Reklama

Tygodnik codzienny, odc. 31 - Wdychaliśmy grzbiety nowych Thorgali...



 

Skoro tydzień temu udało się odrobinę odejść od polityki, czyli głównie #podłejzmiany, może warto byłoby pójść za ciosem... miecza Thorgala.

 

https://www.youtube.com/watch?v=_Errc7IMbFI

 

Chodziliśmy do księgarni
wdychać grzbiety nowych "Thorgali"
Próbowaliśmy z przedruków
Beksińskiego zrobić tło do akwarium


 

Sprawa nienowa, bo druga płyta Much, "Notoryczni debutanci" ma już sześć latek. Michała Wiraszkę prywatnie lubię, choć znam raczej przygodnie. Natomiast wysłuchawszy tej płyty zupełnie niedawno w stanie delikatnego upojenia, zacząłem zastanawiać się nad tym, że poza rapsami, na których zupełnie się nie rozeznaję, cierpimy na zupełną atrofię czegoś, co można by nazwać muzyką pokoleniową. Nasi co młodsi starzy, albo mocno starsze rodzeństwo miało swoje jarocińskie kapele falowe. Mniej starsze rodzeństwo mogło doznawać słuchając syfu w stylu – nie przymierzając - T.Love i im podobnych, ale zawsze utrzymywało się poczucie, że jest to coś ich wyrażającego. A my? Mówię o pokoleniu zwyżu demograficznej pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Co mieliśmy my? Zestarzały sleaze rock w stylu Motley Crue, czy Guns"n"Roses? Grunge, który nie do końca był nasz, bo kiedy Cobain zrobił swój trick ze strzelbą mieliśmy osiem-dziewięć lat? Nu metal i rapcore, które reprezentowały najwyżej przerośnięte ego Freda Dursta? W ciemnej du*ie byliśmy. Szczególnie na płaszczyźnie muzyki własnej, polskiej.

W pierwszych latach nowego millenium ludzie w moim wieku uparcie szukali w polskiej muzyce jakiegoś objawienia. Czegoś, co faktycznie funkcjonowałoby jako muzyczny trybun ludowy, wyrażało jeśli nie nasze ambicje (bo ponoć jesteśmy mało ambitnymi rocznikami), to przynajmniej nastroje. Stłoczeni w jakiejś zapomnianej już przez historię Jadłodajni Filozoficznej, jaraliśmy się (lub nie) Rentonami, Hatifnatsami, Black Lipsami... Mało ogarnięte i wówczas zaczynające dopiero karierę branżowe dziennikarki, szczególnie takie dwie – kto dobry żbik wie o które chodzi - nie mogły się zdecydować, czy wolą być zapleczem prasowym, czy groupies wspomnianych bandów, a za pukiel włosów łonowych Brandona Flowersa, podpier*oliłyby własnych starych na UB. Takie czasy...

I takie pokolenie. Chyba pierwsze od dawna artystycznie niereprezentowane, albo reprezentowane słabo, bo cóż mamy poza wspomnieniem "Relaksów"? Dopiero lat mając dwadzieścia-kilka miałem poczucie, że ktoś mówi moim głosem. A to za sprawą Much między innymi, ale również na przykład Afro Kolektywu. I tu dochodzimy do puenty. Znów nic nowego, bo płyta jest z zeszłego roku, ale przeraziło mnie, jak mało ludzi ją zna. A jest znakomita. Choć bardzo gorzka, bardzo hardkorowa, bardzo niepoprawna. Tym niemniej piekielnie inteligentna, ale tego akurat po Michale Hoffmannie należałoby się spodziewać. Jeśli ten facet nagra nieinteligentną piosenkę, obiecuję uciąć sobie coś z zakresu peryferiów. Kto więc nie zna, niech pozna. Polecam oczywiście album w całości. Zaboli, ale będzie to ból katartyczny. W tym konkretnym przypadku na przykład, Afrojax egzorcyzmuje homoerotyczne zabarwienie tak wykonawców, jak i fanów rapsu. I idealnie komentuje młodzieżowy zwrot ku prawicy. To akurat robi doskonale również drugi numer. Klikajcie play tylko jeśli jesteście pełnoletni.

 

https://www.youtube.com/watch?v=q0iBxspZ51Q

 

https://www.youtube.com/watch?v=4Qm-jyvEbq4


*****


 

Ale i #podłazmiana ma swoje oblicze muzyczne, o czym w tym tygodniu informowała nas sieć. Idzie o zespół ORO Prawica, który i muzycznie, i tekstowo doskonale reprezentuje mentalny poziom zwolenników PiS-u. A jest to muzyka w brzmieniu militarna, a w przekazie polityczna bardziej nawet niż – nie przymierzając – Laibach. Ale cóż... swój do swego, trudno oprzeć się wrażeniu, że do PiS-owskich twarzy prędzej to pasuje, niźli awangardyzmy Captaina Beefhearta, czy wysmakowane psychodelie późnych Beatlesów, co to przecież lewakami byli. Prosty lud i prostacka polityczna doktryna musi mieć dopasowany soundtrack. A nie jakieś narkomany dubstepy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=l_G5JBX1M6U

 

1. czerwca


 

Dzień dziecka. A dzieci jakieś obrodziły nam niepełnosprytne, czego dowodem tegoroczny Sejm dziecięcy. Brakowało tylko, żeby PiS-owskie bachory spaliły dziś w Sejmie kukłę Żyda. Sypały się okrzyki w stylu "Niech żyje wielka polska" (z małej, bo wielka biała polska to akurat rasa świni domowej i pewnie o nią chodziło), znana z Korwina trawestacja Katona, czyli "UE powinna zostać zniszczona" i tym podobne. Chciałoby się wytargać kaczanów za ucho, opie*dolić porządnie, wysłać na naukę historii. Ale... to właśnie w nauce historii, moim zdaniem, tkwi zarzewie takiej patologii. Dlaczego?

Nie jest tajemnicą, że w polskich szkołach, a w szczególności wśród historyków i polonistów nadreprezentowani są prawacy. Zakompleksiona wizja patriotyzmu każe im bowiem przed sobą i światem potwierdzać wielkość narodu, zgłębiać jagiellońskie chwały i na granicy psychodramy przeżywać narodowe klęski. A i sam system, z grafomanem Sienkiewiczem jako symbolem tu praktycznie doskonałym, ma poza nauką wpajać patriotyzm i tak dalej. Systemowe przyzwolenie i wspomniana nadreprezentacja prawaków efekt ma taki, że dzieciakom wbija się nieraz w szkołach endeckie kretyństwa. A że opozycyjny, rozsądny, liberalny patriotyzm jest o wiele mniej melodramatyczny, to i jego potencjał trafiania do dzieci jest wielokrotnie mniejszy. Efekty było widać dziś w Sejmie, który wybrzmiał jak walne zebranie kołchoźników, albo Hitlerjugend.

Stąd wniosek jeden. Rodzice, pilnujcie swojej latorośli, bo mogą przypadkiem trafić w łapska jakiegoś nieodpowiedzialnego psychola, a efekt będzie taki jak ostatnio, że zagłosują na PiS, albo jaki inny ONR i nad swoją rodzicielską, wychowawczą porażką będziecie się mogli najwyżej na starość rozpłakać. Na starość spędzoną pod butem Putina, bo wszak wiadomo, że PiS i ONR to jego piąta kolumna w naszym kraju.

 

*****


 

Mecz Polska – Holandia. Przegrany. Co mnie niezmiernie cieszy. Nie dlatego, bym źle życzył reprezentacji. Choć też daleko mi do stwierdzeń w stylu "Wygraliśmy", albo "Przegraliśmy". Bo ani ja, ani Pan, ani Pani nie grali, nie widziałem Państwa na murawie, więc jak to wygraliście, czy przegraliście? To jakaś durna odmiana społecznej synekdochy (totum pro parte konkretnie zdaje się), która ma brudny aspekt utrwalania dziewiętnastowiecznego myślenia kategoriami narodowymi. Ale nie w tym clou. Nie w tym też, że mam coś za złe drużynie, bo to od dawna pierwszy zespół, w którym grają raz: ograni w dobrych, nierzadko zagranicznych ligach profesjonaliści, dwa: ludzie, którzy nie posadzili dupska na laurach i nie zaczęli przemycać przez granicę białoruskich szlugów, czym ongiś zasłynął Hajto Tomasz. Chodzi mi o to, jaką straszną medialną sra*ę musiałem przyjąć na klatę w ciągu niedawnego zgrupowania w Arłamowie (gdzie kiedyś internowany był Wałęsa, gdyby kto nie wiedział). Wszystkie telewizje informacyjne co godzinę, z uporem godnym lepszej sprawy, puszczały materiały o tym że Lewandowski miał dziś twardy stolec, Krychowiak przeczesał włosy, a Piszczykowi się odbiło. A mnie się ulewało. Bo wcale nie mamy aż tak ogórkowego sezonu, żeby dostawać takiego swędzenia cewy. I oto pokarało. Już w przekazach medialnych byliśmy mistrzami Europy, a tu dowalił nam zespół, który na imprezę się nawet nie dostał. Piłkarzom życzę powodzenia na mistrzostwach, dziennikarzom i komentatorom odrobiny rozumu na przyszłość.

 

2. czerwca


 

Są już pierwsze efekty komuszej głupoty pod tytułem 500+. Zgodne z niektórymi przewidywaniami. A więc kolejno: bejoza, która kiedyś pooddawała dzieci do sierocińców, nagle zaktywizowała się rodzicielsko, zaczęła berbeci odwiedzać, a nawet interesować się odzyskiwaniem do owych praw. Nie pierwszy (i pewnie nie ostatni) to raz, kiedy PiS krzywdzi dzieci, wspomnieć choćby zamieszanie z sześciolatkami wywołane przez #podłązmianę i Elbanowskich. Ale co tam ich obchodzi, że i tak już skrzywdzone dzieciaki, będą narażone na dodatkowe stresy, a i może huśtawkę: rodzice beje-dom dziecka? Tyle, co nic.

Druga sprawa to fakt, że kiełbasę wyborczą #podłazmiana dała powąchać, ale ze zjedzeniem będzie trudniej, bo samorządy oczywiście nie dostały dotąd odpowiednich środków, a te były przy okazji wprowadzania 500+ obiecane. Trudno nie domyślać się w tym ukrytego planu brudzenia PR-u samorządom lokalnym, których demontażu chce wszak nasz żóliborski stalinek.

Trzecia wreszcie, to kwestia budżetu, który już w tym roku, przy PKB na poziomie 3% się nie dopina. Strach myśleć, co będzie w latach kolejnych. A za to zapłacę oczywiście ja. Oraz Pan i Pani. Państwo zapłacą. I Państwa dzieci. Nie bezpośrednio, ale zapłacicie. W szybującej w niespotykanym dotąd tempie wysokości długu publicznego, w obniżeniu ratingu kraju, czy wreszcie w obniżce wartości złotówki, co już jest piekielnie odczuwalne, również dla frankowiczów, którym przed wyborami prezydent, który się nie (D)udał, obiecywał ratunek. I tak właśnie kończą się komusze eksperymenty z zarządzaniem centralnym i galopującą redystrybucją. Kto narzekał na poprzedników, ma teraz to samo, tylko kilkakrotnie mocniej. Winszuję!

 

*****


 

Znana prawacka blogerka, Kataryna, przejrzała w końcu na oczy, czego dowodem jej wywiad dla "Polityki". Lepiej późno niż wcale. Wywiad odbił się szerokim echem w prawackiej blogosferze, gdzie Katarynę uderzyła taka fala hejtu, że znika z Twittera. O tym, że hejt, o ile nie jest prowokacją mającą służyć dobru i piętnować zło, sam jest złem, pisałem wielokrotnie. Ale trudno nie dodać w tym kontekście, że "kto sieje wiatr, ten zbiera burzę".

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Anfernee - niezalogowany 2016-06-03 17:43:32

    Siejesz, siejesz i w końcu zbierzesz

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do