Zawsze mówię, że najlepszą metodą walki ze złem jest obśmianie go. Zło wyśmiane jawi się bowiem nie jako jakaś kolubryna, która pakuje pociski w ściany cywilnych budynków Petersburga, ale strzelające gnojówką najwyżej działo samobieżne, którego obsługanci przewracają się na potęgę, jak w slapstickowej komedii.
Chciałem więc wytatuować sobie na ramieniu czerwoną przepaskę. Z białym okręgiem w środku. A w nim... myszkę Miki. Z napisem: "Miki Raus". Grubo? Może i grubo, ale również ironicznie, bo wszak Hitler, w całej swojej tytanicznej obrzydliwości Mikiego kochał. Jak również inne produkcje Disneya. Wyobraźcie go sobie. W zaciszu gabinetu, gdzie na biurku leżą wszelkie zezwolenia na ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. On siedzi, ma odpalony projektor i zaśmiewa się z wszelakich perypetii rysunkowej postaci. Groteskowe? A jakże. Tym celniejsza była groteska, którą we wrednego malarza wymierzano na tej płaszczyźnie, z niemożliwym Chaplinem na czele.
Śmiech, co wiemy już od fizycznie nieistniejącego, ale przecież przywoływanego i cytowanego dzieła Arystotelesa (jak chciał niedawno zmarły Eco)... śmiech ma moc odzierania samozwańczych tyranów z ich szat. Odbierania im liktorskich rózg. Łamania kości ich totenkopfów. Śmiech i żart odbiera tyranowi majestat. Pozostawia go bezbronnym, nagim na diapazonie, bez naddatku autorytetu, bez zakłamujących rzeczywistość sztandarów.
Śmiechem i dowcipem walczy KOD. Podoba mi się to. O ile nie wystarczy to, by obalić ze stołka dziewiętnastowiecznego idiotę, to może jest KOD wyznacznikiem czasu. Tego, że uczymy się tego, co przynajmniej od Maeterlincka zna Zachód. Że w społeczeństwie może koniec Sobieskiego z husaria, a początek Gombrowicza z naprawdę sensownymi pytaniami.
Kaligula zasłużył sobie na śmieszność, ale i pamięć, mianując konia senatorem. Kaczyński właściwie całą polityką kadrową. Neron podobnie, podpalając (ponoć to jednak blaga) Rzym. Kaczyński wraz z Urbanem, Fico i resztą odszczepieńców podpalają Europę...
W 365 r.p.n.e. Niejaki Herostrates, byle szewc z Efezu podpalił Artemizjon, jeden z siedmiu cudów świata, mając nadzieję, że przyniesie mu to wieczną sławę. Innych możliwości nie widział. Jarosław Kaczyński jest Herostratesem naszych czasów. O czym Herostrates zapomniał? Że poza tym "że historia nas zapamięta", jest również "jak nas zapamięta". Jarosław Herostrates Kaczyński.
9 marca
Chciałbym wyrazić swoje poparcie i solidarność ze wszystkimi rodakami, którzy noszą piękne i wielce dźwięczne nazwisko "Dupa". Jak się okazuje, przez podobieństwo ich nazwiska z nazwiskiem p. o. prezydenta RP, stali się obywatelami gorszego sortu, a za samo wspomnienie ich nazwiska, dzieci w wieku wczesnoszkolnym są sekowane i poddawane czynnościom wydobywczym, a ich zeszyty analizie grafologicznej. #dobrazmiana w szkołach.
****
Dziś Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w sprawie ustawy mającej paraliżować jego prace. Jednym z pierwszych komentujących był minister Zero, który orzekł, że orzeczenie Trybunału nie ma mocy prawnej i nie jest wiążące. Przypomnijmy, że chwilę temu do tego samego gremium, które orzekało lazł po prośbie, starając się wybłagać przełożenie orzeczenia na późniejszy termin. Jak nazwalibyście kogoś, kto będąc ministrem po prośbie przyłazi do gremium nie mającego mocy wydawania wiążących orzeczeń? Mi przychodzi do głowy termin "chłystek".
****
Myślę sobie też, że prezes jest postacią tragiczną. Przy całej swojej chwilowej władzy, przy całej zachłanności w chełpieniu się tą władzą zapomniał o jednym. Swojego największego przeciwnika nie pokonał. Nie wygrał z Donaldem Tuskiem, który (przy wszystkich moich zastrzeżeniach do niego) jest najwybitniejszym politykiem ostatnich lat. Może sobie prezes z ław sejmowych rechotać ile wlezie, jest jednak człowiekiem niewielkiego formatu i krótkowzrocznym. Bo robi wszystko, aby sprawdził się jeden scenariusz. Taki mianowicie, że kiedy Tusk wróci z Brukseli, nie wróci jako tracący poparcie premier od ciepłej wody w kranie. Kaczyński, chcąc nie chcąc, sprawi, że Tusk jawić się będzie, jak Anders na białym koniu. Wyzwoliciel. Zbawca. Poniży Jarka po raz n-ty. Strąci w otchłań sromoty. Doprawdy, ci którzy widzą w Kaczyńskim genialnego stratega, oglądają pewnie "Trudne sprawy". Mniej trzeba było, Jarku, czytać tych książek o Stalinie, a przeczytać "Ryszarda III".
10 marca
Kolega. Prowadzi niewielką oficynę wydawniczą. Dla żartu jeden ze swoich projektów zgłosił do Fryderyków. Wczoraj odpowiadający za nie ZPAV ogłaszał nominacje do owych nagród. Nie trzeba było wiele. Ot, chwili zaangażowania znajomych. Pod fanpage"ową notką z nominacjami rozkręcił się totalny (ok 200 wpisów) shitstorm z grubsza traktujący o tym, dlaczego do nagrody nie został nominowany Mazut i sugerujący że owa nagroda jest ustawiana. A że admin ze ZPAV-owskiej strony internetsów nie umie... Chwilę później okazało się, że ZPAV żywo interesuje się dalszą Mazuta karierą.
Morał jednak jest taki, że przy odrobinie dobrej woli i zaangażowania, któremu towarzyszy jeszcze fajny pomysł... można. Naprawdę można. I to bodaj najbardziej pozytywny wniosek miesiąca.
Komentarze opinie