Wchodzimy w okres świąteczny, a więc taki, kiedy nawet prezes być może umie przemówić ludzkim głosem. A może nawet jego klakierzy, którym dziękuję za wyzywanie mnie od idiotów. Szczypta choćby sympatii z Waszej strony przekonywałaby mnie, że może się zagubiłem, tudzież zdurniałem, zaczadziałem. Szczęśliwie chyba na razie wszystko jest w porządku.
4 grudnia
W mojej branży zapanował koniec roku. Jak na przełomie miesięcy sypnęły się ostatnie sensowne premiery, tak teraz panuje martwy sezon, sezon świątecznej biedy. Do połowy stycznia nie będzie praktycznie żadnych wartościowych płyt, tylko kolędy, piosenki świąteczne, hipermarketowy muzak. Czyli jak co roku. Żeby nie być gołosłownym – dotąd (a nie badałem tematu głęboko – raczej mocno pobieżnie) poleciały świąteczne albumy: Mirelle Mathieu, Kenny"ego Rogersa, Kim Wilde, Kylie Minogue i Liony Boyd. Oznacza to, że pomijając roczne podsumowania, zestawienia i inne dzikie węże, w końcu można odpocząć. I nie słuchać niczego poza Misfits (no, chyba że z przymusu Wham!). Klawo.
***
Zbigniew Libera, z którym, od czasów pamiętnego klubu Aurora, mam przyjemność i zaszczyt być na "Ty", choć On pewnie o tym nie pamięta, znany i szacowny artysta (m. in. Oświęcim z klocków Lego), opowiedział w niedawnym wywiadzie dykteryjkę, jak to dostał zlecenie artystyczne od grupki kombatantów. Miał namalować patriotyczną pietę. Czyli płacząca matka boska i Chrystus podmieniony na polskiego żołnierza zabitego przez Niemca, czy innego NKWDzistę. Jak zlecono, tak zrobił. Jednak przy prezentacji obraz się zleceniodawcom nie spodobał. Zapytani dlaczego im się nie podoba, odpowiedzieli: "Ona ma brązowe oczy!". Libera przemalował na niebieskie. Tym niemniej Polak potrafi. Nawet wyprzeć żydostwo z kobity imieniem Miriam urodzonej w Jerozolimie, albo Seforis (tradycja zna dwie wersje), z matki Żydówki. Potrafi też być przeciwny, czy wręcz agresywnie nastawiony do uchodźców, a jednocześnie raz w roku, z wielką celebracją, wspominać narodziny dziecka pewnej pary uchodźców właśnie. Czym to jest, jeśli nie dysonansem, albo wręcz schizofrenią?
6 grudnia
Barbórka, czyli święto pracowników uprzywilejowanych. Z sektora do którego wszyscy stale dokładamy. Ale oczywiście władze muszą się podlizać, pojechać, pobronić. Szkodliwe. Podobnie z tymi pięcioma stówami na dziecko. Bo ten projekt akurat widzę jako możliwie wielce szkodliwy właśnie. Dlaczego? Dlatego, że pracującym, wliczając w to prekariuszy, szczególnie jeśli funkcjonują w parze (a skoro dziecko, to raczej w parze) i oboje pracują, 500 zł nie czyni jakiejś szczególnej różnicy. Różnicę czynić za to będzie najuboższym. I o ile piękną ideą jest owych wspieranie, o tyle potrafię sobie wyobrazić, że najmocniej na takim dodatku skorzystają nie ci, którzy są wykluczeni ze względu na choroby, nieszczęścia, wypadki losowe, ale ci którzy do życia ze środków socjalnych zwyczajnie... przywykli. Zakładam, że gros tych pieniędzy nie pójdzie na właściwsze żywienie dzieci, nie pójdzie na pomoce szkolne, czy zajęcia pozalekcyjne, ale na wódkę dla tatusia, mamusi, albo obojga. Grupa proponowanych beneficjentów przesuwa się bowiem z dnia na dzień, ku post-PGR-owskim grupom biedy dziedziczonej. A więc znów mamy rozwiązanie populistyczne, zamiast systemowego, które takie środowiska by aktywizowało. Ale jakoś trzeba było te wybory wygrać, nie? Choćby komuszeniem... "PiS da" - zawsze śmieszne.
***
Tymczasem okazało się, że do organizowanych w Krakowie "Światowych Dni Młodzieży", które nam zaordynowała (wliczając ich lokalizację) głowa obcego państwa, a konkretnie: do ich organizacji, ma dołożyć miasto. A że miasto nie chce, dołożone zostanie z budżetu. Nie podoba mi się, kiedy głowa obcego państwa ma wpływ na budżet mojego kraju. Powiecie: pielgrzymi zostawią u nas pieniądze. Owszem, ale wcale nie tyle, ile by się można spodziewać. Euro zrobiło nam dobry PR, ale w podstawowym rachunku ekonomicznym nie było opłacalne. A Euro z założenia ściągnęło raczej tych, co mogli pozwolić sobie na bilety na mecze i chlanie w polskich knajpach, a więc ludzi teoretycznie zostawiających u nas o wiele więcej hajsu, niż skromny i raczej niepijący pielgrzym (niepijący w szczególności z racji przynależności do "młodzieży"). Może by tak odliczyć od funduszu kościelnego, zamiast robić spędy religijne z mojej kieszeni?
7 grudnia
Coraz bliżej święta... Coraz bliżej święta... Trwa rozdawnicza akcja pewnej marki napojów gazowanych. Rozdają je z ciężarówek. Za darmo. A ludzie lubią mieć coś za darmo. Do tego stopnia, że stają po te darmowe napoje w gigantycznych kolejkach. Sądząc po tempie przesuwu i owej kolejki długości, spędzić w takiej trzeba dobre pół godzinki. A napój w sklepie kosztuje 1,99-2,35 zł. Łatwo więc policzyć, że stawka godzinowa satysfakcjonująca część naszych rodaków, to 3,98-4,70 zł. Wszyscy jesteśmy chytrymi babami z Radiomia.
***
Fajna robota dwóch absolwentek wydziału Etnografii i Antropologii UW. Przeprowadziły badania gimbazy. Ale nie metodami socjologii, ale właśnie własnego wydziału. Wniosków ciekawych wiele (odsyłam do ubiegłotygodniowej "Polityki"), a wśród nich choćby ten, że gimby inaczej kształtują swój psychiczny obraz świata niż starsi od nich, czego dowodem choćby rugowanie pojęcia linearności. Czyli wolą Snapchata, niż Fejsbunia, bo snap jest chwilowy, więc nie ewokuje szczególnie, ani "przedtem", ani "potem". Dla mnie to nie do końca zrozumiała sprawa, spóźniłem się na te snapy. Daleki jednak jestem od formułowania ocen. Bo kiedy czytałem rzeczony tekst w "Polityce" zacząłem rozmyślać nad tym czy moje roczniki, a więc te rok-dwa przed i po trzydziestce też różniły się od poprzednich. Wyszło mi, że tak. Że na przykład z trudem przychodzi mi statycznie oglądać film. Dłonie latają, nie wiadomo co z nimi zrobić. Coś by się podjadło. Czymś by się człowiek pobawił. Bo film jest zbyt statyczny. Przynajmniej dla kogoś, kto na przełomie 80. i 90. lat katował cały dzień MTV (dawniej stacja muzyczna) i wychował się na estetyce teledysku. Albo komiksu. Ale przy dzisiejszym przebodźcowaniu młodzieży, moje własne to było przecież nic.
Ich świat jest światem appsów, szybkich fotek i filmików, 10 otwartych w przeglądarce kart, alt-tabowania, wielozadaniowości. Content coraz rzadziej odkrywa się przez linearną narrację, a coraz częściej klei się z cząstek? Czy to źle? Nie. Bo to inny świat, niż ten nasz. Więcej: oba te światy są poniekąd wobec siebie utajone. Ale ewolucja przecież działa. Więc czy nie jest uzasadnione dać im, ich lepiej przystosowanym do ich świata mózgom, ten ich świat osawajać i organizować, niż utyskiwać, że mają inne metody, niż my? Może właśnie próbujemy przekonać pierwszego nadawcę emaila, że powinien jednak użyć poczty tradycyjnej?
W dobie dyskusji nad wtórną reformą systemu edukacji, myślę że warto chwilę się nad tym zatrzymać.
***
Czystki w TVP PiS już chyba zaczął, bo o ile w telewizji poleciał ostatni odcinek programu "Tomasz Lis na żywo", o tyle kiedy próbowałem znaleźć go na stronach publicznej, kiedy klikałem linka, ów (w pasku) wyświetlał mi się – a jakże. Ale pod właściwym linkiem (podany numer odcinka itd.) widniała tylko i wyłącznie główna strona nadawcy.
Media niepubliczne zacierają ręce. Lepszego sabotażu konkurencji, niż oddanie TVP Czabańskiemu nie mogliby chyba nawet wymodlić.
***
Gliński zaordynował przegląd sztuk, dzięki czemu dołączył do najbardziej polewkowego grona w najbardziej od dawna polewkowym rządzie. Sęk nie w tym jednak, że się człowiek z Podlasia kompromituje, bo nie pierwszy to w jego wykonaniu raz i nie pierwszy to kompromitujący się człowiek "stąd". Sęk w tym, że to dowodzi, że choć dobrze dotąd nie było, to teraz jest gorzej. Bo dotąd poprzedni rząd zupełnie się kulturą nie interesował. Wiadomo było, że Tusk lubi "haratać w gałę", nie wiadomo było na przykład jakiej muzyki słucha, w jakich powieściach gustuje. Ot, kultura i rządzący byli zbiorami sprawiającymi wrażenie rozłącznych. Czyli, mówiąc prosto: trepy się kulturą nie interesowały, więc nie wchrzaniały się artystom i twórcom w robotę. Teraz będzie gorzej, bo trepy podobne, lub gorsze, będą to robić.
Co znów może przynieść dobry obrót, przeciwny do intencji rzeczonych trepów. Bo jak w świeżym jeszcze wydaniu kwartalnika "Noise Magazine" zauważa w swoim felietonie Sz. Kol. Piotr Weltrowski, czy thatcheryzm w UK, czy rządy Bushów, a więc rządy prawicowe, konserwatywne, zideologizowane, na artystyczną ambicję działają, jak płachta na byka, doskonale stymulując jej rozwój. Bo sztuka rodzi się z napięcia, ze sprzeciwu, z dyskusji. Jak nie znoszę Hegla, tak tu może znajduje on zastosowanie.
Im więcej więc Gliński i podobni mu hunwejbini nawsadzają w kulturę palców, tym prędzej okaże się, że choćby i dodatkowe wyhodowali, w końcu im ich zabraknie. Co jest jakimś tam pozytywnym stwierdzeniem na koniec.
Komentarze opinie