni temu obiegł arcyzabawny mem. Zdjęcie Karola Wojtyły z cytatem "Miłość jest prawem. Miłość podług woli". Jak się okazuje, mem ów, jako dowód na wielkość myśli papieża-Polaka pojawiać się począł na facebookowych fanpage"ach zrzeszających użytkowników wyznania katolickiego. Spotykał się tam z w miarę powszechną aprobatą. Ucieszyło mnie to niezmiernie. Nie dlatego, żebym pochwalał myśl katolicką, czy chrześcijańską. Dlatego, że cytat ów wcale nie pochodzi z jakiejkolwiek publikacji Wojtyły, a z "Księgi prawa", to jest z Aleistera Crowleya. Zaprawdę trudno o celniejszy trolling, niż włożyć katolikom w usta słowa jednego z wybitniejszych antychrystów XX wieku i sprawić, że będą je sobie powtarzać jak w trakcie zabawy w głuchy telefon. Inna sprawa, że to kolejny dowód na to, jak dobrze wyznawcy znają swoją doktrynę. Oraz doktryny z nią sprzeczne i często stawiane pod ich chrześcijański pręgierz.
26 stycznia
Facebook ekscytuje się filmem "Revenant", a TVN24 puszcza kleksy w kwestii, czy Leonardo diCaprio dostanie w tym roku Oscara. Oscara, którego regularnie nie dostaje ponoć przez to, że kiedyś, gołowąsem jeszcze będąc, a więc po "Titaniku" zrugał komisję, że Oscara mu nie przyznała. Czyli takie zamknięte kółko. Ja tymczasem postuluję, by i reżyserowi owego, i diCaprio przyznać nagrodę Polskiego Związku Chodziarstwa oraz Tatrzańskiego Parku Narodowego. Pierwszą za promocję chodzenia, jako sportu zdrowego, potrafiącego wyleczyć ze śmiertelnych ran doznanych od niedźwiedzich pazurów. Drugą, za bycie najlepszą reklamą społeczną dotyczącą zachowania w pobliżu niedźwiedzi. Niedokarmiania, niezbliżania się do młodych i tak dalej. Innych wartości w owym filmie nie widzę. No, może poza dobrą rolą Toma Hardy"ego. Ale ten facet złych ról nie miewa. O czym przekonuje choćby inny film, "Legend". Ale i ten ma swoje wady, bo gdzie startuje w konwencji a"la wczesny Guy Richie, tam kończy przyciężkim melodramatem, ckliwym i łzawym jak wieczorne modlitwy Małgorzaty Kożuchowskiej.
Uwaga, obrazek jest spoilerem.
***
Wiele się mówiło o bizantyńskim dworze Donalda Tuska. Oddać należy jednak, że prezencję były premier miał prawidłową. Jak również większość jego ministrów, wspominając choćby nielubianych przeze mnie: Radka Sikorskiego i zwanego "Lolo Pindolo" Sławomira Nowaka. Dziś za tym lookiem się tęskni. Nawet nie z perspektywy Jarka o krótkich łapach, ale jego (bo przecież nie Szydłobroszki) gabinetu. Szczególnie w oczy kole minister Waszczykowski. Niby obyty w świecie, a wąs przestraszliwy. Niby bywały na salonach, a marynarki nosi jak namioty. Trochę zrozumiałe, bo wszak jest grubasem. Ale czy nikt nie powiedział mu, że grubemu w luźnym zawsze gorzej niż w kusym? Bo za duże jeszcze powiększa? Jego szkaradny lans bije w oczy bardziej, niż jego szkaradna niekompetencja. A to wszak szef MSZ. I tak to będą nas widzieć w świecie. Nas, Polaków. Sądząc po ministrze - ludzi o sznycie i aparycji furmana.
28 stycznia
W środę wieczorem PiSowska wierchuszka zebrała się w Pałacu Prezydenckim, by wzajemnie ze swoich ust spijać frukta prowadzonej przez ostatnie miesiące destrukcji naszego kraju. Tradycyjnie zbłaźnił się prezydent Duda, który ponoć na imprezie na którą zaprosił tylko PiS, wygłosił przemówienie o konieczności zasypywania podziałów. A ja zastanawiam się nad jednym...
Normalny, zdrowy psychicznie człowiek, nawet jeśli jest do swoich działań przekonany, posiada zazwyczaj zdolność przynajmniej delikatnego abstrahowania od nich, wzniesienia się na wyższy poziom, czy odejścia na dystans z którego jest w stanie szerzej ocenić swoje działania. Zweryfikować je, popatrzeć na nie – jeśli trzeba – krytycznie. Czasem, w przypadku co zdolniejszych jednostek, nawet nazbyt krytycznie. Obóz władzy tych zdolności nie ma.
Indywidua pokroju Waszczykowskiego, Jakiego, Kempy... w sumie wymieniać nie ma sensu, bo cały ten obóz tak ma. Indywidua te nie mają nawet przebłysku wątpliwości cechujących człowieka inteligentnego. Niezłomni są jak najwybitniejsi z NKWDzistów. Swemu celowi oddani i weń zapatrzeni w sposób dla mnie kompletnie poza intelektualnym pojęciem. Ale to nie jedi, rozumiejący tajemnice wszechświata, a ludzie zwyczajnie zbyt prości, żeby spojrzeć szerzej. Nie, nie bronię miałkich i intelektualnie nieciekawych etatystów poprzedniej ekipy. Choć może jednak lepszy nudny urzędas nażarty ośmiorniczkami, niż małpy z brzytwami w pogoni za kokosem.
***
Trwają dalsze medialne czystki w jedynych słusznych mediach. Czyli nadal jest zabawnie. I tak sobie myślę, że skoro moje kolejne dziary nadal się doskonale goją, jak już wyleją mnie ze wszystkich możliwych mediów, zawsze mogę liczyć na karierę... w cyrku. Co jednak jakoś cieszy. Ze złej sytuacji zawsze jest jakieś wyjście. To zdanie powinno być w najbliższych miesiącach, a może i latach, naszym narodowym mottem. I tym optymistycznym akcentem...
Komentarze opinie